MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Warszawo ty moja

Bogumił Drogorób
- Dwa lata przywracania do życia, ale jest.
- Dwa lata przywracania do życia, ale jest. Bogumił Drogorób
Kupił ją w ciemno, powiada. Widział tylko przód. Stała w Brodnicy przy Kopernika, w jakiejś graciarni, w bramie jednej ze starych kamienic. Zapłacił tyle co za złom. Mogło to być w 1997 roku albo rok później. Dokładnie nie pamięta.

     Rafał Wiśniewski z Szabdy pod Brodnicą jest z rocznika 1974. Sporo lat najeździła się jego warszawa, zanim się urodził. Licznik już nieźle nabity kilometrami. Czekała na niego. - Chyba od połowy lat osiemdziesiątych. Stała tak sobie i rdzewiała. Aż ja się znalazłem koło niej.
     Chodzili po Brodnicy w patrolu, jak to strażnicy miejscy. W tej robocie oczy trzeba mieć dookoła głowy. Rafał z reguły obserwował ludzi, sytuacje, jego koledzy wkładali nos wszędzie. - Któregoś dnia przywołali mnie, żebym zobaczył ten złom. Ucieszyłem się niesamowicie. Zaczęły się spełniać marzenia o samochodzie. Nie o maluchu, bo takim już jeździłem. Rajcowały mnie stare, amerykańskie oldsmobile. Trafiła się warszawa. Ciemno było w tej bramie. Trudno było określić, jaki jest stan tego samochodu. Ale już go chciałem. Wziąłem więc w ciemno. Tylko przód było widać, nic więcej. Zapłaciłem trzysta sześćdziesiąt złotych. Tyle ile mogła ważyć na skupie złomu.
     Stała na klockach. Wprawdzie opony wisiały w powietrzu, ale już spróchniałe. A silnik był wyciągnięty i leżał na tylnym siedzeniu. Przyciągnął ją do garażu do domu, na ul. Zawiszy Czarnego, gdzie wówczas mieszkał, z rodzicami. Na sznurku. Zaryzykował. Usiadł za kierownicą, po raz pierwszy w życiu w takim samochodzie, kolega zaciągnął swoim.
     - Wspaniale się jechało. Wygodnie...
     Dlaczego warszawa? - Jest inna niż wszystkie inne auta. Nie można jej wyprowadzić z salonu. Nalać paliwa i jechać. Trzeba ją wypieścić. _I to wystarczy, jeżeli się jest pasjonatem starych samochodów.
     Dwa lata dochodzenia
     
Wiedział, do czego się bierze. Po Technikum Mechanicznym fach miał w ręku. Specjalność: obróbka skrawaniem. Zaczął starą furę przywracać do życia. Pojeździł po okolicy wyszukać części zamiennych. Wiele rzeczy blacharskich znalazł na szrocie w Nowym Mieście Lubawskim.
- Okazja była wyjątkowa. Nie wiem, czy właściciel szrotu nie orientował się w cenach, czy jak, ale to nie mój problem. Zapłaciłem niewiele.
     Gdyby kupował dziś - jak się okazuje stosowne części do warszaw produkuje się nadal - zapłaciłby ogromne pieniądze. W Poznaniu, przede wszystkim, są firmy trudniące się produkcją takich detali. Fanatyk znajdzie tam wszystko. Wystarczy, że przerzuci kilka stron czasopisma "Automobilista", weźmie określoną kasę i może uzupełnić ubytki.
     Przez dwa lata spędzał z nią wszystkie popołudnia, po pracy. W garażu u rodziców nie było kanału, więc wszystko na leżąco, na betonie. Ale z każdym dniem, gdy coś przybywało, podnosił się umorusany, zmęczony, ale zadowolony. Ocenił, że wszystkie blacharskie elementy nadają się do wymiany. Silnik, który leżał na tylnym siedzieniu, okazał się zupełnie dobry. Dołożył jeszcze kilka detali bardziej nowoczesnych. - _Po prostu po to, żeby eksploatować samochód w miarę bezpiecznie i oszczędnie. Na przykład zawieszenie nie jest warszawskie, napęd, dyferencjał, skrzynia biegów. Dodałem wspomaganie kierownicy. Nie jest to zatem bardzo wierne odtworzenie tego, co dała fabryka pięćdziesiąt lat temu. Ma za to przyjemny wygląd. No i uśmiecha się...

     Jak każdy samochodziarz próbuje, przynajmniej w wyobraźni, pewne detale uczłowieczyć. Rozpoznać w swoim aucie odbicie powagi, zmartwienia, radości. Szeroko otwarte oczy - światła od żuka i szeroko roześmiana atrapa chłodnicy. Warszawa, w wieku balzakowskim, zalotna nadal, choć przechodzona.
     Podróż
     
Śpieszył się z kompletowaniem auta, bo w pierwszą podróż chciał wyjechać do ślubu. Zmieścił się w czasie. Z Zawiszy Czarnego na Sądową, do klasztoru franciszkanów, kilometr z okładem. Potem do Świerczyn, na wesele. - Prawdę mówiąc wczśniej jeździłem do Świerczyn, sprawdzić salę weselną, ale ten pierwszy, oficjalny wyjazd, był jednak na ślub. Oczywiście, kolega prowadził.
     Przeglądamy zdjęcia z weselnego albumu. Niebiesko-biała warszawa, odstrojona jak panna młoda. Bokiem listwy biegną, gięte specjalnie na butli gazowej. Podkreślają linię. - Nie jest to zgodne z oryginałem. Ani listwy, ani dwukolorowe auto. Warszawy miały tylko jedną barwę. Tu jednak poszedłem w stronę amerykańskich krążowników. Stąd pomysł na malowanie w dwóch kolorach no i założenie listew. Myślę, że ma lepszą prezencję.
     Z tras dłuższych odnotować trzeba jazdy do Torunia, no i zlot warszawianek w Poznaniu. Potem już była codzienność, jazda do pracy. Początkowo robił furorę. Dziś, w Brodnicy przynajmniej, już się opatrzyła. Co innego gdzieś w obcym mieście. Zatrzymują się znawcy tematu, oglądają, głaszczą, poklepują po masce. - Na pewno nietuzinkowe auto. Setkę wyciągnie, spokojnie. Może pójść szybciej, ale nie eksploatuję jej do takich granic, żeby ekstremalnie. Na pewno zawalidrogą nie jestem. Spali dziesięć litrów.
     Przy domu
     
Dziś auto w Szabdzie stoi, na wolnym powietrzu. Tam się wybudował. Dom postawił, drzewo zasadził. Trzy miesiące temu na świat przyszedł Oskar. Ten dom, to rekord świata. Tak jak przy warszawie, której przywrócenie do życia kosztowało go zaledwie sześć-siedem tysięcy złotych, bo sam przy niej chodził, tak przy domu niewielu dał zarobić. Wiele prac wykonał sam. Pomogli też koledzy murarze, bo jak nie pomóc bezrobotnemu dziś, Rafałowi Wiśniewskiemu, jeszcze przed rokiem strażnikowi miejskiemu. Pieniądze? Wziął kredyt, gdy jeszcze pracował. I jakoś spłaca. O sprzedaniu warszawy, żeby wpakować w dom, nie pomyślał ani chwilę. - Kiedyś Oskar będzie nią jeździł - zapewnia. - Najpierw mu coś zmajstruję, jakiegoś gokarta, żeby się przyzwyczaił.
     Dom zbudowany, w środku ładnie wykończony. Teraz tylko na zewnątrz wypada zrobić porządek. - Najgosze te roztopy. Jak się błoto zrobiło, zbyt blisko podjechalem warszawą i siadłem. Napęd z tyłu, wiadomo. Przez godzinę i czterdzieści minut ujechałem ze cztery metry. W końcu żona odpaliła malucha, na sznurek, i poszło. Och, warszawo ty moja - klepie czule maskę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska