Przetarg na tę operację na terenie Pomorza i Kujaw wygrało konsorcjum warszawskiej firmy SEGI-AT i Hydrogeotechniki z Kielc. Ma ono już doświadczenie w likwidacji mogilników na Warmii i Mazurach oraz w środkowej Polsce.
15 milionów!
Konkurs rozpisał Urząd Marszałkowski, który wyda na operację 15 mln zł - 10 mln pochodzi z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a reszta z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Toruniu.
To jedyny przypadek w kraju, kiedy likwidację mogilników sfinansuje samorząd województwa. - Uznaliśmy, że to zbyt duży wydatek dla samorządów lokalnych - tłumaczył kilka miesięcy temu na naszych łamach marszałek Piotr Całbecki.
Koszt likwidacji jednego składowiska to bowiem blisko 1 mln zł, a w kujawsko-pomorskim jest ich szesnaście. Łącznie zawierają ponad 7717 ton i 1,5 tys. metrów sześciennych toksycznych odpadów. Największe mogilniki są w Lisich Kątach (pow. grudziądzki) - 1,2 tys. m sześć., Lubanii-Lipinach (pow. świecki) - ok. 100 ton (w likwidacji) oraz w Bożacinie (pow. żniński) i Małocinie (pow. nakielski) - po ok. 70 ton.
Czas tylko do końca roku
Prace nad likwidacją pierwszego z tych największych, w Bożacinie mają rozpocząć się jeszcze w listopadzie. W tym miesiącu specjaliści wkroczą też na teren składowisk w Płociczu i Dąbrówce (pow. sępoleński).
Takie informacje podaje urząd marszałkowski, bo zwycięzca przetargu na razie ich nie potwierdza. - Z ogłoszeniem oficjalnego terminarza i terminu ostatecznego zakończenia prac poczekajmy do podpisania umowy - zaznacza Marcin Halecki z SEGI-AT.
Za dużo czasu jednak nie ma, bo Unia Europejska nakazała zlikwidowanie mogilników do końca tego roku.
Grożą katastrofą
Mogilniki to swoiste urny, w których w latach 60. i 70. zakopywano toksyczne odpady rolnicze i przemysłowe. Choć przetrwały już tyle lat konieczna jest ich jak najszybsza likwidacja. - Rzadko były betonowe i dobrze zabezpieczone, więc to istna ekologiczna bomba zegarowa - mówi prof. Józef Banaszak, dyrektor Instytutu Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. -
Przez lata wymieszały się różne związki, tworząc nowe, całkiem nieznane. Jeśli przedostaną się do wód gruntowych będzie katastrofa - przestrzega naukowiec.
Tereny po mogilnikach zostaną rekultywowane.