Lech Kowalski, który pochodzi z okolic Rypina, dyplom obronił z geografii w 1967 roku. Interesował się nią od szkoły podstawowej, a potem sam uczył dzieci.
- Pobyt w Toruniu to były najprzyjemniejsze lata mojego życia - wspomina -. Zresztą najpierw skończyłem tutaj studium nauczycielskie, a dopiero potem, już jako nauczyciel geografię. Z sympatią wspominam moich profesorów: Galona czy Niewiarowskiego - odwiedzałem go zawsze, gdy tylko przyjeżdżałem do tego miasta.
Większość jego kolegów z roku dostała pracę w Geofizyce. Zresztą geografowie, z tytułem magistra z lat 1952-2000, w tym roku stanowili najliczniejszą grupę absolwentów. Zjazd "Jesienne powroty", jak co roku, zorganizowało Stowarzyszenie Absolwentów UMK. Oprócz nich na spotkanie przyjechali biolodzy, historycy, prawnicy, poloniści i artyści. Prawie 40 osób otrzymało pamiątkowe dyplomy z okazji ukończenia studiów 50 lat temu.
Był wśród nich także Kazimierz Wolańczyk. - Zawsze lubiłem nauki przyrodnicze - opowiada. - Nie dostałem się na medycynę, więc wybrałem pokrewny kierunek - biologię - opowiada.
Na jego roku było 12 chłopaków. Pozostał tylko on. To refleksja, która u pana Kazimierza wywołuje smutek. Ale z drugiej strony, właśnie na studiach poznał swoją żonę Krystynę.
- Byliśmy razem na roku i wspólnie przyjeżdżaliśmy na zlot absolwentów. Dziś, trzeci raz, jestem sam, bo żona bardzo źle się czuła i została w domu - mówi.
Mieszkają w Bydgoszczy. - Mam za sobą 15 lat pracy w sanepidzie w Ełku. W 1975 roku udało nam się zamienić mieszkanie i wróciliśmy do mojego rodzinnego miasta - mówi.
Pan Kazimierz aż do emerytury zajmował się mikrobiologią w szpitalu miejskim na Kapuściskach, a jego żona była pracownikiem bydgoskiego sanepidu. Po powrocie do domu zapewne opowiedział jej, co słychać u dawnych kolegów ze studiów.
W tegorocznym zlocie wzięło udział ok. 200 absolwentów.
Czytaj e-wydanie »