Andrzej Duda wyszedł do społeczeństwa z inicjatywą zawarcia umowy. W sobotę przedstawił w Warszawie program, opierający się na czterech filarach: rodzina, praca, bezpieczeństwo i dialog. - Mój mistrz pozostawił wielkie niedokończone dzieło budowania silnej Polski - mówił Andrzej Duda, nawiązując do prezydentury śp. Lecha Kaczyńskiego.
Takich odwołań było więcej. Beata Szydło, która szefuje kampanii Andrzeja Dudy nawiązała do słynnych słów Winstona Churchilla. - Czeka nas praca, trud, pot i łzy. To będzie trudna kampania - podkreśliła Szydło. - Przeciwnik nie gra czysto, ale chodźmy razem silni w jedności. Naszym celem jest zwycięstwo - dodała.
Obecni na sali ludzie co rusz skandowali "Andrzej Duda! To się uda!". Przyjechali strażacy ze świętokrzyskiego, górnicy ze śląska i zwykli obywatele z takich miejscowości jak Środa Wielkopolska, Siedlce czy Brwinów.
Przemówienie Andrzeja Dudy trwało ponad 2 godziny. W międzyczasie wyemitowano cztery spoty, które odnosiły się do filarów kampanii kandydata PiS-u, a więc: rodziny, pracy, bezpieczeństwa i dialogu. Na koniec, Andrzej Duda oficjalnie podpisał swoją umowę programową, w której zobowiązał się jako prezydent do wypełnienia 10 punktów.
1. Będę prezydentem, który słucha i służy obywatelom;
2. Będę prezydentem dialogu, porozumienia i rozmowy;
3. Będę prezydentem, który przywróci Polakom zaufanie do państwa i poczucie godności;
4. Będę prezydentem, który troszczy się o bezpieczeństwo Polaków;
5. Będę prezydentem, który buduje państwo uczciwe i sprawiedliwe;
6. Będę prezydentem, który z troską i zrozumieniem odnosi się do każdego obywatela;
7. Będę prezydentem Polski przyszłości. Silnego, sprawnego państwa w centrum zjednoczonej Europy;
8. Będę prezydentem Polski dumnej ze swojej historii, swoich przodków i korzeni, Polski, która pamięta i czci swoich bohaterów;
9. Będę prezydentem, który nie unika trudnych sytuacji, który nie ucieka, kiedy powinien być arbitrem;
10. Będę prezydentem aktywnym, który chce korzystać z inicjatywy ustawodawczej.
Do umowy programowej Andrzeja Dudy odniosła się Kancelaria urzędującego prezydenta, Bronisława Komorowskiego. Według Joanny Trzaska-Wieczorek, rzeczniczki KPRP przedstawione filary są plagiatem. - Prezydent od prawie 5 lat realizuje program, którego filarami są rodzina, konkurencyjna gospodarka, bezpieczeństwo militarne i dialog. Bronisław Komorowski mówił o nich publicznie w wystąpieniu na Święto Niepodległości i w orędziu do Zgromadzenia Narodowego 4 czerwca 2014 r. Było to całkiem niedawno i Polacy o tych filarach pamiętają - powiedziała Trzaska-Wieczorek w rozmowie z TVN 24. - Dlatego trudno nie nazwać plagiatem tego, co dziś mówi kandydat PiS. Nie ma tu innego słowa, które bardziej precyzyjnie oddawałoby zachowanie kandydata - podkreśliła rzeczniczka KPRP.
W dzisiejszych czasach trudno nie być jednak posądzonym o plagiat, bo "programy wyborcze opierają się na tych samych badaniach, dotyczących nastrojów społeczeństwa". - Partie sprawdzają jakie słowa czy hasła są pozytywnie odbierane przez ludzi - tłumaczył dr Rafał Chwedoruk, politolog Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z dziennikarzem Agencji Informacyjnej Polskapresse. - Idąc tym tropem wszystko jest plagiatem, bo każdy program oscyluje wokół tych samych kilkunastu słów - dodał dr Chwedoruk, zwracając jednocześnie uwagę, że takie uwagi nie powinny paść z ust rzeczniczki KPRP. - Tutaj wypada powiedzieć, że milczenie jest złotem. Tego typu uwagi mógłby wygłosić jakiś polityk, a osoba urzędnicza powinna się skupić po prostu na przekazywaniu informacji - ocenił politolog.
Zarzuty skomentował też Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS, który uznał je za "śmieszne". - Niech Polacy się nie martwią. Andrzej Duda wypełni swoją umowę - powiedział Błaszczak w rozmowie z dziennikarzem Agencji Informacyjnej Polskapresse. - Tu nie chodzi o obietnice. Oczywiście są tacy, którzy je składają i są one pustymi obietnicami, jak politycy PO, którzy dziś rządzą Polską. Andrzej Duda zawarł jednak z Polakami umowę. Powiedział o czterech filarach, wokół których zbudowana będzie jego prezydentura i podpisał własnoręcznie, publicznie umowę z wyborcami. 10 maja będziemy mieli okazję jako wyborcy przystąpić do tej umowy z drugiej strony - podkreślił Błaszczak.
Strategia zawarcia umowy z wyborcami nie dziwi Rafała Chwedoruka, doktora politologii UW, który zwraca uwagę na "deficyt zaufania Polaków do polityków w ostatnich latach". - Świadczą o tym frekwencja wyborcza i problemy z zebraniem odpowiedniej ilości podpisów - wyjaśnił dr Chwedoruk, w rozmowie z AIP. - W polityce wszystko jest jednym i drugim zarazem. Ciężko ocenić na ile to propaganda, a na ile gest dobrej woli. Taka umowa z pewnością utwierdzi w wierze już wierzących. Ale myślę, że PiS próbuje w ten sposób dotrzeć do wyborców w średnim wieku. To dla nich taka obietnica, złożona w trochę inny sposób. Elektorat 35-50 lat na co dzień podpisuje wiele umów, których realizację często mocno odczuwa. Być może PiS liczy, że ci wyborcy potraktują tą umowę jako konkretne zobowiązanie, które Duda będzie realizował z taką samą bezwzględnością jak banki wobec Frankowiczów - ocenił politolog UW.
Opozycja zarzuca obecnie urzędującemu prezydentowi, że jest "prezydentem nieaktywnym, a ostatnie 5 lat to czas stracony dla Polski". - Bronisław Komorowski jest strażnikiem żyrandola - powiedział Mariusz Błaszczak dziennikarzowi AIP. - Prezydent ma olbrzymie możliwości, ma inicjatywę legislacyjną, może powoływać rady, może po prostu być aktywny. Polska potrzebuje prezydenta energicznego, przygotowanego i takim kandydatem jest Andrzej Duda - podkreślił szef Klubu Parlamentarnego PiS.
Jednak nie należy zapominać, że część obietnic jakie złożył Andrzej Duda mają bardzo małe pokrycie z rzeczywistością. Na przykład obniżenie wieku emerytalnego, złożenie projektu ustawy to jedno, ale przyjęcie takiego projektu przez sejm to już zupełnie inna kwestia. - Patrząc na uprawnienia prezydenta i obietnice, które składa Andrzej Duda, warto się zastanowić nad sensem przeprowadzania powszechnych wyborów prezydenckich - powiedział dr Rafał Chwedoruk. - W naszym kraju głowa państwa wcale nie stoi na czele władzy wykonawczej. Być może lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby wybierało go Zgromadzenie Narodowe albo Sejm? Po co fundować polityczne igrzyska? Rywalizacja programowa powinna mieć miejsce przy okazji wyborów parlamentarnych a nie prezydenckich. Może powinniśmy uczyć się od Niemców, żeby politycy sami wybierali prezydenta między sobą? Wówczas fundusze z kampanii prezydenckiej moglibyśmy przekazać na kampanię parlamentarną lub inny bardziej pożyteczny cel - dodał politolog UW.
Czytaj e-wydanie »