Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Viola Leonarda da Vinci. Instrument tak tajemniczy jak jego Mona Lisa

Adam Willma
Do niektórych detali trzeba było użyć rzadkich substancji, np. tłuszczu z jelonka
Do niektórych detali trzeba było użyć rzadkich substancji, np. tłuszczu z jelonka Piotr Piotrowiak
Kiedy Sławomir Zubrzycki spojrzał na XV-wieczny rysunek Leonarda, od razu postanowił zbudować violę organista według jego wzoru.

Viola organista

Viola organista

instrument muzyczny wymyślony przez Leonarda da Vinci. Był pierwszym instrumentem strunowo-smyczkowym, którego opis przetrwał do czasów współczesnych. Pomysł Leonarda zachował się w jego notatnikach z 1488-1489 oraz w rysunkach w Kodeksie Alanticus. Instrument o możliwościach koncertowych, oparty o rozwiązania Hansa Heidena, zbudował w 2012 roku polski pianista i kompozytor Sławomir Zubrzycki. Krakowski muzyk otrzymał propozycję współpracy od islandzkiej wokalistki, Björk.

Znudziła się panu gra na fortepianie?
Nie znudziło się (śmiech), ale jeśli można spróbować czegoś innego...

Już pan próbował. Na klawikordzie.
Klawikord zbudowałem w 1992 roku na podstawie planów sławnego budowniczego Johanna Silbermanna. To wspaniały, lecz cichy, intymny wręcz instrument, który brzmi niezwykle, gdy gra się na nim wieczorami w domu. Jego możliwości koncertowe są jednak ograniczone. Pewnie nie byłoby mojej violi organista, gdyby nie przejmujący film "Wszystkie poranki świata" Alaine'a Corneau ze wspaniałą muzyką Saint-Colombe'a. Bardzo kusiła mnie gra na violi da gamba, ale jestem przecież pianistą, więc należało to jedynie do marzeń. Tymczasem pomysł Leonarda niespodziewanie otworzył przede mną taką możliwość. Przeczytałem dzieło "Syntagna Musicum" Michaela Praetoriusa z 1618 roku. Według Praetoriusa ten instrument brzmiał jak consort viol da gamba. To była pokusa. Mogłem wreszcie wkroczyć do innego świata dźwiękowego.

Jak natknął się pan na plany Leonarda?
Najpierw była informacja , że taki projekt istniał. Dowiedziałem się o tym od mojego kolegi, gambisty Kazimierza Pyzika. Zwierzyłem mu się, że chciałbym po klawikordzie jeszcze coś ciekawego sobie zbudować. Z początku rozmawialiśmy między innymi o fortepianie garbatym - instrumencie wymyślonym przez ks. Jana Jarmusiewicza, polskiego konstruktora z XIX wieku. Fascynujące było, że instrument klawiszowy pozwalał wydobywać dźwięki typowe dla instrumentów smyczkowych. Gdy zacząłem szukać informacji o podobnych konstrukcjach, natknąłem się na informację i pomyśle Leonarda da Vinci. To było odkrycie - zdumiało mnie, że ten projekt został niemal zupełnie zapomniany! A przecież odkryto na nowo mnóstwo dawnych instrumentów. Tymczasem o violi organista nie ma ani słowa. Nie dawało mi spokoju jeszcze jedno - wyzwaniem był dla mnie zapisek, że viola organista "nie była sukcesem". Potraktowałem to jako wyzwanie.

Gdzie zachowały się rysunki Leonarda?
W Bibliotece Ambrosiana w Mediolanie. Jest tam zbiór notatek Leonarda. Oprócz instrumentów są tam projekty sławnej łodzi podwodnej, lotni oraz maszyn oblężniczych. Wszystkie szkice opisane są charakterystycznym dla niego pismem lustrzanym.

Viola organista to nie jedyny muzyczny pomysł Leonarda...
Da Vinci naszkicował aż 8 instrumentów, z czego jeden był raczej gadżetem, bo chodziło o instrument, który służył do grania podczas marszu. W czasach Leonarda istniała lira korbowa, ale jej słabością było to, że struny położone były na kole pełniącym role smyczka i wszystkie brzmiały cały czas. To było poważne ograniczenie dla harmonii i rytmiki. Leonardo wymyślił zupełnie inny mechanizm, który przyciągał struny do smyczka. Leonardo robił w życiu prawie wszystko. Skonstruował też sedes ze srebra i złota, z pozytywką (śmiech). Z tą muzyka nie do końca tak było. Leonardo komponował muzykę i znam ludzi, którzy zmierzają do jej odtworzenia. Poza tym w czasach, w których żył, budowa instrumentów nie była jeszcze tak wyspecjalizowana - do budowy instrumentów brało się w tamtym czasie wielu.

Sam Leonardo nigdy nie słyszał swojego instrumentu?
Niestety, pierwsze znane nam próby stworzenia go były już po jego śmierci.

Kto przed panem próbował urzeczywistnić pomysł Leonarda?
Pierwsze poważne próby budowania violi, nazywanej "Geigenwerk", podjął Hans Heiden z Norymbergi. Pojawia się informacja o 32 instrumentach, które jakoby zbudował, ale pewność mamy jedynie w stosunku do dwóch - z 1570 i zmienionej wersji z 1600 roku.

Któryś z nich przetrwał do naszych czasów? Niestety. Zachował się natomiast zbudowany na wzór konstrukcji Heidena instrument stworzony przez Hiszpana Raymundo Truchado. Eksponowany jest w muzeum w Brukseli. Była też współczesna próba zrekonstruowania violi organista w Japonii. Akio Obuchi stworzył nawet trzy różne wersje instrumentu. Każda z nich idzie w nieco innym kierunku i w każdej jego twórca, moim zdaniem, pobłądził. Szkic violi organista to raczej rysunek koncepcyjny, a nie gotowy projekt. Między innymi z tego powodu odniosłem się także do pierwszego instrumentu zbudowanego przez Hansa Heidena. W obu tych instrumentach zastosowano przewidziany przez Leonarda smyczek paskowy (później Heiden brał też pod uwagę smyczek kołowy). Ja w swoim instrumencie połączyłem te dwa rozwiązania - smyczek kołowy i paskowy. Dzięki temu uzyskałem dźwięk donośny i możliwość dużej ekspresji. Powstaje pytanie, czy za twórcę tego instrumentu nie powinien być uznany Heiden, bo to w końcu jemu udało się zbudować pierwszy egzemplarz. Odpowiedź daje nam Vincenzo Galilei... Również niezwykła postać. Ten kompozytor i teoretyk muzyki był ojcem Galileusza. Więc Galilei twierdził, że norymberski budowniczy musiał mieć do dyspozycji wcześniejszy egzemplarz. Można mu zaufać, bo Galilei znał dzieło Heidena - grał na tym instrumencie, który trafił do Monachium i stał się własnością innego wielkiego muzyka - Orlando di Lasso. Kilka prób było również później. Wiadomo na przykład, że Carl Philip Emmanuel Bach (syn Jana Sebastiana - red.), który miał żyłkę eksperymentatora, zapoznał się z podobnie zrekonstruowanym instrumentem w 1756 roku w Berlinie. Zaczął nawet eksperymentować z dynamiką. Szkoda, że żaden z tych instrumentów nie ocalał do dzisiejszych czasów.

Pana instrument zbiera entuzjastyczne recenzje. Dlaczego udało się panu coś, co nie wyszło lutnikowi z Japonii?
Może dlatego, że zanim przystąpiłem do dzieła, uruchomiłem wyobraźnię nie tylko konstruktorską, ale i muzyczną. Musiałem wyobrazić sobie funkcjonowanie każdego z elementów. Kolejnym krokiem było znalezienie odpowiednich materiałów, głównie tych lutniczych. To bardzo trudne, bo lutnicy pilnie strzegą swoich tajemnic. Warsztatowe niuanse przekazuje się z pokolenia na pokolenie i wiele zależy od talentu i intuicji lutnika. Badania akustyczne wnoszą niewiele. Konstrukcja nad którą pracowałem, pochodzi z pogranicza 2-3 rodzin instrumentów, więc gdy prosiłem o pomoc, specjaliści nagle milkli - nie bardzo byli w stanie połączyć te różne dziedziny wiedzy. Bardzo pomógł mi Ryszard Gazdowicz, doświadczony krakowski stroiciel, od którego otrzymałem wiele rad, na przykład dotyczących pracy stali w mosiądzu albo metalu w skórze. On poradził mi, jak usuwać piski i z jaką siłą osadzać kołki strun. Trzeba było przeanalizować jak drewno (świerk, buk, jawor, dąb) będzie zachowywać się w warunkach różnej wilgotności. Do niektórych detali trzeba było użyć rzadkich substancji, np. tłuszczu z jelonka.

Podglądał pan inne stare instrumenty?
Przyglądanie się niewiele daje, jeśli nie można na tych instrumentach zagrać. Dlatego skrupulatnie wykorzystałem wizytę w Edynburgu, gdzie w St. Cecilia's Hall znajduje się fantastyczna kolekcja starych instrumentów, bodaj jedyna, w której na wszystkich eksponatach można grać! Grałem nawet na klawesynie, na którym grał Mozart. Wiele dała mi rozmowa z kuratorem, który powiedział mi, np. na temat wybrzmienia strun.

Bez pomocy stolarzy zapewne się nie obeszło?
Może trudno w to uwierzyć, ale wszystko robiłem sam. Pracowałem nad tym instrumentem ponad trzy lata, dokładnie tyle, ile zakładałem. Zaplanowałem, że pierwszy koncert dam w dniu moich 50 urodzin. I zagrałem... sześć dni po tej dacie.

W którym momencie nacisnął pan klawisze i powiedział sobie: udało się?
To jest pewien proces. Najpierw zbudowałem mały model, dzięki któremu mogłem określić artykulację i ekspresję. Droga dochodzenia do ostatecznego dźwięku to testowanie mnóstwa różnych materiałów. Cały czas dostrajam różne rejestry i poprawiam detale. Bo otwarte pozostaje pytanie, czy instrument powinien brzmieć bardziej "smyczkowo" czy "organowo". Dodam, że Praetorius pisał, że na tym instrumencie można było grać muzykę miejską, wiejską, wyrażać rozmaite uczucia. Co więcej, można na nim imitować odgłosy pijaka! Podczas kolejnych koncertów sprawdzam brzmienie w różnych przestrzeniach. To normalny proces w przypadku prototypu, zwłaszcza że jestem pierwszą osobą, która zagrała na tym instrumencie pełen recital.

Akio Obuchi słyszał już pańskie dzieło?
Na wieść o zakończeniu prac przesłał mi gratulacje i prośbę o spotkanie w Krakowie. Stwierdził, że chciałby poznać mój instrument. Zgodziłem się na to, ale z zastrzeżeniem, że nie wszystko powiem i nie wszystko pokażę. Obuchi przyjął to ze zrozumieniem i zadał mi tylko jedno pytanie: "dlaczego twój instrument brzmi lepiej od mojego?". Tego, niestety, nie mogę mu powiedzieć. Pozostawiłem dla siebie trochę tajemnic.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska