https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W ogień za 1300 brutto

Kamil Sakałus [email protected]
- W straży nigdy nie zarabiało się kokosów
- W straży nigdy nie zarabiało się kokosów fot. lech kamiński
Rozmowa z brygadierem Tomaszem Leszczyńskim komendantem wojewódzkim Państwowej Straży Pożarnej

- "Sprawa jest realna. Już jestem umówiony na spotkanie z firmą w sprawie wprowadzenia możliwości wzywania pomocy za pomocą sms-a na terenie całego województwa" - tak mówił Pan w rozmowie przed rokiem.
- Minął rok i zapyta Pan pewnie co się stało z tą zapowiedzią?

- Nie ma możliwości wezwania straży pożarnej za pomocą sms-a.
- Taki system działał w Świeciu, gdy jeszcze byłem tam komendantem. Ostatnio pytałem mojego następcę czy ktoś z niego korzystał. Okazało się, że nie. Nie zmienia to jednak mojej opinii, że taka możliwość jest potrzebna. Są tysiące osób głuchoniemych, które po prostu nie wezwą karetki, pogotowia czy policji, bo nie słyszą i nie mówią.

- Wzywanie strażaków sms-ami jest potrzebne, ale pozostało w sferze marzeń.
- Przyznam, że jest to projekt, który przerasta możliwości komendanta wojewódzkiego. Przede wszystkim ze względu na koszty, bo wymaga wyposażenia wszystkich jednostek w sprzęt umożliwiający identyfikację nadawcy sms-a i jego położenia. Konieczny byłby również nowy, krótki numer telefonu pod który trafiałby taki sms. W Świeciu jest to zwykły, dziewięciocyfrowy numer komórki w sieci Plus GSM. Żeby numer się przyjął musi mieć trzy cyfry. Logistyka jest więc w tym wypadku niesamowicie skomplikowana. By przedsięwzięcie miało sens należałoby je rozszerzyć na cały kraj.

- Może więc należałoby zainteresować pomysłem MSWiA, albo komendę główną?
- Powiem tak: Wzywanie straży pożarnej sms-ami jest potrzebne, ale nie jest to pierwszoplanowy problem polskich strażaków.

- A jakie są pierwszoplanowe problemy?
- Cała budżetówka narzeka na problemy finansowe i strażacy nie są tutaj wyjątkiem. Tegoroczny budżet straży w naszym województwie nie wystarcza nawet na budowane strażnicy. A przecież te strażnice trzeba jeszcze wyposażać i kupować do nich sprzęt. Na to pieniędzy nie ma.

- Ale jakoś sobie radzicie, bowiem o przypadku, by straż nie dojechała do pożaru, bo nie ma czym, jeszcze nie słyszałem.
- I do takiej sytuacji nie dojdzie. Radzimy sobie pukając od drzwi do drzwi, głównie samorządów po pieniądze na zakupy sprzętu. Na przykład w tym roku kupimy nową drabinę dla Bydgoszczy. Gros pieniędzy na nią wyłoży miasto, wcześniej taki sam zakup sfinansował Toruń. Takie chodzenie po pieniądze jest trochę żebraniną, ale innego wyjścia nie ma.

- Rocznie w naszym województwie powinniście wymieniać 20 samochodów na nowe, by jakość sprzętu się nie pogarszała. W ubiegłym roku wymieniliście 13.
- Na tyle udało się znaleźć pieniądze. Oprócz problemów ze sprzętem są również kłopoty kadrowe. Po wprowadzeniu nowych regulacji odnośnie czasu pracy strażaków, w zasadzie z dnia na dzień powinniśmy przyjąć 200 nowych strażaków.

Na szczęście ustawa pozwala w takiej sytuacji pracować strażakom o te kilka godzin więcej, by miminalna obsada jednostek była zachowana. Wszyscy mają jednak świadomość, że jest to prowizorka i nowi ludzie są potrzebni.

- Jeśli nawet znajdą się etaty, nie będzie kłopotów z ich obsadzeniem?
- Problem emigracji zawodowej dotyka w zasadzie wszystkie zawody, w tym i nasz. Jeszcze kilka lat temu na każde wolne miejsce w straży przypadało nawet kilkanaście chętnych osób. Teraz, szczególnie w dużych miastach, zainteresowanie zmalało, bo tysiące osób wyjechało do pracy za granicę. Pensje wzrosły również w kraju. Podam prosty przykład. Kierowca w firmie transportowej zarabia 2-3 tysiące złotych, jak jeździ na TIR-ach jeszcze więcej. Taki sam kierowca w straży dostanie w najlepszym wypadku połowę tego.

- Początkujący ratownik przez pierwsze trzy lata dostaje 1300 brutto, na rękę wychodzi niecały tysiąc złotych. Nie boi się pan, że za chwilę nie będzie miał kto gasić pożarów?
- W straży nigdy nie zarabiało się kokosów, mieliśmy niższe pensje niż np. policjanci. Do nas przychodzą ludzie, którzy czują coś w rodzaju powołania do tego zawodu. Chcą pomagać ludziom i pieniądze nie są dla nich najważniejsze.

- Jak ma się rodzinę na utrzymaniu, kredyt mieszkaniowy do spłacenia i marzenia chociażby o tygodniowym urlopie nad jeziorem, szczytny cel pomagania ludziom może nie wystarczyć.
- Zgadzam się w stu procentach. Dlatego strażacy muszą zarabiać więcej. I myślę, że podwyżki wymusi w końcu sytuacja na rynku pracy, gdy naprawdę zabraknie chętnych do pracy u nas. Początkujący strażak zarabia 1300, ale średnia płaca wynosi 2300. Wiem, że to i tak niewiele. Są też przywileje emerytalne i praca co 2-3 dzień, co daje szansę dorobienia gdzieś indziej.

- No i chyba także też satysfakcja z tego, że strażacy według wszystkich sondaży, od lat są najwyżej ocenianą grupą zawodową. Politycy, dziennikarze, sędziowie, policjanci czy nawet lekarze są daleko, daleko za wami.
- Strażak to silny mężczyzna, który żyje z tego, że ratuje ludzkie życie i mienie. To my wchodzimy w ogień, by wyciągnąć lokatorów płonącego mieszkania, rozcinamy samochody z zakleszczonymi ludźmi, ratujemy ludzi, których woda odcięła od świata.

- I ściągacie też kotki z drzew, albo gasicie pola, bo niektórzy rolnicy ich wypalanie uznają za najlepszy sposób pozbycia się zielska.
- Kotki z drzew zdejmujemy, gniazda os również usuwamy, bo któż inny miałby to robić? A co do wypalania traw... Muszę powiedzieć, że od chwili wejścia Polski do Unii Europejskiej ten problem systematycznie maleje.

- I pewnie spowodowały to pieniądze?
- W dużej części tak. Rolnicy dostają dopłaty bezpośrednie pod warunkiem, że dbają o ziemię. Jeżeli gospodarzowi udowodni się, że wypalił łąkę dostanie mniej pieniędzy, albo nie zobaczy ich wcale. Taki finansowy kij z marchewką naprawdę działają.

- W województwie jest wystarczająco dużo sprzętu gaśniczego. Ale brakuje urządzeń do ratownictwa drogowego.
- Wozów gaśniczych mamy dosyć, ale często ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Są w regionie straże pożarne, które jeżdżą 40-letnimi drabinami mechanicznymi. Za chwilę konserwator zabytków będzie musiał wydawać zgodę na wymianę w nich tłumika, bo staną się obiektami zabytkowymi.

- Według europejskich standardów straż powinna być na miejscu maksymalnie po ośmiu minutach, a poza miastem po kwadransie.
- I w tych normach się mieścimy, w miastach wyrabiamy się nawet dużo szybciej. Niestety są na terenie województwa białe plamy jeśli chodzi o wyposażenie jednostek w sprzęt do ratownictwa drogowego. Hydraulicznych rozpieraczy i nożyc do cięcia samochodów brakuje w południowo-wschodniej części województwa. W takich powiatach jak np. lipnowski, czy włocławski.

- W samym Włocławku też nie jest różowo. Bo 100-tysięczne miasto przez którego środek przebiega najważniejsza droga w kraju, z potężnym zakładem chemicznym ma tylko jak na razie jedną strażnicę - na drugą aby zakończyć budowę brakuje trochę pieniędzy.
- W tym roku będzie skończona budowa drugiej jednostki ratowniczo-gaśniczej, więc ten problem zniknie. Rozbudowujemy też jednostki w Rypinie i Radziejowie.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska