Przypomnijmy, że chodzi o sprawę kobiety, która w nocy z 22 na 23 listopada ub. roku urodziła dziecko w przedsionku ropczyckiego Zespołu Opieki Zdrowotnej. Pełniło ono wtedy nocną i świąteczną opiekę zdrowotną. Mąż kobiety, który ją tam przywiózł twierdził, drzwi do placówki były zamknięte, a na dźwięk dzwonka nikt nie reagował.
Czytaj też: Pani Agnieszka urodziła na posadzce w Zespole Opieki Zdrowotnej w Ropczycach. Dyrektor: nie powinna do nas przyjeżdżać
Kiedy próbował obchodzić budynek dookoła jego żona zaczęła nagle krzyczeć, że rodzi. Mężczyzna rzucił na zimną posadzkę kurtkę, rozebrał żonę i położył. Chwilę później odebrał poród.
- Żona urodziła córeczkę. Gdy trzymałem dziecko na rękach wybiegła do nas doktorka i pielęgniarka. Były przerażone tym, co zobaczyły. Owinęły dziecko, bo w przedsionku było zimno. Następnie pogotowie zabrało żonę i córkę do szpitala w Dębicy - relacjonował nam ojciec dziecka.
Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Ropczycach, która wszczęła postępowanie w kierunku narażenia kobiety i jej dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez pracowników ZOZ . Przesłuchano nie tylko rodziców dziecka, ale też obecny w tym czasie na dyżurze personel medyczny oraz ratowników medycznych, których wysłano do ZOZ.
Czytaj też: Poród na posadzce Zespołu Opieki Zdrowotnej w Ropczycach. Prokuratura Rejonowa przesłucha kolejnych świadków
- W zachowaniu pani doktor oraz pielęgniarki, które pełniły wtedy dyżur nie stwierdzono znamion czynu zabronionego - mówi Wojciech Przybyło, prokurator rejonowy w Ropczycach. - Ta placówka pełniła jedynie opiekę nocną i nie jest przystosowana by udzielić fachowej pomocy rodzącej kobiecie. Panie mogły jedynie zabezpieczyć matkę i jej dziecko i wezwać karetkę. I to właśnie zrobiły - dodaje.
Jak dodaje prokurator, nie udało się jednoznacznie stwierdzić, ile tak naprawdę rodzina czekała na przyjazd pogotowia. Ojciec dziecka twierdzi, że ok. 15 min., ale materiał dowodowy jaki udało się zebrać tego jednoznacznie nie potwierdza.
- Mamy ustalony czas wezwania karetki przez ojca, czas wysłania zastępu i moment, kiedy personel ZOZ jeszcze raz zadzwonił po dyspozytora - mówi prok. Przybyło. - Ale na miejscu nie ma monitoringu, nie wiadomo o której dokładnie rodzina tam przyjechała, ale sam fakt, że musieli czekać na pomoc medyczną na szczęście nie wpłynął negatywnie na stan zdrowia matki i dziecka - dodaje prokurator.
ZOBACZ TEŻ: 3-latek śmiertelnie potrącony pod Przemyślem
