A w konkretnym przypadku PZPN - Grzegorza Lato, który gra wszystkim na nosie, jest niesłowny i zamierza rządzić w związku pomimo wcześniejszych deklaracji, że po Euro nie będzie ubiegał się o prezesurę w nowej kadencji. Bardzo przypomina mi w tym polskich polityków, którzy właściwie nigdy nie spełniają swoich obietnic. I to w szerokim spektrum - od "stu milionów" do "drugiej Irlandii".
Przeczytaj także: Rzecznik PZPN: 10 lipca wybór nowego selekcjonera
Nie byłoby źle, gdyby była to jedyna patologia w PZPN. Tyle, że w związku afera goni aferę, a kasa leje się strumieniami. Nie tylko do kieszeni prezesa, który za organizację Euro 2012 może zarobić kilka milionów złotych. Ale jakimi kwotami obraca się w PZPN nie wie nikt. Pozarządowe Centrum Dostępu do Informacji Publicznej próbuje tego dowiedzieć się od ponad roku. Bezskutecznie. Dlaczego nie ma mocnych na PZPN? A może związek nie jest w ogóle potrzebny? I jak długo jeszcze będziemy musieli znosić "leśnych dziadków" i "latoludków"? Odpowiem słowami z piosenki Bohdana Łazuki o Piechniczku z czasów, kiedy polska reprezentacja jeszcze się tak na boisku nie męczyła: "tego nie wie nikt".