Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W OSP działa wiele rodzin ze strażackimi tradycjami

JM, ES, KR, PAK
Zamiłowanie do zawodu strażaka bardzo często rodzi się już w dzieciństwie. Zaczyna się od zabawy w gaszenie pożarów, oglądania wozów strażackich i sportowych popisów ochotników podczas różnych festynów i gminnych imprez.

Zamiłowanie do zawodu strażaka bardzo często rodzi się już w dzieciństwie. Zaczyna się od zabawy w gaszenie pożarów, oglądania wozów strażackich i sportowych popisów ochotników podczas różnych festynów i gminnych imprez.

Bardzo często wpływ na decyzję młodego człowieka o przystąpieniu do OSP mają także wzorce wyniesione z rodziny - służba ojca czy dziadka, albo zaszczepiona w dzieciach potrzeba bezinteresownej pomocy innym. - Mój ojciec nie był w straży, ale rodzice wychowali nas tak, żebyśmy pomagali innym, a nie tylko patrzyli na siebie - zdradza Sebastian Bytyń, prezes jednostki OSP Łubianka.

Z rodziny Bytyniów w szeregach czynnych ochotników jest obecnie czterech braci. Był i piąty, ale na razie musiał zawiesić służbę z powodu pracy za granicą. Także ich siostra Barbara, choć nie należy do jednostki OSP, czynnie bierze udział w niektórych akcjach, np. tych związanych z pokazami udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej. Do służby pociągnął ich wujek, nieżyjący już prezes OSP w Łubiance, którego synowie także zasilili grono ochotników.

- Nasza służba to już rodzinna tradycja - mówi Tadeusz Bytyń, ochotnik z OSP Łubianka. - Wzięła się przede wszystkim z chęci pomagania innym ludziom i udziału w tzw. czynie społecznym.

Największym marzeniem pana Tadeusza jest dostanie się w szeregi Państwowej Straży Pożarnej, ale jak przyznaje, jeszcze mu się to nie udało ze względu na bardzo wysoki poziom testów, z którymi trzeba się zmierzyć.

Rodzina w akcji

Ochotnicy działają za darmo, nie przesiadują w remizach. Jeśli dostają zgłoszenie, za kierownicę wozu strażackiego wsiada ten, kto pierwszy dotrze na miejsce i zabiera ze sobą jeszcze pięciu strażaków. - Czasem zdarza się, że do jednej akcji rusza czterech Bytyniów i dwie inne osoby - mówi pan Tadeusz, który na co dzień pracuje jako listonosz. - Zresztą w naszej wsi jest sporo rodzin z tradycjami strażackimi.

Ochotnik dodaje także, że nie ma znaczenia czy do akcji wyjeżdża z braćmi czy kolegami, bo cała jednostka to w pewnym sensie jedna wielka rodzina. - Bez względu na to z kim jedziemy, jesteśmy siebie pewni. Wyznajemy zasadę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” - dzieli się Tadeusz Bytyń.

W historii tej jednostki jest to pierwsza sytuacja, gdy w gronie ochotników służy aż tylu braci. - Nasi rodzice są z nas dumni, choć na pewno się o nas obawiają, jak każdy rodzic o swoje dziecko - dodaje pan Tadeusz.

Mateusz Burak z jednostki OSP Czernikowo pasję do służby ochotniczej rozwinął dzięki swojemu ojcu, który był strażakiem zawodowcem. - Ten fakt miał duży wpływ na moją decyzję - podkreśla Mateusz, 19-letni uczeń I Liceum Ogólnokształcącego PUL w Lipnie. - Tata absolutnie nie naciskał, nie namawiał do kultywowania tradycji - pozostawił mi wolną rękę. Mama również fajnie do tego podeszła, bo obyło się bez tekstów: zbyt niebezpieczne, po co ci to? Najbliżsi się o mnie martwią, ale - równocześnie - motywują. Wśród nich jest Estera, moja fantastyczna dziewczyna.

Wśród zabawek kilkuletniego Mateuszka prym wiodły auta strażackie. - Podziwiałem tatę, zawsze mi imponował. Koledzy nic nie mówili, ale dobrze wiedziałem, że mi zazdroszczą - mówi Mateusz o panu Józefie. - Biorę do siebie wszelkie wskazówki taty dotyczące bezpieczeństwa. Będąc strażakiem, trzeba unikać niepotrzebnego ryzyka. Wiedzieć, na co sobie można pozwolić - szanować życie. Najpoważniejsza akcja? Oj, tyle tego było, że trudno mi nawet powiedzieć. Ale najbardziej zapadł mi w pamięć pierwszy pożar, do którego pojechaliśmy - akurat płonęły nieużytki w okolicach Czernikowa. Tamten widok zrobił na mnie spore wrażenie. Chciałem działać, pomagać, i to się nie zmieniło. Jak kiedyś dla taty, tak teraz dla mnie, służba jest powodem do dumy. „Nie pchaj się tam, gdzie nic już nie wskórasz” - to rada mojego taty, którą kieruję się od początku przygody z OSP .

Ktoś musi być pierwszy

Lider naszego plebiscytu w kategorii ochotnik w powiecie golubsko-dobrzyńskim Janusz Kalinowski aktywnie działa w jednostce OSP w Kowalewie Pomorskim i jest prezesem jednostki. - Gdy wstępowałem do straży, mieszkałem na wsi i widziałem potrzebę niesienia pomocy, bo często dochodziło do pożarów, w których ludzie tracili cały majątek. Nie było w rodzinie strażackich tradycji, że dziadek czy ojciec nosili mundur. Za to mi udało się przekazać strażackie tradycje moim dzieciom. Cała trójka, mimo że pokończyła studia i ma swoje życie, działa w straży. Od każdego słyszałem: „Tato ja chcę być w straży” - mówi pan Janusz.

Jeden syn prezesa kowalewskiej jednostki od ośmiu lat mieszka w Holandii, jednak gdy jest w Polsce aktywnie działa w OSP. Drugi syn mieszka w Toruniu, ale przyjeżdża do Kowalewa do pracy, rodzinnego domu oraz straży. - Najmłodsza córka, ma 25 lat, jest bardzo drobna, ale aktywnie uczestniczy w akcjach. Tylko cięcie nożycami sprawia jej trudność. Wymaga to sporej siły. Za to jest świetna w udzielaniu pomocy medycznej, ukończyła odpowiednie kursy. W straży jest sporo pracy dla kobiet. Zachęcamy do wstępowania w nasze szeregi, bo niestety się wykruszają – mówi Janusz Kalinowski.

Czy jest szansa, że kolejne pokolenie z rodziny Kalinowskich założy mundury? - Wnuczka ma roczek, dopiero zaczęła chodzić, ale kto wie, może tez zapragnie w przyszłości założyć mundur - dodaje pan Janusz.

Tata w mundurze

W OSP Zembrze w powiecie brodnickim działa rodzina Frahs. Tata Kazimierz „skaperował” do służby córki Agnieszkę, Aleksandrę oraz synów Mateusz i Mariusza. Jednostka co prawda nie uczestniczy w akcjach, ale służba to nie tylko gaszenie pożarów. Jednym z elementów działalności OSP są cykliczne zawody pożarnicze. I tam właśnie realizuje się rodzeństwo Frahs. - Tata w straży służy odkąd pamiętam - mówi Agnieszka. - Ma nawet galowy mundur. My zainteresowaliśmy się strażą, kiedy brakowało zawodników do drużyny. Tak samo do OSP wstąpili Mariusz i Mateusz.

W OSP Zembrze oddzielnie działają drużyny kobiece i męskie. - My, dziewczyny, spotykamy się cyklicznie, co jakiś czas - mówi Agnieszka. - Wspólnie trenujemy. Chłopacy pracują i spotykają się rzadziej.

A treningi są intensywne, bo zawody sportowo-pożarnicze należą do bardzo wyczerpujących. Zadaniem drużyn jest najpierw zmontowanie kompletnych linii gaśniczych, a następnie pokonanie kilkusetmetrowego toru z licznymi przeszkodami: równoważnią, płotkami lekkoatletycznymi, czy ścianami z desek. Rodzeństwu Frahs tego typu przeszkody nie są jednak straszne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska