Krzysztof Makles, prowadzący wspólnie z żoną Marią punkt sprzedaży piskląt i karmy dla ptaków, jest już nieco zmęczony sensacją, jaką wywołał jego ptak. Regularnie odwiedzają go zarówno dziennikarze, jak i sąsiedzi z ulicy Polnej, chcący na własne oczy zobaczyć pierzastego cudaka. Oglądają, kręcą głowami z niedowierzaniem i niemal zawsze kwitują w ten sam sposób: czegoś takiego jeszcze nie widziałem.
Przeczytaj także:Strażacy uratowali jeża uwięzionego w kontenerze na ciuchy
Może przeżyje
Podobnie zareagowała pani Maria Makles, gdy zobaczyła, że wśród kilkudziesięciu jeszcze nie sprzedanych kaczuszek, jedna porusza się w nietypowy sposób. Podniosła kuleczkę do góry i oniemiała.
Postanowiła ją zostawić. - Nie chcieliśmy jej sprzedawać, bo kupiec mógłby uznać, że dostał "niepełnowartościowy towar" - tłumaczy Makles. - Zwykle pisklęta z defektami zdychają. Wolałem więc nie ryzykować. Pomyślałem sobie, niech zostanie u nas. Ile pożyje - tyle pożyje.
Jak tłumaczy sprzedawca, który z branżą związany jest już od lat 90., w przeszłości widywał już pisklęta z trzema nogami, tyle, że dodatkowe odnóże, z powodu braku ukrwienia, zwykle po jakimś czasie odpadało. Tym razem jest inaczej. Wprawdzie dodatkowych nóg kaczka nie używa do poruszania się - ciągnie je za sobą - ale rozwijają się one w miarę normalnie, o czym świadczą ich rozmiar i kolor.
Kurczak byłby pożądany
O słynnej kaczce ze Świecia Grzegorz Trytt, właściciel Zakładu Wylęgu Drobiu w Wągrowcu, gdzie wykluł się ptak, dowiedział się od "Pomorskiej". - Pierwszy raz spotykam się z takim przypadkiem - mówi. - Rzeczywiście, niezwykłe zjawisko. Szczerze mówiąc, nie wiem czym jest spowodowany ten wybryk natury? Wadami genetycznymi, czy jakimś błędem podczas wylęgu, np. podwyższoną temperaturą? - zastanawia się. Trzeba się zwrócić z tym do naukowca z zakresu wylęgu. O ile kaczka to dziwaczka, to kurczak z taką liczbą nóg byłby już pożądany - żartuje.
Logo firmy
Kaczka pana Krzysztofa ma już pięć tygodni i nic nie wskazuje na to, by miała zejść z tego świata przedwcześnie. Na pewno nie stanie się to za sprawą właściciela, który nie kryje, że jest amatorem kaczki z jabłkami lub śliwkami. Nie pogardzi też czerniną z kluskami. - Jednak szkoda byłoby zabić taką atrakcję - przekonuje.
Względem zwierzaka ma inne plany. Być może stanie się ozdobą logo jego firmy. - Myślę, że to całkiem dobry pomysł - stwierdza.
Czytaj e-wydanie »