https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W naszych oczach widać wszystko

Liliana Sobieska
Justyna Zaborna: - Lubię malować twarze  ludzi o skomplikowanej naturze oraz takich,  którzy mają w twarzach coś pięknego,  uderzającego.
Justyna Zaborna: - Lubię malować twarze ludzi o skomplikowanej naturze oraz takich, którzy mają w twarzach coś pięknego, uderzającego.
Rozmowa z Justyną Zaborną malarką z Zasadek

- Jest pani bardzo młodą osobą, ale kto panią zna, twierdzi, że malującą od zawsze. Rzeczywiście tak wcześnie się to zaczęło?

- Maluję od dziesiątego roku życia i miałam już kilka fajnych wystaw swoich prac, między innymi w Jabłonowie i w Brodnickim Domu Kultury.

- Jakie tematy i techniki malarskie lubi i wykorzystuje pani najczęściej?

- Uwielbiam surrealizm. Ulubionej techniki właściwie nie mam. Mieszam sobie różne. Najczęściej i najchętniej maluję portrety, ponieważ ludzka twarz najwięcej wyraża. Zdarza się, że na specjalne zamówienia maluję także pejzaże. W portretach najbardziej fascynują mnie oczy. To poprzez nie przelewam na płótno swoje uczucia.

- Bywa tak, że artyście łatwiej wyrazić własne uczucia w obrazie niż na żywo, w bezpośrednich kontaktach?

- U mnie często tak się zdarza. Podczas malowania do każdego obrazu tworzę jego opis i wiersz. Oprócz malowania piszę właśnie wiersze, książki, gram na instrumentach. Ponadto wykonuję prace z porcelany, gliny. Współpracuje z galerią sztuki w Sadłowie, gdzie wystawiam. Część tego dorobku cały czas gdzieś krąży. Niedawno namalowałam portret papieża Benedykta XVI, który pojechał do Krakowa dla samego kardynała Dziwisza. Podobno mój prezent bardzo się podobał tak zacnemu odbiorcy.

- Jest pani mieszkanką wsi, a to dość specyficzne i konserwatywne środowisko. Jak reagują na pani poczynania artystyczne znajomi, sąsiedzi?

- Pewnie, że wzbudzam zdziwienie, zaciekawienie, ale prawie wszyscy są mi przychylni i życzą jak najlepiej. Bardzo sympatycznie do moich zmagań z pędzlem podchodzi najbliższy sąsiad, obecny poseł Zbigniew Sosnowski. Przez wiele lat uczył mnie w szkole, a teraz mówi, że jest ze mnie dumny. Podobnie reagują dawne nauczycielki.

- Pewnie znajomi i członkowie rodziny zamawiają u pani obrazy na różne uroczystości.

- Malowałam dla siostry, szwagra. No i są to najczęściej portrety różnej wielkości.

- Jak to jest z malowaniem portretów? Kogo najłatwiej portretować, kobiety, mężczyzn? Twarze ładne o regularnych rysach, a może wręcz stare i powszechnie uważane za brzydkie?

- Trudno na to odpowiedzieć. Najczęściej jednak maluję twarze ludzi, których nie znam. Nie wiem zatem, jakie mają charaktery. Bywa, że ktoś przynosi zdjęcie i prosi o wykonanie portretu na jego podstawie. Lubię malować twarze ludzi o skomplikowanej naturze oraz takich, którzy mają w twarzach coś pięknego, uderzającego. Uwielbiam malować moją siostrę, bo ma bardzo piękne oczy. Ale uważam, że twarze powszechnie uważane za brzydkie są najciekawsze. Szczególnie do surrealizmu pasują jak ulał. Pamiętam, jak kiedyś malowałam pewną brzydką dziewczynę (!!!) Miała tak cudowne usta, że dzięki nim stawała się piękna. Uważam, że w każdym człowieku można znaleźć coś interesującego.

- Myślała pani o autoportrecie?

- Oj, już chyba nic gorszego na świecie by mi się nie mogło przytrafić! To jest niezmiernie trudne. Podziwiam Van Gogha, że tyle razy sam siebie namalował. Nie wyobrażam sobie, jak można siąść przed lustrem i siebie samego malować. Chyba do tego jeszcze nie dorosłam. Ale mój autoportret w jakimś sensie jest po trochu we wszystkich moich obrazach. Twórca chcąc nie chcąc jakąś cząstkę siebie samego umieszcza we własnych obrazach. Bywa, że uwidaczniają się w nich najbardziej skrywane, nie zawsze najładniejsze cechy osobowości.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska