- Wiele uwagi poświęcano w ubiegłym roku kwestii leczenia osób uzależnionych od alkoholu. We Włocławku nie ma odpowiedniej placówki, chorzy z tamtego terenu trafiają do waszego szpitala...
- Mamy pięćdziesiąt pięć łóżek na oddziale terapii uzależnień. To dużo, jeśli weźmie się pod uwagę, że cały radziejowski szpital dysponuje około trzysta łóżkami. Potrzeby są jednak duże, a sytuacja zmieniła się w ubiegłym roku...
- Na lepsze?
- Tak. Po tej medialnej kampanii, o której pani wspomniała, na temat braku mozliwości leczenia alkoholików w pobliskim Włocławku, właśnie u nas odbyło się ważne spotkanie. Uczestniczyli w nim prezesi Sądu Okręgowego i Sądu Rejonowego we Włocławku, którzy zaangażowali się w sprawę, bo słabo realizowane były wyroki, kierujące na leczenie odwykowe. Był też zastępca dyrektora Narodowego Funduszu Zdrowia z Bydgoszczy i, rzecz jasna, my.
- Co z tego wynikło?
- NFZ zwiększył nam pulę pieniędzy i od połowy ubiegłego roku przyjmujemy więcej pacjentów.
- Chętnych, jak sądzę, nie brakuje?
- Uzależnienia to poważny problem. Nie zawsze ci, którzy zapisali się na terapię, są w stanie na nią dotrzeć, przestrzegamy bowiem wymogu trzeźwości. Wtedy na to miejsce wskakuje następny z kolejki.
- A efekty?
- Na poziomie trzydziestu, czterdziestu procent. To dobry wynik. Niektórzy wracają ponownie. Mamy doskonałą kadrę i plany powiększenia oddziału w ciągu najbliższych dwóch lat.