https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W internacie przy Seminaryjnej kwitło życie

Małgorzata Wąsacz
Uczniowie Liceum Pedagogicznego ze swoimi profesorami
Uczniowie Liceum Pedagogicznego ze swoimi profesorami
Internat Liceum Pedagogicznego. Tu wspólnie odrabiali lekcje, jedli posiłki, słuchali koncertów gry na cytrze. Tu nawiązywały się znajomości, często nawet przyjaźnie.

- Z ogromnym sentymentem wspominam internat Liceum Pedagogicznego, który mieścił się przy ulicy Seminaryjnej 3 - mówi Jadwiga Orłowska-Mysłowiecka.

Nasza Czytelniczka uczęszczała do Liceum Pedagogicznego w latach 1951-1953. - Ukończyłam tam tylko dwie pierwsze klasy. Potem tata dostał pracę w Stoczni Gdańskiej, więc przeprowadziliśmy się do Oliwy. Z tych dwóch lat najbardziej w pamięci utkwiło mi życie z internacie, który mieścił się na ostatnim piętrze w budynku naszej szkoły. Znajdowały się w nim dwie sale. Mieszkałam w tej większej razem z 35 koleżankami z klasy. Natomiast w sali mniejszej zakwaterowano uczniów klasy drugiej i trzeciej - opowiada nasza Czytelniczka.

Wymienia nazwiska koleżanek z internatu: Helena Drzycimska-Weldheim, Krystyna Piotrowska-Jeziorowska, Zenia Jędrzejewska-Szamotulska, Irena Oleksiak, Musiałówna, Łucja Krężel, Elżbieta Mazurek, Luchowska, Helena Łepek, Eleonora Pyrtek, Teresa Ostrowicka, Anna Braun, Kwiryna Miśnik, Benia Rolbiecka.

W internacie nie mogło zabraknąć chłopców. Oto oni: Kazimierz Piechowiak, Kazimierz Cholewiński, Zbieranek, Zbigniew Śmierzchalski oraz Jan Cejrowski.

Rano obowiązkowy apel
Mieszkańcy internatu wiedzieli, że muszą dbać o porządek. - Nasze łóżka były ustawione rzędem. Raz w tygodniu pani Żelkowska ze Szkoły Ćwiczeń wraz z wuefistą panem Szallą sprawdzali, jak są zaścielone łóżka. Kontrolowali też porządek w szafkach. Na apelu odczytywali, kto ma bałagan. Bardzo wstydził się ten, czyje nazwisko zostało wymienione na takim dużym forum - wspomina nasza Czytelniczka.

Jak wyglądało życie w internacie? Codziennie między 7 a 8 odbywały się apele, na których obecność była obowiązkowa. Po apelu trzeba było szybko zjeść śniadanie, bo o 8 zaczynały się lekcje. Trwały do ok. 13-14. Później obowiązkowy obiad w stołówce na parterze i czas wolny. Kto chciał wyjść do miasta, musiał zapisać się w specjalnym zeszycie, który prowadził woźny. Trzeba było wrócić do 17 i odmeldować się.

Pod okiem profesorów
Od 17 do 20 odbywały się zajęcia w klasie. Uczniowie wspólnie odrabiali lekcje, przygotowywali się do zajęć na następny dzień. - Zawsze pomagał nam jeden z profesorów. Najczęściej był to profesor Albin Derkowski, mój wychowawca oraz profesor Kazimierz Wrzoś, fizyk. Czasem udało nam się go namówić na koncert gry na cytrze. Najczęściej grał nam "Suliko" i "Pieśń włóczęgi" - słyszymy.

Pani Jadwiga dodaje, że młodsze roczniki uczniów Liceum Pedagogicznego zawsze mogły w internacie liczyć na pomoc starszych klas: trzeciej i czwartej. - Za okazane serce szczególnie chciałabym podziękować Marysi Woś, Rysiowi Smaglińskiemu, Jasiowi Jakóbowskiemu, Marysi Korpalównie, Uli Wieczorkównie, Zdzisiowi Michalakowi, Zosi Łoś oraz Józkowi Liskowi. Chciałabym jeszcze wspomnieć o jednej koleżance - Helenie Adamczakównie. Co prawda nie mieszkałyśmy razem w internacie, ale bardzo z nami współpracowała. Niestety, nie ma jej już z nami. Zmarła pięć czy sześć lat temu - mówi Jadwiga Orłowska-Mysłowiecka.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska