https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tygiel

Michał Pokrzywiec
Michał Pokrzywiec
Laureaci teleturnieju na znajomość polskich seriali w nagrodę mieli możność objechania dookoła kuli ziemskiej. Opisywali już w "Pomorskiej" swój pobyt w Stanach Zjednoczonych i Australii, a dziś kolej na Azję...

     Kiedy w 1819 roku sir Stamford Raffles zakładał port handlowy na biednej wysepce Singapur myślał tylko o tym, aby ustanowić przeciwwagę gospodarczą dla rosnącej w tej części świata potęgi Holendrów. Do głowy mu nawet nie przyszło, iż stworzy nową potęgę: turystyczną.
     Dzisiejszy Singapur to 59 wysepek i około 3 miliony mieszkańców. Przyjezdnego zdumiewa wielonarodowościowy i wielokulturowy tygiel miasta. W Singapurze spotkać można wszystko to, co zdaje się być najlepsze w wielu kulturach. Chińska uprzejmość, hinduskie zamiłowanie do handlu, angielska perfekcja, niemiecki porządek, amerykański rozmach, polska fantazja.
     Właśnie ów porządek przyprawiał mych współtowarzyszy podróży o niewielki ból głowy. Na całym świecie znane są surowe singapurskie mandaty za śmiecenie na ulicach. Rzucenie na ziemię niedopałka bądź nawet palenie w miejscu gdzie nie stoi popielniczka może skończyć się zubożeniem o 1000 $ - na szczęście singapurskich. Widać, jak turyści uprawiają dziwną grę przypominającą "komórki do wynajęcia": wzajemne podkradanie sobie miejsc gdzie wolno palić. Dla mnie osobiście szokiem była wieść, że mogę zostać ukarany za żucie gumy! Dlaczego?! Bo nikt nie wie, co ja z nią później zrobię. Jednak dzięki temu z podziwem patrzyłem na wszelkie chodniki: niedościgniony wzór czystości.
     Wielkim zaskoczeniem była pogoda. Nastawiliśmy się na wysokie temperatury (i dobrze!), jednak wilgotność powietrza przeszła wszelkie nasze oczekiwania! Pierwsze wyjście z klimatyzowanego holu lotniska na gorące wilgotne powietrze można porównać jedynie z wizytą w saunie. Sprzęt elektroniczny na długie godziny odmówił współpracy. Nasze organizmy zresztą również.
     Zwiedzanie Singapuru rozpoczęliśmy od dwóch najbardziej charakterystycznych dzielnic miasta: Chinatown oraz Little India. Spacer uliczkami chińskiej dzielnicy to niezapomniane wrażenie: niewielkie kolorowe domki, stylowe zdobienia, ciasne sklepiki, świątynie, kapliczki i meczety. Jeżeli chcesz poznać swą przyszłość - uliczny wróżbita ci w tym pomoże. A zakupy? Tylko tutaj! Obok wszechobecnej tandety można znaleźć prawdziwe arcydzieła i to za niewielkie pieniądze. Miejsca kultu sąsiadują z tradycyjnymi restauracjami, a niewysoki mur dzieli cichy i spokojny klasztor od rozkrzyczanego i tętniącego życiem targowiska.
     Z kolei dzielnica indyjska oszałamia kolorami. Przepiękne ozdoby, stragany na ulicach, głośna muzyka i drogie samochody dopełniają klimat indyjskiego subkontynentu. Pierwsi Hindusi byli przywożeni w rejon Malezji jako niewolnicy. Tu osuszali bagna, budowali drogi i kanały. Ich dziełem jest obecny Dom Prezydenta oraz przepiękna katedra św. Andrzeja.
     W świecie biznesu Singapur słynie z czterech rzeczy: kauczuku, ropy, cyny i banków. Wśród turystów w rankingu zwyciężają ogrody botaniczne, parki dzikich zwierząt oraz fantastyczne obiekty architektoniczne. Pierwszy eksperymentalny ogród botaniczny założył wspomniany już sir Raffles na wzgórzu, gdzie później zbudowano umocnienia wojskowe zwane Fort Cannig. Od tamtej pory miasto tonie w zieleni. Na każdym kroku widać rabaty, drzewa, fikuśne kwiatki i krzewy. My mieliśmy okazję zwiedzić Narodowy Park Orchidei. Takiego nagromadzenia kwiatów w jednym miejscu jeszcze nie widziałem! Kolory, zapachy, kształty i kompozycje przyprawiały o ból głowy. A wszystko przepięknie wkomponowane w krajobraz.
     Inną atrakcją jest nocne safari w parku dzikich zwierząt. Niewielkimi otwartymi busikami wszyscy chętni obwożeni są w pobliżu najbardziej ekscytujących gatunków. Łamiąc zakaz zrobiłem kilka zdjęć z fleszem, przez co naraziłem się przewodnikowi i stadu lwów. Jednak możliwość oglądania tych fascynujących stworzeń całkowicie zrekompensowała mi wymowne mruczenie strażnika grożącego wyrzuceniem z pojazdu.
     Singapur jest stosunkowo młodym miastem, więc (podobnie jak w Stanach) wszelkie budynki starsze niż sto lat traktowane są jak zabytki klasy zerowej. Do tego zbioru z pewnością zalicza się szacowne grono stylowych hoteli takich jak Raffles Hotel czy Fulerton Hotel. Inne godne uwagi budynki to gmachy parlamentu, ratusza czy sądu najwyższego, fantastycznie rzeźbione fasady światyń czy stylizowane hotele i ambasady. Można by jeszcze wiele wymieniać. Jednak na całej naszej czwórce największe wrażenie zrobiła wspomniana wcześniej katedra św. Andrzeja. Zbudowana w 1861 przez długie lata opierała się kaprysom pogody dzięki specjalnemu tynkowi pokrywającemu ściany. Była to mieszanina białka jaj, wapienia, cukru i łupin orzecha kokosowego. Piękna, biała, strzelista budowla zachwyca do dziś.
     Symbolem miasta jest Merlion: półlew, półryba. Ta bestia miała ukazać się jednemu z książąt u brzegów Singapuru mniej więcej 700 lat temu. Dziś olbrzymia rzeźba straszy jedynie turystów tryskając wodą z paszczy u ujścia rzeki Singapur do morza.
     Do dwóch rzeczy nie mogliśmy się przyzwyczaić: wszechogarniającego upału i ruchu lewostronnego. Tylko dzięki refleksowi i wyrozumiałości kierowców kilka razy udało nam się ujść z życiem spod kół pędzących taksówek. Przecież każde dziecko wie, że wchodząc na jezdnię najpierw patrzymy w lewo! Tam ta zasada nie zdaje egzaminu.
     Jak wszędzie tak i w Singapurze spotkaliśmy Polaków. A dokładnie dwie młode Polki - dziewczyny spędzały tam krótki urlop. Wyobraźcie sobie nasze zdziwienie, gdy wpadliśmy na siebie na nocnym safari. Mając na uwadze rozmowę z pracownikiem naszego hotelu, który twierdził, że Polaków w Singapurze raczej się nie spotka, słysząc polską mowę wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
     Singapur był najbardziej kosmopolitycznym miastem na trasie naszej podróży wokół świata. Takiej mieszanki kulturowej później już nie spotkaliśmy. Jeśli ktoś chce poznać dalekowschodnie cywilizacje, skosztować klimatu okołorównikowego, a przy okazji spędzić urlop w europejskich warunkach bytowych, to nie ma jak Singapur. A i pałeczkami nauczyć się jeść można...!!!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Biznes

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska