
Marta wszędzie zabiera ze sobą Jacka: - Gdzie ja, tam i on
Kamieniec, parę kilometrów za Aleksandrowem Kujawskim - Marta robi obiad dla piętnastoletniego brata, później posprząta.
Solec Kujawski, niedaleko Bydgoszczy - Michał przygotowuje się do wyjścia, za pół godziny musi być w domu pomocy społecznej, w którym jest wolontariuszem.
Toruń, osiedle Wrzosy. Mateusz opracowuje scenariusz najbliższego ogniska dla rodzeństwa, dzieci z rodzin zastępczych i adopcyjnych.
Trzy razy "M" dzielone przez "M" - mógłby ktoś powiedzieć: "M" jak Marta, Michał i Mateusz. "M" jak maturzyści. Ale łączy ich coś jeszcze.
- Marta, Michał i Mateusz są laureatami Ogólnopolskiego Konkursu Ośmiu Wspaniałych. Z Ósemki Wspaniałych aż trzech, a raczej troje, jest z naszego regionu - opowiadam starszej pani - sąsiadce, która wywołała temat pytając "co nowego pani redaktor, czym się teraz zajmujemy?" - Każdy z nich jest inny - mówię dalej.
Michał nie znosi szpinaku, uwielbia żelki, kluski, naleśniki i czekoladę. Słucha rocka. Przebojowy, lubi fizykę, matematykę, biologię. Dużo mówi. Mateusz powie coś, jak się go o to poprosi. Skromniutki, woli być w cieniu niż w świetle reflektorów, nie ma ulubionej potrawy. Poważny. Lubi piosenki Piaska, słucha radia. I choć miał szóstkę z historii, za nią właśnie najmniej będzie tęsknił. Widzi siebie w roli informatyka. Marta ciągle się śmieje, ale gdy wspomina mamę, nie potrafi zapanować nad łzami. Boi się ciemności, myszy. Uwielbia zupę pomidorową, przepada za muzyką folkową. Niby tacy różni, a jednak całkiem podobni: - Najważniejsze jest dawanie siebie innym - mówią jednym głosem, choć każdy z nich innego dnia i o innej godzinie.
Marta, siostra od aniołów
Więc Kamieniec, kawałek za Koneckiem, rzut kamieniem od Aleksandrowa, dom w polu, otoczony lasem. Na podwórku trzy psy, dwa prosiaki (w chlewiku dużo więcej). Za domem, na polu, zazwyczaj buraki. To tu właśnie mieszka Marta Kozłowska. - To twarda babka - mówi z szacunkiem Tomek, straszy brat Marty.
Tomek jest dumny z siostry, z jej wyników w nauce. Trzy razy z rzędu, rok po roku, dostawała stypendium Prezesa Rady Ministrów przecież, a takie stypendium to już nie byle co, prawda? Za ostatnie kupiła "białą gwiazdę", czyli przechodzonego malucha, przedostatnie włożyła w gospodarkę, a pierwsze oddała mamie. Dzisiaj mamy już nie ma.
- Zginęła w wypadku, dwa lata temu. Prowadził Paweł, drugi brat, mama siedziała obok, jakiś samochód wjechał w nich od strony pasażera - Marta płacze.
Oprócz niej - osiemnastolatki - w domu pod lasem został jeszcze 24-letni Tomek, 22-letni Paweł i 13-letni Jacek (ojciec umarł 14 lat temu, miał raka).
Marta - jedyna kobieta w rodzinie - zajęła się domem (bracia gospodarstwem). Prała, sprzątała, gotowała. Wszystkiego musiała się nauczyć, bo nie robiła tego wcześniej (dzisiaj w domu błyszczy, a bracia jej kucharzenie oceniają na dziesiatkę). Najmłodszy Jacek? - Ani przez chwilę nie pomyśleliśmy, żeby komuś go oddać. Dalsza rodzina? Dom dziecka? To nie do pomyślenia! - mówi Marta.
Od dwóch lat nie ma imprez, dyskotek, spotkań z przyjaciółmi po lekcjach. Nawet jak już pozwoli sobie na odrobinę szaleństwa i idzie z chłopakiem do pizzerii zabiera ze sobą Jacka. Zawsze. - Gdzie ja tam i on - śmieje się Marta i chwali, że świadectwo z paskiem, że grzeczny. Marta więc nie narzeka. Mimo że za swoje lekcje brała się czasami dopiero po północy, albo między garnkiem a deską do prasowania. Mimo że koledzy mówili: "Stara, daj spokój, zrób sobie wolne; chodź z nami na dyskotekę, na piwo". Nie narzeka, bo: - Trzeba odróżnić sprawy ważne od tych mniej ważnych - mówi.
