Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Włocławek zapomniał o wspaniałym rzeźbiarzu

Adam Willma [email protected], tel. 56 61 999 24
Radek, ostatni z uczniów Mistrza. Rzeźbi, ale żyć z tego się nie da. Za chwilę zostawi Włocławek, wtopi się w tłum w Toruniu. Zapomni, tak jak o nim i jego Mistrzu zapomnieli w rodzinnym mieście.
Radek, ostatni z uczniów Mistrza. Rzeźbi, ale żyć z tego się nie da. Za chwilę zostawi Włocławek, wtopi się w tłum w Toruniu. Zapomni, tak jak o nim i jego Mistrzu zapomnieli w rodzinnym mieście. fot. autor
Artysta taki jak Stanisław Zagajewski to prezent, który zdarza się raz na stulecie. Włocławek najpierw schował ten prezent głęboko w szafie, a później o nim zapomniał.

www.pomorska.pl/wloclawek

Więcej informacji z Włocławka znajdziesz na stronie www.pomorska.pl/wloclawek

Kup Gazetę Pomorską przez SMS

Radek, ostatni z uczniów Mistrza. Rzeźbi, ale żyć z tego się nie da. Za chwilę zostawi Włocławek, wtopi się w tłum w Toruniu. Zapomni, tak jak o nim
Radek, ostatni z uczniów Mistrza. Rzeźbi, ale żyć z tego się nie da. Za chwilę zostawi Włocławek, wtopi się w tłum w Toruniu. Zapomni, tak jak o nim i jego Mistrzu zapomnieli w rodzinnym mieście. fot. autor

Radek, ostatni z uczniów Mistrza. Rzeźbi, ale żyć z tego się nie da. Za chwilę zostawi Włocławek, wtopi się w tłum w Toruniu. Zapomni, tak jak o nim i jego Mistrzu zapomnieli w rodzinnym mieście.
(fot. fot. autor)

Kup Gazetę Pomorską przez SMS

Kup Gazetę Pomorską przez SMS - kliknij

Zagajewskim zawsze był problem - człowiek, który z czułością opowiadał o szczurach grasujących w domu (zamienionym zresztą w wielkie śmietnisko) nie pasował do żadnej cywilizowanej instytucji. Więc przed wernisażami Zagajewskiego pucowano, zdzierając z niego stare łachmany. Człowiek, któremu wręcza się dyplom i medal, musi ładnie pachnieć.

Ulica imienia pana Stasia
Znacznie elastycznej niż urzędnicy do sprawy podeszli różnej maści oszuści i złodzieje, którzy przez lata wynieśli z pracowni mistrza setki rzeźb. Drobni pijaczkowie, gdy zabrakło pieniędzy, łupili pana Stasia bezlitośnie. Urząd zatrudnił opiekunkę dla rzeźbiarza. Ta jednak rychło zwęszyła interes. Rozpoczęła produkcję podróbek, a samego Zagajewskiego trzymała za kratą jak dzikie zwierzę.

Gdy larum podnieśli pielgrzymi ściągający do pracowni przy ul. Dziewińskiej i sprawę opisały media, urząd potraktował rzecz honorowo: chałupę Zagajewskiego wyremontowano, śmietnisko usunięto, ściany wybielono.

Zagajewski, człowiek który z otrzymanego w nagrodę telewizora zrobił sobie stolik do rzeźbienia, musiał się w tej bieli czuć jak w kościele. Nie był artystą, którym łatwo się pochwalić w kolorowym katalogu.

Jan Sieraczkiewicz, fotografik, który latami dokumentował na kliszy żywot rzeźbiarza, prorokował przed kilku laty: - Gdy umrze, będzie ulica, a może i szkoła jego imienia. Będzie uroczysty pogrzeb i drogi nagrobek. Dopiero po śmierci będzie czas, kiedy pana Stanisława właściwie docenią.

Włoska maszyna
Sieraczkiewicz miał rację, ale nie do końca - właściwego docenienia Zagajewski nie doczekał do dziś. Owszem, grób Zagajewskiemu wytyczono w honorowym miejscu cmentarza. Przykryto go włoskim piaskowcem z kiczowatą podobizną wyrytą przy pomocy kamieniarskiej maszyny. Projekt opracował zespół radnych, bo na konkurs (z nagrodą 2 tys. zł) wpłynęły... dwa słabe projekty.

Jedna z ulic w nowej dzielnicy nazwana została imieniem Zagajewskiego, zorganizowano konkurs rzeźbiarski dla dzieci.

I na tym pamięć się skończyła
Połowę domku zajmowaną przez Zagajewskiego miasto włączyło do komunalnej puli. Nie przeszedł pomysł Sieraczkiewicza, aby w pracowni stworzyć muzeum in situ.

- Pozostał przecież po Zagajewskim ostatni, namaszczony uczeń, Radek Chrzanowski. Co szkodziło, żeby zostawić mu pracownię, żeby sprzedawał swoje rzeźby i jednocześnie oprowadzał turystów? Niestety, nikt tego nie podchwycił - wzdycha Jan Sieraczkiewicz. - Ja rozumiem, że dzielnica w której mieszkał Zagajewski, nie bardzo nadaje się na wizytówkę miasta, ale w przeciwieństwie do "ulicy Stanisława Zagajewskiego", przy której stanąć ma nowe osiedle, ma z nim coś wspólnego.

Radek Chrzanowski był jednym z wielu chłopaków, którymi przez całe życie otoczony był włocławski rzeźbiarz. Choć często psocili, wyłudzali pieniądze i podkradali rzeźby, mistrz czuł się dobrze w ich towarzystwie. Jakby nigdy nie wyrósł z sierocińca, w którym spędził dzieciństwo. Chłopaki urabiały glinę, pomagały formować części ołtarza, Zagajewski kładł ostatni sznyt.

Plamy pozostaną białe
Chrzanowski nie kojarzy się z abnegacką postacią Zgajewskiego. Na krótko obcięte włosy wkłada bejsbolówkę, na ramiona - dres lub skórzaną kurtkę. Wygląda jak chłopak z jednego z włocławskich osiedli. Ale nie należy sądzić po pozorach:

- Jest w Radku wrażliwość i autentyzm. Ciężko przeżył śmierć Zagajewskiego. Pozostał wierny jego stylowi - podkreśla Sieraczkiewicz.

- Nie umiem inaczej, dopiero po odejściu pana Stacha zrozumiałem, że to jedyna rzecz, którą chcę w życiu robić. Do tego mnie wyznaczył - wyznaje Chrzanowski.

Od dwóch lat rzeźbi w miniaturowej piwniczce, próbuje utrzymać się ze sztuki. Budżet łata dorywczymi pracami, nie przelewa mu się. Przez kilka lat bywał u Zagajewskiego każdego dnia, urabiał glinę, żaden z uczniów chyba nie poznał mistrza tak blisko. Ale z wiedzy Chrzanowskiego nikt nie chciał skorzystać.

- Przez dwa lata nikt mnie o nic nie zapytał, nie prosił. Człowiek się czuje niepotrzebny. Pomyślałem, żeby szukać szczęścia w Toruniu, bo we Włocławku raczej nie mam szans - żali się Chrzanowski.

Jan Sieraczkiewicz pomógł mu napisać wniosek do Urzędu Marszałkowskiego. Marszałek przyznał Chrzanowskiemu 5 tys. zł na zrealizowanie projektu drogi krzyżowej.

- Chrzanowski jest cenny również z innego względu - mamy poważny problem ze stwierdzeniem autentyczności rzeźb Zagajewskiego. Ogromna część z prac w antykwariatach i na aukcjach to podróbki. Niektóre to zwykłe dziwolągi, które nawet nie stały przy oryginałach, ale inne dobrze naśladują styl mistrza. Jeśli chodzi o późną twórczość Zagajewskiego, to tylko Radek Chrzanowski jest w stanie ocenić ich autentyczność - uważa Sieraczkiewicz.

Według fotografika za kilka lat, gdy umrą świadkowie, może okazać się, że wielu białych plam z życia Zagajewskiego nie zapełni się już nigdy: - Nie ma dokumentacji. Wszyscy zachwycają się ołtarzami, ale nikt już dziś nie pamięta, jak powstawały. Po wielu pięknych rzeźbach ślad zaginął, niektóre ocalały tylko na fotografiach. Wówczas, w latach 60. i 70. nikt nie widział powodu, aby taką dokumentację prowadzić.

Wersalka i koło obrotowe
Krótko po śmierci Zagajewskiego pojawił się pomysł, aby stworzyć we Włocławku centrum "sztuki surowej", które mogłoby skupić dzieła artystycznych samorodków rozproszone dziś po wielu muzeach. Taka instytucja mogła sprawić, że miasto zaistniałoby jako rozpoznawalny ośrodek na mapie kultury. Nikt jednak tego pomysłu nie podchwycił.

Piotr Nowakowski, dyrektor włocławskiego muzeum, który zajmował się twórczością Zagajewskiego, zakupił licencje i prawa autorskie do filmów jemu poświęconych. Nie ma jednak pieniędzy, aby przeznaczyć osobny etat wyłącznie na badanie twórczości Zagajewskiego.

- Mamy utworzoną jeszcze za życia pana Stanisława salę poświęconą wyłącznie jego twórczości. Drugie tyle rzeźb znajduje się w magazynach. Z niektórymi eksponatami nie bardzo wiadomo co zrobić: mamy wersalkę Zagajewskiego, jego przybory do pracy i koło obrotowe. Ale nie możemy oddać się wyłącznie jego twórczości. Zresztą zainteresowanie nie jest, niestety, duże.

Część prac z ostatniego etapu życia Zagajewskiego przypadła Galerii Sztuki Współczesnej, która sprawowała opiekę nad artystą:

- To głównie fragmenty większych całości, w większości niewypalone. Nie bardzo wiemy, co z tym zrobić, bo glina jest kiepskiej jakości, boimy się, że przy próbie wypalenia po prostu się rozleci - mówi Lidia Piechocka-Witczak, szefowa Galerii. - Są też wątpliwości co do autorstwa tych prac. Sam Zagajewski miał problem z rozróżnieniem swoich rzeźb od prac swoich uczniów. Mamy więc pewną trudność, tym bardziej że Galeria zajmuje się innym nurtem w sztuce.

Perełka to nie rzeźba
Na szczęście upadł pomysł, aby pamięć o Zagajewskim uczcić rzeźbą-ławeczką, jakich dziesiątki stanęły w Polsce w ostatnich latach. Lepszym pomysłem był posąg artysty z wózkiem, w którym przewoził swoje graty - ale nie powstanie, bo nie ma pieniędzy na rewitalizację placu Wolności, w który mistrz był wpisany. Nie powstała też zapowiadana ekspozycja poświęcona Zagajewskiemu w galerii handlowej Wzorcownia.

Album ze zdjęciami Sieraczkiewicza sprzedał się w kilkudziesięciu egzemplarzach. Nic dziwnego - konia z rzędem temu, kto znajdzie go w księgarniach.

- Nie rozumiem, dlaczego w przestrzeni miejskiej nie ma miejsca dla wzornictwa włocławskiego fajansu, nie pojmuję, dlaczego przy głównych szlakach nie ma instalacji związanych z motywami z twórczości Zagajewskiego - denerwuje się senator Andrzej Person, który jako chłopak wyrabiał glinę Zagajewskiemu. - Przecież to jest kapitał, dzięki któremu Włocławek jest rozpoznawalny. Mam wrażenie, że niektórzy się tego wstydzą, tylko nie wiem, dlaczego. Jeśli będziemy zakopywać takie skarby, będziemy mieć miasto zapomniane przez Boga i ludzi.

Tak jak zapomnienia zaznały psy Zagajewskiego - Perełka i Bryś, które po śmierci swojego pana trafiły do schroniska dla zwierząt.

- Są tak ze sobą zżyte, że nie sposób ich rozdzielić. Do tej pory nie było chętnych, którzy chcieliby je przygarnąć - ubolewa Zbigniew Marcinek, dyrektor schroniska. - Niestety, to nie rzeźby.
Udostępnij

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska