Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W mieście nad Brdą był "mały Kijów"

Gizela Chmielewska
W kamienicy przy pl. Weyssenhoffa 5 mieszkał sędzia Bohdan Bernatowicz i  jego dobry znajomy radca Stanisław Żeromski.
W kamienicy przy pl. Weyssenhoffa 5 mieszkał sędzia Bohdan Bernatowicz i jego dobry znajomy radca Stanisław Żeromski. ze zbiorów Tadeusza Plebańskiego
Był czas, kiedyw Bydgoszczy mieszkali uchodźcy - polska elita znad Dniepru. Pewnie nigdy nie opuściliby rodzinnych gniazd, gdyby nie rewolucja.

Dziś Kijów kojarzy się co najwyżej z wydarzeniami na Majdanie i dramatem Ukrainy. Tymczasem 90 lat temu dla wielu nowych mieszkańców Bydgoszczy miasto nad Dnieprem to był ich raj utracony - studia na uniwersytecie św. Włodzimierza, kariera zawodowa, rodzinny dom, w którym kultywowano polską tradycję, a zarazem otwarty na kulturę innych narodów. To były też tysiące rubli, przekazane na cele charytatywne i na rozwój tego regionu.

W przededniu I wojny światowej Bydgoszcz miała ponad 50 tys. mieszkańców. W tym samym czasie w Kijowie żyło 400 tys. osób, z czego 14 proc. stanowili Polacy. W czasie wojny, ze względu m.in. na dużą liczbę osób wysiedlonych z Królestwa Polskiego, ta liczba znacznie wzrosła. Było to nowoczesne, wielokulturowe, dynamicznie rozwijające się z miasto, w którym swoje siedziby miały sławne firmy, jak np. Faberge. Tu bez problemu można było kupić kwiaty z Nicei czy Berlina. Swoje wyroby oferowali znakomici warszawscy kupcy - Herse od eleganckich toalet dla pań i Hiszpański od butów.

I właśnie z takiego wielkiego Kijowa w 1920 r. setki Polaków, po strasznych rewolucyjnych przejściach dotarły do prowincjonalnej Bydgoszczy, która tak naprawdę dopiero uczyła się polskości. Wielu z nich trafiło najpierw do obozu, przygotowanego przez władze miejskie na Osowej Górze. Wszyscy musieli przedstawić zaświadczenie wystawione przez Komitet dla Spraw Uchodźców.

Towarzystwo Dobroczynności
Przybysze z Kijowa nie musieli się uczyć polskości. Oni ją pielęgnowali przez długie dziesięciolecia, często płacąc za to wysoką cenę. Swoją energię poprzez Rzymsko-Katolickie Polskie Towarzystwo Dobroczynności wykorzystywali do rozwoju miasta nad Dnieprem. Dzięki ich pieniądzom powstał tam m.in. szpital im. Tadeusza Syroczyńskiego, kościół św. Mikołaja. Funkcjonowały przytułki dla starców, kolonie dla biednych dzieci, zadbano nawet o wakacje dla służących, prowadzono biuro pracy i schronisko dla kobiet. Wszystko to runęło, gdy rozszalała się rewolucja.

Dla Polaków nie było już w Kijowie miejsca. Wyjechali do odrodzonej ojczyzny, m.in. do Bydgoszczy. Tu zatrzymała się liczna grupa członków Rzymsko-Katolickiego Polskiego Towarzystwa Dobroczynności, w tym znani kijowscy lekarze - Antoni Nowiński, Marian Obniski, Edmund Sągajłło i stomatolog Stanisław Gintyłło. Żyli tu jak w Kijowie, działając społecznie. Np. dr Sągajłło zapewniał bezpłatnie opiekę medyczną wychowankom Internatu Kresowego.

Kniahini Czachórska
W grupie bydgoszczan z kresowym rodowodem była Alina Czachórska. W Kijowie znali ją chyba wszyscy Polacy - i biedni, którym pomagała, i bogaci, z którymi współpracowała w ramach Towarzystwa Dobroczynności.

Była jedną z inicjatorek powstania Koła Kobiet Polskich, które prowadziło tanią kuchnię, przytułek dla staruszek, ochronkę dla dzieci z biednych rodzin. To dzięki niej w Kijowie - po raz pierwszy - wystawiono polskie jasełka. Kierowana przez nią sekcja zorganizowała kolonie dla "przepracowanych kobiet" - pań zatrudnionych jako służące, bony, szwaczki.

Inaczej niż wiele jej współpracowniczek z Towarzystwa Dobroczynności, nie należała do finansowej elity Kijowa. Ale zawsze potrafiła przekazać chociaż kilka rubli na szczytne cele, które miały pomóc bliźniemu.

Irena Wysocka, córka kuzynki tak ją wspominała po latach: "Ciotka bardzo czynna w różnych akcjach charytatywnych (aczkolwiek samej się jej nie przelewało) potrafiła zwrócić uwagę tej bardzo jeszcze "Zielonej" młodzieży na społeczne obowiązki, jakie każdy ma obowiązek na swoim odcinku wykonać. Jest despotyczna, inteligentna, energiczna i władcza, z typu "khniahini Kurcewiczowej".

Podobnie jak w Kijowie, i w Bydgoszczy Alina Czachórska szybko znalazła się w gronie, które miało czas i ochotę, aby działać społecznie. Stąd nie mogło jej zabraknąć wśród uchodźców, dzięki którym powstał Związek Polaków z Kresów Wschodnich. Najbardziej na sercu leżała jej sprawa młodzieży. Dlatego głównym polem jej działania stał się Internat Kresowy i potrzeby jego młodych podopiecznych. W jej mieszkaniu przy ul. Świętej Trójcy, tak jak kiedyś w w Kijowie chętnie gromadzili się młodzi ludzie.

W 1922 r. córka pani Czachórskiej, Aleksandra (dla bliskich Olechna) zdała maturę w bydgoskim Gimnazjum Humanistycznym. Trzy lata później "kijowska kniahini" przeniosła się do Warszawy, do dzieci.

Kamienica przy ul. Kołłątaja 4 - schronienie wielu rodzin z Kijowa.
Kamienica przy ul. Kołłątaja 4 - schronienie wielu rodzin z Kijowa. Gizela Chmielewska

Sędzia Bernatowicz
W grupie kresowców, którzy w Bydgoszczy zaczęli nowe, powojenne życie byli przedstawiciele kijowskiej palestry, w tym m.in. Bohdan Bernatowicz i Stanisław Żeromski.

Pierwszy to absolwent wydziału prawa na uniwersytecie św. Włodzimierza w Kijowie, adwokat Izby Skarbowej, od 1905 r. właściciel majątku Spiczynce w powiecie skwirskim na ziemi kijowskiej, obejmującego pałac oraz ponad 600 ha ziemi. Podobno budynek zaprojektował ten sam architekt, którego dziełem był pałac w Wierzchowni, wzniesiony na zlecenie Wacława Hańskiego, męża sławnej Eweliny, secundo voto Balzac.

Zarówno Bernatowicz jak i jego małżonka Helena z Dynowskich aktywnie uczestniczyli w pracach Rzymsko-Katolickiego Towarzystwa Dobroczynnego. Ona należała do zarządu Koła Kobiet Polek. On był członkiem zarządu Towarzystwa. Na liście darczyńców w rubryce "Ofiary", które publikował "Dziennik Kijowski często pojawiało się nazwisko Bernatowiczów.

Po przyjeździe do Bydgoszczy państwo Bernatowiczowie zamieszkali w kamienicy przy Placu Weyssenhoffa 5 (do 1931 roku - Zacisze 3). Prawnik z Kijowa najpierw pracował w bydgoskim magistracie, w 1924 r. przeniósł się do sądu rozjemczego. Swoje doświadczenia, zdobyte w pracy w kijowskim Towarzystwie Dobroczynności, wniósł do Związku Polaków z Kresów Wschodnich, powołanego w Bydgoszczy. Był reprezentantem prawnym kresowców oddelegowanym w 1922 r. na negocjacje w sprawie odzyskania mienia, które zostało za bolszewicką granicą.

Hrabia Krasicki i inni
Na liście mieszkańców Kijowa, których rozstrzygnięcia wojny sprowadziły do Bydgoszczy była rodzina Lucyny Frepont, kuratorki Biura Pracy i Schroniska św. Jadwigi przy Rzymsko-Katolickim Kjowskim Towarzystwie Dobroczynności. Mieszkała przy ul. Pomorskiej 49/50.

Z kolei w kamienicy przy ul. Konarskiego 7 (do 1931 roku - nr 2) zatrzymała się jej współpracowniczka Janina Zabłocka, która w Kijowie razem z mężem hojnie wspierała budowę kościoła św. Mikołaja. W Bydgoszczy pani Zabłocka przy ul. Gdańskiej prowadziła "Kawiarnię Wiejską", do której chętnie zachodzili bydgoscy kresowiacy.

W gronie bydgoszczan ściśle związanych z Kijowem znaleźli się też byli właściciele majątku Tulin - wdowa po Aleksandrze Dobrowolskim oraz jej syn Aleksander z rodziną. Ich nazwisko często wymieniano na łamach "Dziennika Kijowskiego" przy okazji informacji o kolejnych szlachetnych akcjach dobroczynnych.

W Bydgoszczy Dobrowolscy nie pozostawali obojętni na apel o pomoc dla ubogich, głównie dla wychowanków Internatu Kresowego.

I kolejna dama z Kijowa - panna Stanisława, córka Wincentego Szulc-Moro, który należał do najlepszych znawców problematyki cukrowniczej na terenie Rosji. Od 1888 r. Wincenty zajmował stanowisko sekretarza biura wszechrosyjskiego syndykatu cukrowników. W Kijowie, wspólnie z żoną Karoliną z Bądarzewskich i córką, hojnie wspierał różne charytatywne akcje Towarzystwa Dobroczynności i Towarzystwa "Oświata". W Bydgoszczy pani Stanisława, teraz skromną nauczycielka, nie stroniła od pomocy kresowcom znajdującym się trudniejszej niż ona sytuacji.

Z kijowskim Towarzystwem Dobroczynności ściśle współpracował hrabia Erazm Krasicki. Dzięki temu w jego majątku Odyja wakacje spędzała liczna grupa dziewcząt z biednych rodzin. W Bydgoszczy hrabia mieszkał z żoną i dziećmi. Tu dom znalazł również jego brat bliźniak - Ignacy oraz siostra Zofia Rothyariusz.

Rodzina Krasickich w Bydgoszczy też nie stroniła od społecznej działalności. Angażowała się w prace Związku Polaków z Kresów Wschodnich. I tak np. Waleria Krasicka, żona Ignacego przy ul. Pomorskiej 5 prowadziła "Kuchnię Kresową", która również stanowiła siedzibę Związku.

Z ulicy Kołłątaja
Prawdziwym kijowsko-ukraińskim "zagłębiem" w Bydgoszczy była ul. Kołłątaja, gdzie po 1920 r. dwie kamienice kupili właśnie przybysze z Kresów Wschodnich.

Pierwsza z nich przy ul. Kołłątaja 6 (do zmiany numeracji w 1931 roku - nr 4) stała się własnością rodziny Porczyńskich z Wołynia. Z kolei kamienicę pod nr 4 (do 1931 roku - nr 5) kupiła rodzina Obniskich z Kijowa. I to właśnie tam głównie dawni kijowianie znaleźli dach nad głową.

Lokatorkami tej kamienicy były m.in. trzy panie z rodziny Faszczów: Jadwiga i jej dwie córki - Helena oraz Wanda. Ich nazwisko w Kijowie było bardzo znane - nie raz i nie dwa widniało na łamach "Dziennika Kijowskiego" przy okazji publikacji o akcjach charytatywnych prowadzonych przez Towarzystwo Dobroczynności. Panny Faszczówny, podobnie jak ich matka, brały udział w kiermaszach charytatywnych, sprzedając kartki pocztowe, kwiaty, itd.

W tej samej kamienicy zamieszkała rodzina Dionizego Chojeckiego, prezesa Kijowskiego Towarzystwa Rolniczego, który nie doczekał odrodzonej Polski. Do Bydgoszczy przyjechała jego żona Wanda oraz syn Feliks - najpierw uczeń Gimnazjum Kresowego, a po jego zamknięciu Gimnazjum Humanistycznego.

Rodzina Chojeckich zostawiła w Kijowie wiele dobrych wspomnień, wiele pieniędzy i wiele godzin pracy, poświęconej na rzecz Towarzystwa Dobroczynności. W Bydgoszczy też nie stroniła od pracy społecznej w środowisku kresowym.

Tu też mieszkał dr Marian Obniski - kamienica była własnością jego rodziny. W 1930 r. do tego grona dołączył Felicjan Podhorski z żoną Jadwigą, do rewolucji właściciel majątku Bukryn Wielki w powiecie kaniowskim. W Bydgoszczy był skromnym urzędnikiem Gazowni Miejskiej.

Do Kijowa czy innych miejsc na Ukrainie nie mogli już wrócić. Ale w Bydgoszczy nie chcieli być bezużyteczni. Swoje doświadczenia, zawodowe i społeczne, wykorzystali w mieście nad Brdą. To m.in. dzięki ich staraniom powstał Związek Polaków z Kresów Wschodnich, niosący pomoc dla byłych mieszkańców ziem wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. Miasto bardzo na tym skorzystało. Tyle że nie zawsze potrafiło docenić swoich mieszkańców z kresowym rodowodem. Tych, którzy przybyli tu jako uchodźcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska