Jeśli nowa ustawa wejdzie w życie w projektowanym kształcie, uniwersytetem będzie się odtąd mogła nazywać tylko taka uczelnia, która posiada prawo nadawania stopnia doktora w co najmniej 12 dyscyplinach, w tym po dwa w następujących dziedzinach: nauk humanistycznych lub społecznych, matematycznych lub fizycznych, biologicznych lub chemicznych, prawnych lub ekonomicznych.
Tama dla kiepskiego kształcenia
Takiego, preferującego silne uczelnie rozwiązania obawiają się niektóre mniejsze ośrodki akademickie, a prezydent Bydgoszczy zdecydował się nawet na próbę stworzenia lobby, które miałoby z takim, "restrykcyjnym" jego zdaniem, zapisem walczyć. Wiadomo już, że nawet gdyby wszystkie bydgoskie uczelnie zdecydowały się połączyć, to i tak pod rządami nowego prawa powstała z ich połączenia szkoła wyższa uniwersytetem nie będzie mogła zostać. Uniwersytetem "specjalistycznym" - np. medycznym, technologicznym lub pedagogicznym - będzie się mogła nazwać uczelnia posiadająca co najmniej 7 uprawnień do nadawania stopnia doktora "w określonych specjalizacją dyscyplinach podstawowych lub pokrewnych". Bydgoska ATR ma obecnie 5 uprawnień. Prawdopodobnie w tym kontekście należy oceniać decyzję stosunkowo słabej bydgoskiej Akademii Medycznej (posiada 2 wymagane uprawnienia) o chęci połączenia się z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Koniec straganów z wiedzą?
Nowa ustawa ma też położyć tamę niekontrolowanemu powstawaniu tworzonych wyłącznie w celach merkantylnych wyższych szkół prywatnych, których poziom kształcenia bywa w wielu przypadkach zwyczajnie kiepski. Służyć temu mają m. in. zapisy o akcie założycielskim takiej szkoły, w którym obowiązkowe jest wskazanie jej siedziby, a także środków majątkowych, które założyciele przekazują na jej rzecz. Rozwój nieposiadających własnej kadry naukowej uczelni prywatnych zostanie też zapewne przyblokowany zapisem, że nauczyciel akademicki może być zatrudniony na zasadzie stosunku pracy tylko "w jednym, podstawowym miejscu pracy".
Profesor - wyłącznie nienaganny
W myśl nowej ustawy, nauczycielem akademickim będzie mógł być wyłącznie człowiek o nienagannej postawie etycznej - nie będzie to mogła być np. osoba skazana za przestępstwo dokonane z niskich pobudek, a rektor będzie miał prawo natychmiast wyrzucić z pracy wykładowcę, który dopuścił się plagiatu lub innego oszustwa naukowego. Skończy się więc era, gdy plagiatorzy prac naukowych czuli się w Polsce bezkarni!
Podjęcie każdej dodatkowej pracy przez pracowników naukowych uczelni będzie odtąd wymagało zgody rektora, a w przypadku posiadania chałtur bez tej zgody, władze szkoły będą mogły wyrzucić z pracy nawet mianowanego nauczyciela akademickiego.
