https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W samo południe. Pacjent też człowiek

Kamila Mróz
Kamila Mróz, autorka dzisiejszego komentarza "W samo południe"
Kamila Mróz, autorka dzisiejszego komentarza "W samo południe" Lech Kamiński
Zastanawiam się, co musi się stać, żeby schorowany człowiek, potrzebujący pomocy medycznej nie czuł się jak intruz.

Moja przyjaciółka zjawiła się w szpitalu, by rodzić dziecko. Została zaskoczona pytaniem - czy posiada przy sobie aktualną informacje o grupie krwi? Nie... No to niech czym prędzej gdzieś pojedzie i zrobi sobie takie badanie. Chwilę, chwilę... przecież jest w szpitalu! Trudno. Powinna mieć, przecież nie śpią na pieniądzach. Gwoli ścisłości - na szczęście dziecko nie wyrywało się na ten świat. Mały, ze względów medycznych, miał się urodzić poprzez cesarskie cięcie.

Sama, kilka miesięcy temu, pojechałam do szpitala z wynikami wykonanymi w innej lecznicy. Nie, nie. Ufają tylko swoim, więc zrobią mi raz jeszcze. W klinice na każdym kroku pielęgniarki podkreślały, że są przepracowane (w co zresztą nie wątpię). Czułam się tam jak intruz. Inni pacjenci podobnie, o czym szeptali między sobą. Z dzwonka korzystałam w najbardziej nagłych z nagłych sytuacjach. Więc pewnego razu, gdy już nie mogłam wytrzymać z bólu, mimo tego bólu, zwlokłam się z łóżka, aby nie fatygować pielęgniarki i doczłapałam po ścianach poprosić o tabletkę przeciwbólową. I co? I zostałam zbesztana. Że po jedną pigułkę siostra do gabinetu przecież nie poleci. Niedługo będzie robiła obchód z tabletkami, to ją dostanę. Czekałam prawie godzinę. W szpitalu bez bólu.

Pięć miesięcy temu medaliście olimpijskiemu Bartłomiejowi Bonkowi urodziły się bliźniaczki, jedna z niedotlenieniem mózgu. Nadal jest w ciężkim stanie. Sportowiec mówi w wywiadach, że żona czuła się źle i błagała ordynatora, aby zrobili jej cesarkę. Lekarz odpowiedział, że to jego szpital i jego zdanie jest najważniejsze. Małej nikt zdrowia już nie wróci.

Czytaj także: W samo południe: Niech sobie pacjent nie myśli, że wygra

Niedawno moja mama była u ortopedy, na tzw. kasę chorych. Wszystkim kazano przyjść na tę samą godzinę. Niech czekają, skoro nie raczyli iść prywatnie. W przychodni kłębił się tłum. Gdy zobaczył to lekarz, stwierdził: A ta wiara po co tu przyszła? Jakoś nikt się nie śmiał. Mama siedziała pod jego drzwiami trzy godziny. Specjalista nawet nie obejrzał jej nogi, na którą się uskarżała. Rzucił okiem w dokumenty i przepisał kolejne tabletki.

Schorowany człowiek często w takich kontaktach ma wrażenie, że przeszkadza. Przychodzi i zawraca głowę. Gorzej, gdy jest jeszcze obdzierany z godności.

W klinice onkologicznej obserwowałam taką sytuację. Około 60-letnia kobieta po amputacji piersi snuła się po szpitalnym korytarzu. Z gabinetu wyszedł 30-paroletni lekarz, ten który robił jej operację, zobaczył ją i huknął. - Niech się w końcu weźmie i jakoś ogarnie, przebierze, uczesze, bo jak chłop wygląda.

Czytaj e-wydanie »

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

l
lena
Niestety ma Pani rację, chociaż są też "zwyczajnie" po ludzku, serdeczni i zaangażowani lekarze i pielęgniarki, bez koperty oczywiście.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska