Moja przyjaciółka zjawiła się w szpitalu, by rodzić dziecko. Została zaskoczona pytaniem - czy posiada przy sobie aktualną informacje o grupie krwi? Nie... No to niech czym prędzej gdzieś pojedzie i zrobi sobie takie badanie. Chwilę, chwilę... przecież jest w szpitalu! Trudno. Powinna mieć, przecież nie śpią na pieniądzach. Gwoli ścisłości - na szczęście dziecko nie wyrywało się na ten świat. Mały, ze względów medycznych, miał się urodzić poprzez cesarskie cięcie.
Sama, kilka miesięcy temu, pojechałam do szpitala z wynikami wykonanymi w innej lecznicy. Nie, nie. Ufają tylko swoim, więc zrobią mi raz jeszcze. W klinice na każdym kroku pielęgniarki podkreślały, że są przepracowane (w co zresztą nie wątpię). Czułam się tam jak intruz. Inni pacjenci podobnie, o czym szeptali między sobą. Z dzwonka korzystałam w najbardziej nagłych z nagłych sytuacjach. Więc pewnego razu, gdy już nie mogłam wytrzymać z bólu, mimo tego bólu, zwlokłam się z łóżka, aby nie fatygować pielęgniarki i doczłapałam po ścianach poprosić o tabletkę przeciwbólową. I co? I zostałam zbesztana. Że po jedną pigułkę siostra do gabinetu przecież nie poleci. Niedługo będzie robiła obchód z tabletkami, to ją dostanę. Czekałam prawie godzinę. W szpitalu bez bólu.
Pięć miesięcy temu medaliście olimpijskiemu Bartłomiejowi Bonkowi urodziły się bliźniaczki, jedna z niedotlenieniem mózgu. Nadal jest w ciężkim stanie. Sportowiec mówi w wywiadach, że żona czuła się źle i błagała ordynatora, aby zrobili jej cesarkę. Lekarz odpowiedział, że to jego szpital i jego zdanie jest najważniejsze. Małej nikt zdrowia już nie wróci.
Czytaj także: W samo południe: Niech sobie pacjent nie myśli, że wygra
Niedawno moja mama była u ortopedy, na tzw. kasę chorych. Wszystkim kazano przyjść na tę samą godzinę. Niech czekają, skoro nie raczyli iść prywatnie. W przychodni kłębił się tłum. Gdy zobaczył to lekarz, stwierdził: A ta wiara po co tu przyszła? Jakoś nikt się nie śmiał. Mama siedziała pod jego drzwiami trzy godziny. Specjalista nawet nie obejrzał jej nogi, na którą się uskarżała. Rzucił okiem w dokumenty i przepisał kolejne tabletki.
Schorowany człowiek często w takich kontaktach ma wrażenie, że przeszkadza. Przychodzi i zawraca głowę. Gorzej, gdy jest jeszcze obdzierany z godności.
W klinice onkologicznej obserwowałam taką sytuację. Około 60-letnia kobieta po amputacji piersi snuła się po szpitalnym korytarzu. Z gabinetu wyszedł 30-paroletni lekarz, ten który robił jej operację, zobaczył ją i huknął. - Niech się w końcu weźmie i jakoś ogarnie, przebierze, uczesze, bo jak chłop wygląda.
Czytaj e-wydanie »