- Gdybym miał postępować jak mi radzą urzędnicy, musiałbym dzwonić na policję co najmniej po dziesięć razy dziennie - skarży się pan Edward. - Mniej więcej do połowy 2000 roku ten zakątek ulicy Armii Krajowej był chyba najspokojniejszy w mieście.
**_Przepisy swoje...
Zaraz naprzeciw domu pana Edwarda, 76-letniego ciężko chorego mężczyzny jest sklep z częściami do samochodów, głównie łożyskami do kół. Powstał w 2000 roku, akurat kiedy zaczynały rosnąć warzywa i owoce w ogrodach.
- _Sąsiad z naprzeciwka ma przy domu mały ogródek - opowiada pan Edward. - Kiedy ruszył sklep i zaczęły się tu zjeżdżać samochody, po kilkadziesiąt dziennie, zgłosił do Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska, że chyba emisja spalin w tym miejscu jest za wysoka.
_Na miejsce przybyła ówczesna kierownik Wydziału Teresa Szyszka. Obejrzała wszystko i poleciła, aby odgrodzić parking przy sklepie od ogródka materiałem, który ochroni truskawki.
Pan Edward: - _Jak tu była skorzystałem z okazji i jako przedstawicielce Urzędu Miejskiego zgłosiłem sprawę łamania przepisów przez kierowców, którzy przyjeżdżają do tego sklepu.
_Pani kierownik jako pierwsza poradziła panu Edwardowi zwracać się z tą sprawą do policji i straży miejskiej. Pan Edward zgłaszał, a do tego każdy przypadek łamania, który zauważył pod swoim oknem, zapisywał sobie w specjalnym notesie. Tych notesów jest już ponad 20. To w jaki sposób łamane jest prawo na ul. AK ilustrują dziesiątki zrobionych przez pana Edwarda zdjęć.
Co to znaczy B-36?
Kierowcy przede wszystkim parkowali i parkują samochody wzdłuż wąskiej, dwukierunkowej ulicy, na której krańcach umieszczone są znaki B-36, czyli zakazu zatrzymywania się. Owszem przed sklepem jest parking dla klientów, ale mały. Duże auto ma kłopoty z wjechaniem, a nawet małe samochody jak wjeżdżają na niego, to z powrotem muszą wyjechać tyłem, bo nie mają jak na owym parkingu zawrócić, a to kolejny przykład na łamanie prawa na ul. Armii Krajowej. Do tego jeszcze ów parking nie jest oznakowany jak należy.
- _Ja to wszystko widzę - mówi pan Edward. - Jestem na emeryturze więc mam czas patrzeć przez to okno. Czasami się uprę i dzwonię na policję po kilka razy dziennie. Do znudzenia żeby wreszcie przyjechali i zrobili z tym porządek. W ciągu już prawie trzech lat, jak jest tutaj ten problem, widziałem jak karano dwóch kierowców. A w najmniej ruchliwym dniu jest ich tutaj około dwudziestu.
_Pan Edward zaczął pisać do prezydenta miasta, jeszcze poprzedniego. Ten odpisywał, że nic nie może poradzić, że trzeba zgłaszać sprawę policji lub do sądu. Ale po sądach pan Edward nie ma siły chodzić, a policja...
Pan Edward nie był w sądzie
nawet na rozprawie, w której występował jako poszkodowany. Jeden z kierowców upomniany, że zastawia panu Edwardowi wjazd do garażu wybił mu kamieniami szybę w oknie. Policja przyjechała i oszacowała straty na 100 zł, sprawa skończyła się w sądzie, a ten nakazał sprawcy zwrócić poszkodowanemu wysokość poniesionych strat, czyli 74, 98 zł, bo na tyle opiewał rachunek za szybę. - _Nawet nie sto złotych, chociaż tyle wyszafowała policja - skarży się pan Edward.
W miniony czwartek
pan Edward dzwonił na policję dwa razy o godz. 13.43 oraz o 13.55. Zgłaszał, że pod jego oknem kierowcy niewłaściwie zaparkowali. Interwencji nie podjęto. Policjant dyżurny nie przedstawił się, kiedy pan Edward go o to poprosił. - Czy panu to przeszkadza - zapytał.
- Nigdy nie łamałem prawa - mówi pan Edward, - bo jak postępujesz względem przepisów, takim jesteś człowiekiem wobec siebie i innych. To co się dzieje pod moimi oknami, nie jest rzadkością w mieście, ale - jak widać - prawo, również drogowe, faktycznie jest po to aby je łamać.
W oknie z kodeksem
Anna Lemańska

To zdjęcie, jak też kilkadziesiąt innych, zrobił z kuchennego okna pan Edward. Widać na nim jak kierowcy, klienci sklepu naprzeciwko łamią prawo m.in. zatrzymują się na zakazie.
Panu Edwardowi samochody niszczą trawnik przed domem i tarasują wjazd do garażu parkując na zakazie zatrzymywania. Jeden kierowca w odwecie wbił mu szybę. - Czy to panu przeszkadza? - pyta go dyżurny policjant.