- Podobno praca w szkole sprawia, że człowiek czuje się wciąż młody ... Czy zgadza się pani z tą opinią?
- Zdecydowanie tak. Nauczyciele to tacy ludzie, którzy ciągle noszą wiosnę w sercu. Oczywiście, o ile wybór zawodu był prawdziwy.
- W pani przypadku tak było?
- Powiem nieskromnie, że tak. Jako pedagog pracuję już 24 lata.
- To trudny kawałek chleba?
- Jeśli ma się szczęście do mądrych dyrektorów, a ja miałam i mam, nietrudno o zawodową satysfakcję. Dzięki temu mogę zajmować się w szkole wieloma sprawami. W moim przypadku jest to na przykład praca z uzdolnioną plastycznie młodzieżą, redagowanie strony internetowej, profilaktyka uzależnień...
- Jak to wygląda na co dzień? Przychodzi uczeń do pani gabinetu, puka i mówi: "Mam problem"?
- Niezupełnie tak. Nie musi pukać do drzwi, bo są one otwarte. Ale rzeczywiście nawet w tak dobrej szkole, jaką jest "Konopnicka", młodzież ma kłopoty. Dotyczą one życia osobistego, rodzinnego, są też problemy szkolne.
- Jacy są ci młodzi z renomowanej "Konopnickiej"?
- Normalni! Zdolni, otwarci na świat, wrażliwi. Ale nie ma co ukrywać, że wielu z nich jest zagubionych w rzeczywistości. Nie zawsze są w stanie sprostać oczekiwaniom rodziców, nauczycieli. Widzą też, co dzieje się dookoła, boją się bezrobocia... Niektórzy nie do końca wierzą w swoje siły. Także od nas, nauczycieli, zależy, czy zmienią się, okrzepną.
- W poniedziałek zostanie pani wręczony Medal Komisji Edukacji Narodowej i nagroda dyrektora szkoły. Czy pracuje się dla takich chwil?
- Każde wyróżnienie dodaje sił i bardzo cieszy. Mam też satysfakcję, że docenia mnie ta druga strona "szkolnego medalu" - młodzież powierzyła mi funkcję rzecznika ich praw.
