https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Usunęłam ciążę i muszę z tym żyć

Agnieszka Szynkowska [email protected]
- Chciałam tego dziecka, ale uległam mężowi. Mówił, że w szkole wszyscy będą na mnie krzywo patrzeć - wspomina.
- Chciałam tego dziecka, ale uległam mężowi. Mówił, że w szkole wszyscy będą na mnie krzywo patrzeć - wspomina. fot. sxc
Kobieta nazywa go dzieckiem, lekarz - płodem. Ginekolog, który dokonuje aborcji, myśli o pracy być może zostawia w gabinecie.

Ona po zabiegu nie potrafi zapomnieć nawet na chwilę. Nie śpi, nie je.
Magda mieszka w dużej wsi koło Mogilna. Studiuje pedagogikę w Bydgoszczy. Blondynka, jasna cera, zielone oczy. Szczupła. Jest już mamą. Miała osiemnaście lat, gdy urodziła synka. Wyszła za mąż.

Rok później zaszła w drugą ciążę. Uczyła się wtedy w trzeciej klasie liceum. Zrobiła test. Wynik: pozytywny. - Chciałam tego dziecka, ale uległam mężowi. Mówił, że w szkole wszyscy będą na mnie krzywo patrzeć - wspomina.
Najpierw spróbowała tabletek. Wyszukała w gazecie ogłoszenia "ginekolog - bezzabiegowo". Zadzwoniła. Telefon odebrała kobieta. - Nie wahałam aż tak bardzo, jak przed podjęciem decyzji o zabiegu. Umówiłam się z nią koło jednego z bydgoskich hoteli. Kupiłam pigułki, połknęłam. To jednak nic nie dało - mówi.
Była w trzecim miesiącu ciąży, gdy postanowiła prosić o aborcję. Na zabieg pojechała razem z mężem do Inowrocławia. Pamięta datę: trzynastego stycznia cztery lata temu. - Po drodze trzymałam się za brzuch. W myślach mówiłam do niego: mój malutki...

Na drzwiach gabinetu wisiała tabliczka z napisem "ginekolog". W środku razem z lekarzem czekała pielęgniarka. Nie wpuścili jej męża do środka.
Spytała o płeć dziecka. Nie odpowiedział. Zabieg trwał około pół godziny. - Miałam miskę między nogami. Potem wylali to do zlewu. Chciałam zobaczyć, co w niej jest, ale pielęgniarka mnie trzymała. Usłyszałam tylko plusk wody. Bardzo bolało, trzymała mnie za ręce. Pamiętam okrwawione dłonie lekarza.

- Jeśli wiele osób naopowiadało Magdzie, że to jedyne wyjście, to ona sama w to uwierzyła. A decyzję podjęła pod wpływem chwili. Nie myśłała o tym, co będzie za rok, dwa, dziesięć lat. A przed podjęciem ważnych decyzji zawsze powinniśmy to robić - radzi Renata Reszelewska, doradca rodzinny.

Rano...

Najgorsze były pierwsze dni po aborcji. - Najchętniej w ogóle nie wstawałabym z łóżka. Nic mnie nie cieszyło. Miałam depresję. Czułam pustkę. Straciłam coś cennego - mówi.
Nie mogła uwolnić się od myśli o zabiegu. - Wyrywali go na siłę z miejsca, gdzie było mu dobrze, gdzie czuł bicie mojego serca. To musiało być dla niego straszne. Jak ja mogłam zadać ból własnemu dziecku?
Zobojętniała.

Dzień...

Każdy dzień był podobny. Przestała jeść. Nie miała apetytu. Snuła się bez celu po domu. Nie chciała rozmawiać nawet z najbliższą rodziną. - Istniała tylko szkoła i dom. Nic więcej. Nawet synka oddałam na kilka dni pod opiekę teściów.
Nie miała wsparcia w mężu. Czasami próbuje porozmawiać z nim o tym, co się stało. On jednak nie chce do tego wracać. - Jakby to był przedmiot, a nie dziecko. Poczuł ulgę po zabiegu. Ma problem z głowy. Nienawidzę go za to.
Magda wierzy w Boga. Z aborcji spowiadała się dwa razy. Ksiądz wyznaczył pokutę. Miała zaopiekować się małym, opuszczonym grobem. Zrobiła to. - Cały czas boję się gniewu Boga. On może za karę odebrać mi ukochanego synka. Boję się, że go stracę.
Wybrała studia pedagogiczne, żeby móc pracować z dziećmi i im pomagać.

Wieczór...

Przez pierwsze noce po zabiegu w ogóle nie mogła zasnąć. Przed oczami stawały jej zakrwawione rękawiczki lekarza. Płakała. Ten płacz trochę pomógł. Ale tylko trochę.
Budziła się w nocy. Kiedyś przyśniło jej się dziecko. Stało z rękoma wyciągniętymi w jej stronę. Gdy próbowała je dotknąć i wziąć na ręce oddalało się. - To była córeczka - mówi.
- Od czasu zabiegu seks to dla mnie coś strasznego, złego. Jestem chłodna dla męża - mówi. - Kochałam moje dziecko. To maleństwo ma szczególne miejsce w moim sercu. Nigdy nie przytuli się do mnie, nie przeczytam mu bajki, nie dam buziaka na dobranoc i nigdy nie kupię mu zabawki na święta. Staram się o tym nie myśleć. Cóż, usunęłam ciążę i teraz muszę z tym żyć. Ze świadomością, że zabiłam własne dziecko...

Ale jak z tym żyć? - Proponuję Magdzie, żeby odpowiedziała sobie na pytanie: Czy teraz też by to zrobiła? Prawdopodobnie podjęłaby inną decyzję i w ten sposób powinna myśleć, nie o przeszłości. To co się stało, zdarzyło się w innej sytuacji, innych okolicznościach. Musi zamknąć tamten rozdział i żyć dalej. Dla swojego dziecka i męża. Jeśli oddali się od synka, zaniedba go, to problemy psychologiczne w tej rodzinie będą narastać. Na pewno potrzebna jest rozmowa z psychologiem, doradcą rodzinnym. Myślę, że potrzebna jest dłuższa, indywidualna terapia - tłumaczy Renata Reszelewska.

Może kiedyś jej przyjaciółka, koleżanka, albo córka, siostra czy kuzynka znajdzie się w podobnej sytuacji? Wtedy Magda będzie mogła jej pomóc. Takie problemy się przecież powtarzają, cały czas krążą dookoła nas. Może Magda prędzej niż ktokolwiek inny będzie potrafiła to dostrzec?
- Każdy inaczej radzi sobie w takiej traumatycznej sytuacji. Trzeba zrozumieć i zaakceptować dokonane wybory - kończy Renata Reszelewska.

PS. Imię bohaterki i pewne szczegóły zostały zmienione.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska