Zobacz wideo: Protest branży gastronomicznej w Bydgoszczy
- Właściciele kwiaciarni i przedsiębiorcy handlujący zniczami i wiązankami przy cmentarzach zapowiadają, że w piątek, 30 października, będą pracować do ostatniego klienta.
- Decyzją rządu cmentarze można odwiedzać tylko do północy. Od 31 października do 2 listopada cmentarze będą zamknięte dla odwiedzających.
- Przedsiębiorcy apelują w sieci, by kupować świeże kwiaty, wielu wydłuża godziny pracy nawet do 22., handlujący obniżają ceny wiązanek, by sprzedać towar choćby po kosztach.
Zapytaliśmy bydgoskich przedsiębiorców, co myślą o decyzji rządu.
Straty liczone w tysiącach

- Od kilku dni premier był pytany o to, co z cmentarzami, to, że czekał z ogłoszeniem decyzji do piątkowego popołudnia, jest oburzające. Tym bardziej, że wydawało się, że skoro milczy, obostrzenia nie będą tak radykalne - mówi Kamil Malinowski, właściciel bydgoskiej kwiaciarni. - Poniosłem już koszty wykupienia miejsca do handlowania przy cmentarzu na ul. Wiślanej, zrobiłem też zamówienia na świeże kwiaty, których dostawy są codziennie. Zamówiłem tysiąc chorągiewek okolicznościowych, nie wspominając nawet o zniczach. Nie, nie wykorzystam ich za rok, bo wkłady zżółkną, nie będą się już nadawały do sprzedaży. Dziś obserwuję sytuację, będę przy cmentarzu tak długo, jak długo będą odwiedzający, ale to mnie nie uratuje. Straty liczę już na jakieś 7 tysięcy złotych. Niby cmentarze będzie można odwiedzać od 3 listopada, ale w tygodniu klientów na pewno nie będzie tylu, ilu byłoby w świąteczny weekend, a kwiaty pójdą już na zmarnowanie.
Juszczak Ogrodnictwo, centrum ogrodnicze z Jarużyna, zapowiada, że żywe kwiaty będzie można kupić dziś nawet w nocy:
- Morawiecki zarządza: dzisiaj otwarte do 22. Prosimy o udostępnianie tego posta, potrzebujemy waszej pomocy jak nigdy dotąd... - napisali ogrodnicy w mediach społecznościowych.
Kwiaty wylądują na śmietniku
Komentarz może być tylko jeden: decyzja rządu ogłoszona w piątek o godzinie 16. bulwersuje. Chociaż to bardzo delikatne określenie.
Pan Kamil uważa, że strat nie poniósłby, gdyby decyzję o zamknięciu cmentarzy podjęto dwa tygodnie wcześniej. Podobnego zdania jest inny bydgoski przedsiębiorca: - Zamknięcie cmentarzy i poinformowanie o tym w tym momencie to dla nas wyrok - mówi Dawid Karwacki z bydgoskiej Kwiaciarni Dalia. - Komentarz może być tylko jeden: decyzja rządu ogłoszona w piątek o godzinie 16. bulwersuje. Chociaż to bardzo delikatne określenie. Żywe kwiaty, które zamawia się właśnie w ostatnich dniach przed uroczystością Wszystkich Świętych, to koszt dla przedsiębiorcy w wysokości kilkunastu tysięcy złotych, zamówienia od klientów, które nie zostaną odebrane, to kolejne tysiące złotych start. Gdyby rząd ogłosił decyzję choćby na początku tygodnia, ludzie mogliby odebrać zamówienia i donieść te kwiaty na cmentarze, my zaś nie składalibyśmy kolejnych zamówień w hurtowniach. Teraz, na już, mamy do uregulowania faktury na kwotę 15 tysięcy złotych. A rząd każe nam wszystko wyrzucać na śmietnik. Dziś jeszcze handluje, kwiaty będę musiał wyrzucić najdalej w poniedziałek. Chociaż nie wiem, może pan Morawiecki to od nas kupi? - pyta gorzko pan Dawid.
Gdyby rząd ogłosił decyzję choćby na początku tygodnia, ludzie mogliby odebrać zamówienia i donieść te kwiaty na cmentarze, my zaś nie składalibyśmy kolejnych zamówień w hurtowniach. Teraz, na już, mamy do uregulowania faktury na kwotę 15 tysięcy złotych.

Trzeba odwołać pracowników
Stracą nie tylko właściciele kwiaciarni, ale i osoby, które miały być zatrudnione na umowy zlecenia do sprzedaży kwiatów i zniczy przy cmentarzach. - Miałem umówionych pięć osób, sprzedawcy mieli być zaangażowani do pracy przez kilka najbliższych dni. Dziś muszę ich odesłać z kwitkiem - mówi Dawid Karwacki.
