- Turniej EIHC w Toruniu był okazją do sprawdzenia formy biało-czerwonych, których czeka w tym roku gra w mistrzostwach świata 1. Dywizji w Chinach. Jak w twojej ocenie wypadł ten sprawdzian?
- Po pierwszych meczach byłem skłonny przychylić się do stwierdzenia, że nie ważne w jakim stylu się wygrywa, ważny jest końcowy sukces. Niestety, przekonałem się w ostatnim meczu z Węgrami, że nie warto przykładać takiej miary. Te wcześniejsze dwa zwycięstwa zamaskowały trochę obraz naszych możliwości,a Węgrzy obnażyli wszystkie nasze braki. Mnie najbardziej boli to, że kadrowicze wykazują małe zaangażowanie w grę. Młodzi Węgrzy pokonali nas ambicją, a przecież kim są Węgrzy w światowym hokeju? Średniakiem w II lidze. Trzeba naprawdę dużo popracować, żeby myśleć realnie o walce o powrót do hokejowej elity. W Toruniu niestety wypadliśmy słabo.
- Co należy poprawić?
- Wszystko (śmiech). Za dużo tracimy krążków, gramy nieskutecznie w ataku, indywidualne błędy popełnia obrona, co kosztuje nas stratą bramek. Poza tym nasi obrońcy grają za wolno, zbyt długo przetrzymują krążek. Tak się nie gra na świecie, ja tak nie grałem. jak dostaję krążek, to musze natychmiast uruchomić dobrym podaniem napastnika i tyle. Poza tym nie można dostosowywać się do rywala. Ze słabą Chorwacją nasz zespół "poślizgał się" na łyżwach. Trzeba każdego traktować równie poważnie. To wyszło potem z Węgrami, których zlekceważyliśmy.
- Jesteś menedżerem reprezentacji, to dość pojemne pojęcie. Czy jesteś zadowolony z tego co możesz robić w ramach umowy z PZHL?
- Nie do końca. jako menedżer z prawdziwego zdarzenia chciałbym dysponować statystykami ligowymi, z każdego meczu. W NHL to jest dostępne w parę minut po zakończeniu spotkania, u nas raz, że statystyki są o wiele uboższe, to jeszcze nie ma ich dostępnych w internecie. Rozmawialiśmy trochę o tym przy okazji promocji książki o historii polskiego hokeja. Nawiasem mówiąc nie wiedziałem, że mamy takie bogate tradycje. Ale tam wyszła sprawa statystyk, a właściwe ich braku. Ludzie z PZHL mówią, że statystyki spływają do centrali po kilku tygodniach. Trzeba to usprawnić musi być internetowy system, który ułatwi prace nie tylko mnie, ale także skautom z NHL, którzy penetrują także nasz rynek hokejowy. Druga sprawa to moja obecność na zajęciach reprezentacji. Chciałbym móc wejść na lód pokazać chłopakom parę rozwiązań, służyć bezpośrednią radą dla trenera Rohaczka. zawodnicy muszą doświadczyć z ręki mojej i Mariusza Czerkawskiego jaka jest rzeczywistość hokeja światowego. Jak pracować na lodzie, poza lodem, jak się nastawiać psychicznie do meczu. Praca organizacyjna i marketingowa - choć bardzo ważna - to mała cząstka tego co chciałbym robić. Inna sprawa, ze na razie polski hokej to nie jest produkt poszukiwany na rynku. Prawda jest taka, że na razie to my z Mariuszem jesteśmy twarzami rozpoznawalnymi i partnerami do dyskusji. (W międzyczasie Oliwa podjął rozmowy z ewentualnymi sponsorami tytularnymi dla reprezentacji i PZHL, udało mu się pozyskać sponsora, który przekaże sprzęt dla kadry wartości 50 tys. zł - przyp. red.)
- W Polsce mamy dwustu seniorów, wielu z nich dochodzi do trzydziestki. Nie obawiasz się, że jeśli nie skieruje się sporych nakładów na szkolenie, to za chwilę nie będzie komu grać w kadrze, nie wspominając o selekcji, walce o miejsce w drużynie narodowej?
- Wierzę, że nie będzie aż tak źle. Zdolnej młodzieży jednak trochę jest. Trener Rohaczek daje jej szanse w reprezentacji i to dobry trend. Na razie musimy odbudować prestiż reprezentacji. To jest podstawa, by hokeista traktował powołanie do kadry jak wyróżnienie, zaszczyt, a nie wypinał się na reprezentację. Mam dosyć tłumaczeń, że jeden ma chorą nogę, drugi teściową, a trzeciemu chomik zdechł i nie przyjedzie na obóz. To są żenujące tłumaczenia, uwłaczające postawie reprezentanta. Założenie czerwonej bluzy z orłem na piersi powinno prestiżem. Hokeiści powinni się o to rywalizować na treningach. Tymczasem robią łaskę. Wiadomo, że nie ma teraz tylu pieniędzy co jeszcze na początku lat 90., ale kadra narodowa jest szczytem piramidy, jeśli jej nie zmienimy, to nie uda się zreformować całego hokeja. Bo przykład idzie z góry. A młodzież patrzy i się uczy.
- Patrząc na działania twoje i Mariusza Czerkawskiego oraz PZHL-u widać, że dzieli was przepaść. Wy do najdrobniejszych spraw podchodzicie profesjonalnie, oni niekoniecznie. Ile dajesz czasu władzom hokeja, by przyjęły nowoczesne metody zarządzania sportem?
- Ja nie chcę teraz nowej wojny. Powiedziana już została wystarczająca ilość słów. Każda ze stron musi robić swoje i robić to dobrze. Koncentruję się na tym co ja mogę zrobić - rozmawiać ze sponsorami, menedżerami, robić marketing, uczestniczyć w promocji hokeja w telewizji. Rozliczy nas rzeczywistość. Albo wspólnie coś zmienimy, albo nasz hokej pozostanie tam gdzie jest w 1. Dywizji.