Ale czasami miała wolne. Na przykład, gdy dzień wcześniej udało się jej ugotować obiad na dwa dni. I wtedy... Wygospodarowany czas przeznaczała na spotkania z dziećmi z domu dziecka, na organizację szkolnych imprez, zbiórek pieniędzy, programów edukacyjnych. Robiła to wcześniej, robi więc to teraz.
- Zrezygnowała tylko z jednej rzeczy, z tańczenia w zespole folklorystycznym. Nie wypadało, żałoba - Marta ma łzy w oczach. Ale rozjaśnia się natychmiast, kiedy do pokoju wchodzi Jacek, dzisiaj już piętnastoletni. - Fajna jest siostra - mówi wesoło (uśmiech mają ten sam). - Ale czasami krzyczy. Ostatnio, kiedy naniosłem piachu do łóżka. A jak się gra w piłkę, to się nanosi, prawda?
Marta: - Można się wcześniej otrzepać.
Świat na tak w internecie
Michał: - Za taki uśmiech aż chce się żyć
"Celem konkursu jest promowanie pozytywnych, prospołecznych postaw i działań młodzieży na rzecz najbliższego otoczenia: grupy rówieśniczej, sąsiadów, osiedla, szkoły, klasy, oraz upowszechnianie zachowań życzliwości na co dzień, jako antidotum na agresję i brutalizację życia" - przeczytamy na stronie organizatora konkursu - Fundacji "Świat Na Tak", która zebrała na tegorocznej gali około trzystu młodych "wspaniałych" ludzi z całego kraju, w tym prawie 70 nominowanych do tytułu jednego z "Ośmiu". I było tak: najpierw swoje kandydatury podały szkoły, wśród nich miejskie samorządy wyławiały swoją "ósemkę", wskazując jednocześnie na lidera, który jechał parę tygodni później na przesłuchania do Warszawy, a jeszcze później na finał do Wrocławia.
Misiu wiecznie spóźniony
Więc Bydgoszcz, Liceum nr 5. Michał Gąsiorowski przyjechał tu z Solca Kujawskiego, w którym mieszka, żeby pokazać opiekunce szkolnego wolontariatu swoje trofea: statuetkę z bursztynu w kształcie ósemki, dyplomy. Ewa Ługiewicz-Adamska dyplomy kseruje. I jest szczęśliwa. Jak by nie było, trochę chyba do tego sukcesu się przyczyniła, pokierowała, obrobiła surowy materiał. - Ale też trzeba przyznać, że Michał był łatwy w tym obrabianiu - przyznaje
- Otwarty, pełen pomysłów, ambitny - wymienia Anna Wojtczak-Fajga, kolejna opiekunka wolontariuszy. - Zaradny, kulturalny, z poczuciem humoru - doda jeszcze Adamska.
- Kojarzyć go będę przede wszystkim ze szkolnym teatrem i kabaretem - powie Anna Zygmunt, wychowawca.
- Ja też najmilej będę te chwile wspominał - śmieje się Michał. - Szczególnie moją rolę kobiety w kabarecie przygotowanym na studniówkę (sam napisał scenariusz), bo mogę już sobie wyobrazić, jak czuje się brzydka kobieta.
- Jak?
- Och, czułam się taka odrzucona - Michał naśladuje kobiecy głos i teatralnym gestem poprawia sobie włosy.
- I o jeszcze jednej rzeczy będę pamiętać - dorzuca wychowawczyni Michała. - Pan Gąsiorowski notorycznie się spóźniał na pierwsze lekcje.
Bo dzień Michała był zawsze jakby z gumy i jednocześnie tak jakby za krótki: oprócz szkoły, lekcji (bardzo dobry uczeń), Michał opiekował się jeszcze osobami starszymi w domu Pomocy Społecznej "Promień Życia", dziećmi z problemami w "Promyczku" przy bydgoskim Pałacu Młodzieży (odrabiał z nimi lekcje). Poza tym prowadził szkolne debaty, zbierał pieniądze dla hospicjum, dla dzieci niewidomych, dla dzieci ze szpitala i... I długo by jeszcze wymieniać. Jedno jest pewne - na pierwszym miejscu na tej długiej liście jest wolontariat, bo...
- Bo nic nie zastąpi uśmiechu starszej pani, której wręczysz bukiecik stokrotek na przykład. W tym uśmiechu jest wszystko - radość, wdzięczność, sympatia. Za pamięć, za serce, za trochę zainteresowania. Taki uśmiech może być motorem do działania przez cały rok nawet, naprawdę. Taki uśmiech... Aż chce się żyć - twarz Michała promienieje.
Wielki finał we Wrocławiu
Mateusz z rodzicami. - Od czterech lat nie miał wakacji, mówi mama
"Konkurs promuje młodych ludzi mających z jednej strony pozytywną projekcję własnego życia, z drugiej - wielką wrażliwość na potrzeby człowieka słabego, szukającego oparcia, gotowych zawsze wyciągnąć rękę do potrzebującego i pospieszyć mu z pomocą" - mówi ktoś ze sceny wrocławskiego teatru. Za chwilę ogłoszenie wyników... Pierwsza swoje nazwisko słyszy Marta, później Michał, na końcu - Mateusz. Marcie uginają się nogi, Michałowi zasycha w gardle (na szczęście nie musiał nic mówić do mikrofonu), Mateuszowi drżą ręce.
Małomówny Mateusz
Więc Toruń, osiedle Wrzosy. - Prowadzimy rodzinny dom dziecka - mówi mama Mateusza i z dumą pokazuje nową kuchnię, która służyć ma ich jedenastoosobowej rodzinie, czyli: im - rodzicom i Mateuszowi, jego siedmioletniej siostrze Halince (jest też starsza - dwudziestodwuletnia Joanna, studentka medycyny - ale mieszka w Szczecinie) oraz dla ośmiorga wychowanków: pięcioletniego Kacpra; dziewięcioletniego Mateusza; jedenastoletniego Karola, jednego i drugiego Dawida; dwunastoletniej Karoliny i Angeli oraz czternastoletniej Sandry (na śniadanie idzie 7 litrów mleka i dwa kilo płatków owsianych).
Jak ogarnąć tę całą gromadkę? Przy pomocy syna.
To Mateusz pomaga im w lekcjach, zabiera na wycieczki rowerowe, organizuje kuligi, wyjścia do kina, wozi do lekarza, maluchom struga zabawki z drewna (piaskownica i huśtawka w ogrodzie to też jego zasługa), robi z mamą zakupy (jest tego zawsze dużo). A w wolnej chwili organizuje ogniska, zabawy, konkursy dla "swoich" dzieci i dzieci z ośrodka adopcyjnego i rodzin zastępczych, bawi się społecznie w tłumacza języka angielskiego, odbiera stypendia naukowe (a uczy się tylko w nocy, kiedy w domu jest najciszej).
- Jest niezastąpiony - Krzysztof Rzewuski z dumą patrzy na syna. - Pokorny, posłuszny, prawdomówny.
- Od czterech lata nie miał wakacji i nie marudzi. Dobry materiał na męża, umie zmieniać pieluchy - dodaje Helena Rzewuska.
- Tak, tak - śmieje się Mateusz. - Kiedyś rodzice prowadzili pogotowie opiekuńcze. Przez nasze ręce przeszło naście kilkumiesięcznych maluszków. Ktoś musiał mamę zastępować. Jako piętnastolatek potrafiłem więc już przewijać i karmić. Czasami nawet dwa maluchy naraz.
- A w przyszłości będziesz...
- Chciałbym też, jak mama i tata, prowadzić rodzinny dom dziecka. Bo człowiek - jak powiedział Jan Paweł II - jest wielki nie przez to co posiada, lecz przez to kim jest, nie przez to co ma, lecz przez to, czym dzieli się z innymi.
***
Na osiedlowej ławce siedzimy już parę kwadransów. Niby długo, a tak naprawdę krótko. Szkoda, bo nie sposób dokładnie opowiedzieć wszystkiego w te kilka chwil, szkoda, bo...
- Aż dziw, że tacy młodzi ludzie w ogóle istnieją - sąsiadka trochę nie dowierza.
- Istnieją, istnieją - przekonuję. - Michał ma prawie dwa metry wzrostu. Marta piękny uśmiech, a Mateusz fryzurę á la Andrzej Piaseczny. Pierwszy chce być lekarzem, drugi informatykiem, a Marta widzi siebie tylko w roli nauczycielki języka angielskiego. Wszyscy chcą mieć duże rodziny, wszyscy chcą dzielić się sobą z innymi.
- Gdyby takich ludzi jak ta trójka było więcej na świecie - starsza pani wzdycha - byłoby nam lepiej.
To prawda.