https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Twarda szkoła pod wieżą Eiffla

Magdalena Adamska
Każdą wolną chwilę wykorzystują na ćwiczenia
Każdą wolną chwilę wykorzystują na ćwiczenia
Trwają przygotowania do nowego show TVN-u "You Can Dance - Po prostu tańcz!".

Wyłoniona w krajowym castingu pięćdziesiątka tancerzy wylewała w Paryżu siódme poty pod okiem międzynarodowej grupy instruktorów. W telewizji zobaczymy tylko szesnastu najlepszych z tej grupy. Ale wszyscy dali z siebie wszystko. O miejsce w elitarnej 50-tce ubiegało się ponad 4 tysiące osób z całej Polski. - Szczęścia próbowali różni, niektórzy w ogóle nie umieli tańczyć. Były też osoby dość wiekowe, np. przyszedł mężczyzna, który miał 63 lata opowiada Weronika Marczuk-Pazura, jedna z jurorek programu. - Ja najbardziej żałowałam, że nie możemy zakwalifikować dwóch 12-letnich chłopców, którzy tańczyli po prostu przepięknie. Byli zbyt młodzi. Kryterium wyboru było jednak bezwzględne, uczestnicy oprócz umiejętności muszą mieć mniej więcej od 18 do 30 lat.

Nagrodą jest Broadway

Na warsztaty do Paryża pojechali już ci, którzy przeszli wyjątkowo trudne sito eliminacji. W stolicy Francji mieli tylko tydzień, by udowodnić, że to właśnie oni powinni znaleźć się w finałowej szesnastce, która tej jesieni będzie walczyć o główną nagrodę. A jest o co! Najlepszy zawodnik zdobędzie roczne stypendium i pojedzie na Broadway, by uczyć się od najlepszych. A kto wie, może uda się mu zahaczyć w którymś z tamtejszych teatrów? W czasie nauki zwycięzca będzie mieszkał w opłaconym przez telewizję apartamencie.

Tydzień w Paryżu bynajmniej nie minął uczestnikom "You can dance" na kręceniu się wokół wieży Eiffla i Łuku Triumfalnego, zakupach czy zabawie. Codziennie od 8 rano do późnego wieczora brali udział w warsztatach prowadzonych przez najlepszych instruktorów tańca na świecie: Anthony'ego Kayea, współpracującego m. in. z Kylie Minogue i Jamelią, Irę Nadię Kodiche, francuską choreograf specjalizującą się w modern jazzie, niekwestionowane gwiazdy salsy Joannę Szokalską i Crisa de la Penę rodem z Chile oraz dwóch wybitnych polskich choreografów Krzysztofa Rudzińskiego i Piotra Jagielskiego.

Taniec zamiast snu

- Menedżer hotelu, w którym zatrzymali się uczestnicy show, zadzwonił do mnie i powiedział, że pozostali goście hotelowi są zaszokowani, gdy około 3 nad ranem widzą na korytarzach grupy młodych, którzy ćwiczą do upadłego dziwne pozy wspomina Grzegorz Piekarski, producent programu. - Oni nawet w czasie przeznaczonym na wypoczynek nie przestawali trenować. Ba! Nawet ściągnęli jednego wieczora Crisa, by poćwiczyć jeszcze salsę, z którą szło im najgorzej!
- Mogę śmiało powiedzieć, że po trzecim dniu szkolenia wszyscy jesteśmy wręcz zakatowani - wyznaje uczestnicząca w programie Ania z Łodzi. - Mamy potworne zakwasy i nie starcza nam już sił, by podnieść jakąkolwiek kończynę. Ale wiemy, że warto, bo jest o co walczyć - dodaje po chwili.

Nic dziwnego, że pełne ręce roboty ma Szczepan Figat, wykwalifikowany masażysta, który zostaje do dyspozycji tancerzy przez cały czas szkolenia.
- Obtarcia, stłuczenia, a nawet zwichnięcia i inne poważniejsze kontuzje to normalne wśród tancerzy - mówi. - Wczoraj pracowałem od 7 rano do pół do czwartej w nocy. Chyba sam powoli zaczynam potrzebować dobrego masażysty - śmieje się.

Ach, ci Polacy!

Za najbardziej surowego szkoleniowca uchodzi Cris de la Pena. Wśród uczestników show nie ma osoby, która powiedziałaby o nim inaczej jak: surowy, wyjątkowo wymagający, bezwzględny. - Jak do tej pory, zauważyłem tylko jedną dziewczynę z całej pięćdziesięcioosobowej grupy, z którą ewentualnie chciałbym zatańczyć salsę - wyznaje bez ogródek Chilijczyk. Potwierdza, że jest bardzo wymagającym instruktorem i żąda od tancerzy, by dawali z siebie wszystko. - U mnie nie ma taryfy ulgowej. Taki mam już styl pracy: wrzeszczę na nich, zmuszam do nadludzkiego wysiłku. Po prostu lubię pracować z profesjonalistami. Mimo mocnych słów Cris de la Pena bardzo wysoko ocenia poziom uczestników polskiej edycji "You can dance. - Ci młodzi Polacy są bardzo wytrzymali, pracowici, wymagający wobec siebie i zafascynowani tym, co robią. Mogę śmiało powiedzieć, że Francuzom, Włochom czy Hiszpanom brakuje determinacji i zaangażowania Polaków. Szwedzi z kolei są zbyt powściągliwi i chłodni, Niemcy nie poruszają się tak zgrabnie i swobodnie, a Anglicy nie są tak zdyscyplinowani.

Podczas warsztatów w Paryżu tancerzom przyglądają się jurorzy: Weronika Marczuk-Pazura, m. in. producentka i organizatorka widowisk rozrywkowych, oraz dwaj choreografowie i tancerze Agustin Egurrola oraz Michał Piróg.
- Plan zajęć jest tak napięty, że nawet nie miałam czasu wyskoczyć na miasto, o zakupach już nie wspomnę - mówi Weronika Marczuk-Pazura. - To program dla zaawansowanych, a nie stawiających pierwsze kroki. Ale i tak dla mnie jako jurorki najtrudniejsze jest eliminowanie kolejnych kandydatów. Bardzo to przeżywam i za każdym razem chce mi się płakać.

Mniej emocjonalne podejście do uczestników show ma Michał Piróg, który uważa, że wygrać może tylko najlepszy. I choć ma już swoich faworytów, stara się tego nie okazywać. - Zachowuję dystans, nie angażuję się w żadne znajomości prywatnie i nie spoufalam z tymi ludźmi. Nie jestem tu po to, by poklepywać ich po ramieniu, tylko po to, by wyłowić mercedesa wśród tancerzy. Nie czuje wyrzutów sumienia eliminując kolejnych kandydatów, w końcu od tego jest juror.
W kuluarach szeptano, że Michał Piróg jest zbyt surowy. - Czepia się, jego uwagi są złośliwe i nijak się mają do naszych umiejętności - wyznaje po występie jeden z uczestników. - Zachowuje się jak Wojewódzki w "Idolu".

Kinga Rusin i ekspert od hip-hopu

Kinga Rusin ze swoimi podopiecznymi na paryskiej ulicy

Wraz z jurorami do Paryża przybyła Kinga Rusin, prowadząca "You can dance". - Format tego programu poznałam dwa lata temu podczas wakacji w Stanach - wspomina. - Po powrocie szepnęłam Edwardowi Miszczakowi, że powinien koniecznie zobaczyć tę produkcję. Trochę czasu minęło, zanim zainteresował się nią, ale w końcu udało się, co więcej spodobała mu się i powiedział , że nie widzi nikogo innego w roli prowadzącego, jak tylko mnie - dodaje ze śmiechem. Rusin jest zachwycona uczestnikami polskiej edycji.- To są różni ludzie: jedni musieli się nauczyć karate, bo byli katowani przez ojców, inni zamiatają ulice, by opłacić sobie zajęcia. To nie są pieszczoszki losu. Łączy ich jedno: kochają taniec! - Podobnie jak Michał Piróg dziennikarka nie chce się z nikim zaprzyjaźniać, to nie byłoby fair w stosunku do biorących udział w programie. - Ale patrzę na nich z podziwem. Zresztą sama doskonale pamiętam, jak to jest, gdy dostajesz jedną szansę i musisz ją wykorzystać, jeśli chcesz zaistnieć. Ja mam to za sobą.

Kinga Rusin zdradza, że szefowie TVN sprawili jej niespodziankę i opłacili kilka godzin zajęć z hip-hopu z Anthony Kayem. - Nawet nie przypuszczałam, że ten styl jest tak trudny. Podziwiałam Anthony'ego za jego anielską cierpliwość wobec mnie! A tak poważnie, dzięki tym kilku godzinom nabrałam jeszcze więcej szacunku dla uczestników "You can dance. Nauka trzech, czterech taktów jest wyjątkowo trudna, a oni to tańczą z taką lekkością, że szczęka opada.

Przy okazji Rusin zdradziła, że tego samego dnia, w którym przyleciała do Paryża, rano wróciła z córkami z wakacji spędzonych w Chorwacji. - Zmieniłam walizki, wsiadłam w samolot i już mnie nie było. Na szczęście moje dziewczynki wiedzą, że pracuję, robię to, co kocham i nie mają mi za złe tego, że znów mnie nie ma.
Szkolenie w Paryżu bardzo zbliżyło do siebie uczestników programu. Prawdziwa rywalizacja dopiero się zacznie zapowiada producentka ze strony TVN Ewa Leja. - Tu, w Paryżu, ci młodzi ludzie mają poczucie, że są na warsztatach, pomagają sobie, dopingują się. Gdy zostanie wyłowiona finałowa szesnastka i wrócimy do kraju, oni zdadzą sobie sprawę z tego, że teraz zaczyna się walka o główną nagrodę. A o niej marzy każdy z nich.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska