https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wesoła nowina

Wasz Makler

     Przed wojną - drugą światową - pani Róża Zwisenruff z warszawskich Nalewek postanowiła przejść na chrześcijaństwo. Tuż po chrzcie nastoletnie dzieci pani Róży oglądają kościół, a świeżo upieczona chrześcijanka tłumaczy z przejęciem latoroślom:
     - Dzieci, tak właśnie wygląda Dom Boży...
     - Ależ mamo! Przecież Pan Bóg mieszka w niebie?!
     - To prawda. Ale tutaj prowadzi swój interes...
     Dowcip ten przypomniał mi się, kiedym czytał o dokonaniach Chrześcijańskiego Kościoła Głosicieli Dobrej Nowiny, mieszczącego się w M-4 na warszawskim Bemowie. Oto nasi dzielni agenci z Centralnego Biura Śledczego i Prokuratury Okręgowej w Warszawie, po blisko 10-letnim żmudnym śledztwie, aresztowali w ubiegłym tygodniu dziesięciu najwyższych dostojników kościelnych, biskupa nie wyłączając! To była piękna akcja... ChKGDN powstał w 1995 roku z inicjatywy niejakiego Henryka M., biskupa, konsekrowanego przed laty przez samego siebie i pod celą. Kościół Głosicieli - w tym gronie możemy to sobie powiedzieć - otrzymał pełne poparcie i błogosławieństwo laikatu świeckiego, zwanego niekiedy Pruszkowem lub Mafią Pruszkowską.
     Myśl o stworzeniu duchowych fundamentów organizacji zakiełkowała w grzesznych wówczas umysłach jego świeckich członków, odbywających kary więzienia. Pruszków do wszystkiego podchodzi profesjonalnie, więc i statut Kościoła napisał były kapelan katolicki, który siedział za rzekome finansowe przekręty. Tam też poznał świeckich pruszkowian, którzy po zakończeniu odsiadki zarejestrowali oficjalnie ChKGDN.
     Do ubiegłego tygodnia najwyższe władze kościoła liczyły 58 kapłanów i dostojników (w tym kilka niewiast), z których 41 znanych było policji od lat. Bynajmniej nie z głoszenia chrześcijańskiej Dobrej Nowiny, ale z napadów, wymuszeń i oszustw. 19 z dostojników to nawróceni więźniowie, zaś pięciu innych kapłanów policja poszukuje listami gończymi. Gorzej jest z ustaleniem liczby wiernych - na pewno wiadomo tyle, że było ich nieco więcej niż kapłanów.
     Ale, jako się rzekło, nasi dzielni chłopcy z CBŚ zorientowali się po 10 latach, że biskup Henryk M. trochę jakby ściemniał. Odwrócił kolejność chrześcijańskiego przykazania, że modlitwą i pracą ludzie się bogacą. Głosiciele zajęli się najpierw bogaceniem, a na modlitwę i pracę miał nadejść dopiero czas. Kościoły bowiem, jako takie, mają liczne przywileje i zwolnienia podatkowe od wszystkiego, co wiąże się z kultem, szczególnie pieniądza. Bez cła sprowadzano samochody, służące jak powszechnie wiadomo do celów kultowych, podobnie jak wino. Szczodrość biskupa Henryka była tak daleko posunięta, że przyjmował on tylko dziesięcinę - zaledwie 10 procent ofiarowywanych mu sum, które darczyńca odpisywał od własnego podatku. Fachowcy z CBŚ nazwali to "handlem umowami darowizn", co nie najlepiej świadczy o zrozumieniu przez nich istoty Dobrej Nowiny. Ale Głosiciele handlowali nie tylko konfekcją. Jeden z biskupów niższej rangi, Jacek P., miał w swojej willi jeden z większych magazynów z bronią, materiałami wybuchowymi i amunicją. Najpewniej do egzorcyzmów.
     Aby ChKGDN nie był jakimś zaściankowym związkiem wyznaniowym, jego biskup nawrócił nawet kilkuset obcokrajowców - Wietnamczyków, Rosjan, Ukraińców, Gruzinów, a nawet, uwaga!, Arabów - zatrudniając ich jako konsultantów. Dzięki temu konsultanci kościoła uzyskiwali prawo stałego pobytu w Polsce. A Kościół Głosicieli rósł w siłę i kapłani żyli dostatniej.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska