MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wizja ministra od leczenia. Słowami

Hanka Sowińska
Zdjęcie udostępnione jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa. (Foto: PhilipLaTorre/Wikipedia)
Zdjęcie udostępnione jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa. (Foto: PhilipLaTorre/Wikipedia)
- Pewnie wydaje mu się, że jest Davidem Cooperfieldem - ocenia poseł Tomasz Latos.

Czy Polacy zmagający się z innymi chorobami niż nowotwory zaskarżą własne państwo? Mają podstawy, by tak zrobić! Antykolejkowy pakiet ministra zdrowia to nic innego jak zamach na podstawowe prawa konstytucyjne obywateli.

"Każdy ma prawo do ochrony zdrowia" - zapisano w punkcie pierwszym (art. 68) Konstytucji RP z 1997 r. Jeszcze ważniejszy jest drugi punkt. Głosi, że "obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych".
Nie ze środków (okropne słowo!), ale z ponadsześćdziesię-ciomiliardowej puli pieniędzy, na którą składają się osoby ubezpieczone w NFZ, finansowana jest nie tylko onkologia.
Więc dlaczego wyłącznie ona ma być nielimitowana?

Czytaj: Arłukowicz: Koniec zapisywania pacjentów w zeszytach, kolejki będą mniejsze [wideo]

Uwolnione limity z obietnicą w tle
Onkolodzy mają jeden argument: w chorobie nowotworowej czekanie na badania i terapie jest zabójcze dla pacjenta! Pewnie mają rację, ale nie do końca. Bo rak rakowi nie równy - nie każdy rozwija się w piorunującym tempie. Przykład? Aby "zapracować" na raka szyjki macicy w zaawansowanym stanie, trzeba unikać ginekologa przynajmniej przez kilka lat (średnio siedem). Tymczasem wystarczą regularne badania cytologiczne, by nigdy nie usłyszeć diagnozy: - Proszę pani, to jest rak!

Od tygodnia wiadomo, że minister zdrowia Bartosz Arłukowicz "uwolni limity w onkologii". Co to oznacza? Że zarówno diagnostyka, jak i leczenie będą opłacane nie według dyktatu NFZ, tylko długości kolejki.

A'propos kolejek. Wizja, którą nakreślił Arłukowicz już "realizuje się" w bydgoskim Centrum Onkologii. Po styczniowej zapowiedzi dyrektora Zbigniewa Pawłowicza, że placówka przyjmie wszystkich pacjentów ze zdia-gnozowaną chorobą nowotworową, kolejki stopniały (w niektórych oddziałach do zera). Ma on jednak zapewnienie szefa wojewódzkiego funduszu, że dostanie pieniądze za wszystkich pacjentów, leczonych ponad limit.
Kto taką deklarację złożył ministrowi zdrowia? Cisza...

O ile w Bydgoszczy mamy konkrety, o tyle w pakiecie Arłukowicza prawie wcale nie ma odniesienia do pieniędzy. Wyjątkiem jest zapowiedź, że dodatkowe fundusze będzie można uzyskać ograniczając kosztowne hospitalizacje.

Słusznie więc recenzenci pomysłów ministra pytają: skąd rząd weźmie pieniądze na badania i terapie 150 tysięcy pacjentów z nowotworem (tyle jest nowych zachorowań w ciągu roku w kraju nad Wisłą)?

- Pewnie panu ministrowi wydaje się, że jest Davidem Copperfieldem, bo zaproponował cuda - ocenia Tomasz Latos, poseł PiS, szef sejmowej komisji zdrowia. - Przypomnę, że dziś też mamy świadczenia nielimitowane i ratujące życie, ale żeby za nie dostać pieniądze, dyrektorzy szpitali muszą iść do sądu. Jeśli leczenie onkologiczne będzie zapłacone, to trzeba zapytać, komu pieniądze zostaną zabrane?

Raka poprowadzi koordynator
Z całego wachlarza pomysłów ministra zdrowia najbogatszy jest onkologiczny pakiet antykolejkowy. Gdyby nie jedno "ale", czyli brak pieniędzy, można by powiedzieć, że z chaosu nareszcie coś się wyłania.
Co obiecuje Arłukowicz? Ogólne hasło brzmi: "Znosimy limity w onkologii!"

W szczegółach ma być tak:
- od podejrzenia nowotworu do rozpoczęcia leczenia nie może minąć więcej niż 9 tygodni;
- obowiązywać będzie gwarancja terminowości leczenia;
- każdy pacjent otrzyma indywidualny plan terapii - przygotuje go konsylium;
- szybka ścieżka diagnostyki dla osób z podejrzeniem raka; jeśli będzie w niej aktywnie uczestniczył lekarz specjalista, może liczyć na dodatkowe premie;
- pacjenta po trakcie badań i leczenia poprowadzi koordynator;
- będzie wprowadzona Karta Leczenia Onkologicznego z zaplanowanym leczeniem;
- po zakończeniu leczenia pacjent trafi pod opiekę lekarza rodzinnego.

Filar systemu, czyli powtórka z reformy
Piętnaście lat temu reformatorzy ochrony zdrowia zapowiedzieli, że przewodnikiem Polaków po systemie będzie lekarz rodzinny. Wyszło... jak zwykle. Lekarz rodzinny "rodzinny" jest tylko z nazwy, bo w obciążonych przychodniach nawet do swojego medyka nie można się dostać "z marszu".

Przyczyn tego jest wiele, a najważniejsze to: brak lekarzy tej specjalności, za niska i od 5 lat niezwiększana stawka kapi-tacyjna - 8 złotych miesięcznie za każdego zapisanego w danej przychodni pacjenta, brak możliwości diagnostycznych itd.

Co mówi minister?
- lekarze rodzinni będą mogli kierować chorych na badania, których dziś nie wolno im zlecać (minister nie ujawnił, o które chodzi!);
- lekarz rodzinny będzie dodatkowo wynagradzany za "zaangażowanie" w wykrywanie zmian nowotworowych;
- do przychodni wrócą interniści i pediatrzy (już ku niezadowoleniu rodzinnych!);
- wprowadzona będzie "porada receptowa", by np. rodzina mogła odebrać receptę w imieniu osoby, która jej potrzebuje;
- zlikwidowany zostaje wymóg corocznego powtarzania badań i dostarczania do lekarza rodzinnego zaświadczenia potwierdzającego przewlekłe schorzenie;
- od 2016 r. nowe zadania otrzymają pielęgniarki i pielęgniarze - będą mogli zlecać niektóre badania i leki, nadzorować kontynuację leczenia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska