Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Kuczok na XVI Festiwalu Książki w Toruniu: Kupię sobie daczę w Rosji

Rozmawiała Karina Obara
śni o świetnej sprzedaży swojej powieści "Senność” w Rosji, dzięki rekomendacji Janusza Leona Wiśniewskiego
śni o świetnej sprzedaży swojej powieści "Senność” w Rosji, dzięki rekomendacji Janusza Leona Wiśniewskiego fot. Karina Przewłoka
- Krytycy mówili, że język "Senności" im się podoba, ale fabuła jest jakoby telenowelowata - zapewne to efekt działania na podświadomość okładkowego zdjęcia Gosi Kożuchowskiej - mówi Wojciech Kuczok w rozmowie z "Pomorską".

Wojciech Kuczok

Wojciech Kuczok

Ur. w 1973 roku w Chorzowie. Prozaik, poeta, scenarzysta, krytyk filmowy. Autor powieści Gnój, za którą dostał w 2003 r. Paszport Polityki, Nagrodę Literacką Nike w 2004r., a także Nagrodę Krakowska Książka Miesiąca (marzec 2004 r.) Napisał też scenariusz do filmu Magdaleny Piekorz Pręgi, który zdobył w 2004r. główną nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni. Niedawno ukazała się jego nowa powieść "Spiski", którą promował w Dworze Artusa podczas XVI Festiwalu Książki.

- Trzymam w ręku Pana nową powieść "Spiski. Przygody tatrzańskie" i zastanawiam się czy to jest ta, którą Pan teraz najbardziej lubi?
- Nie, wolę "Senność", która jakoś w Polsce nie została doceniona, a w Niemczech zbiera całkiem dobre recenzje. W kraju krytycy mówili, że język im się podoba, ale fabuła jest jakoby telenowelowata - zapewne to efekt działania na podświadomość okładkowego zdjęcia Gosi Kożuchowskiej. Przy okazji pochlebnych recenzji "Spisków", większość krytyków nie omieszkała wystartować od przypomnienia, jaka to "Senność" była nieciekawa. Że niby teraz się przebudziłem etc. Pierdu pierdu. Staram się nie zapominać o tym, że krytyk to tylko pierwszorzędny czytelnik drugorzędny.

- Krytyk Jan Gondowicz powiedział o "Spiskach", że po tej śmiałej powieści niewykluczone, że długo nie będzie się Pan mógł pokazać na oczy polskim góralom. Nie pokaże się Pan?
- Mam nadzieję, że ci górale, którzy sięgną po tę książkę zdobędą się na dystans i będą potrafili się z siebie śmiać. Ludzi, którzy się z siebie śmiać nie potrafią, raczej unikam, ale jeśli już mnie taki kiedyś złapie na trawersie Krupówek, spróbuję mu wytłumaczyć, że jestem niewinny (śmiech).

- A dlaczego w ogóle sięgnął Pan po temat góralski?
- Najłatwiej mi się pisze o tym, na czym się znam. Wplotłem w tę opowieść moje pasje górskie, starałem się uchwycić melodię gwary górali i wyławiałem z niej te słowa, które uruchamiały moją wyobraźnie językową, dawały nową jakość. Pewne wyrażenia stworzyłem na użytek tej książki.

- Chce Pan powiedzieć, że niektóre słowa, które wkłada Pan w usta górali, bohaterów swojej powieści, w rzeczywistości nie istnieją?
- Wiele z nich jest już archaicznych, nie są używane, więc niejako przywracam je gwarze, ale czasem rzeczywiście improwizowałem.

- A jak Panu górale zarzucą, że takie słowa nie istnieją?
- Ależ to nie jest praca naukowa, tylko fantazja na tematy tatrzańskie. Nikt mnie nie będzie rozliczał z nieścisłości.

- Za to policzył się Pan szczerze z księżmi i futbolem w swojej powieści. Chciał Pan poruszyć dwa polskie symbole i kompleksy - wiarę i futbol?
- Nade wszystko zaś ich wymiar martyrologiczny. Nasi piłkarze przysparzają nam najczęściej cierpień, podobnie jak wiara.

- A górale rzeczywiście, jak zauważa główny bohater, są tak beznadziejni w grze w piłkę?
- Tam problemem jest przede wszystkim nierówność terenu. Piłka w górach wiecznie się stacza do potoku (śmiech). Dlatego szybko się zniechęcają.

- Jeśli ktoś nie zna górali, dowie się z Pana książki, że górale nie wylewają za kołnierz, góry znają słabo, mimo że w nich mieszkają, a przyjezdnych ceprów traktują z dystansem.
- Raczej z pogardą, tylko okresowo górale wchodzą z nimi w symbiozę, za którą jeszcze każą sobie płacić. Cepry z zachwytem pozwalają sobą gardzić, bo wierzą w ten mit górala-nadczłowieka: twardszego, silniejszego, prawdziwszego. Ten układ trwa od dziesiątek lat i górale chyba już sami nie pamiętają czasów, jacy byli naprawdę przed czasem inwazji mieszczuchów.

- Pisał Pan tę powieść z myślą, że będzie to satyra na Polskę z podziałem na kraj A i B?
- Nie myślałem o Polsce, chciałem napisać swoją legendę Tatr. Polska jest tu w oddali.

- Ale też napisał Pan o Śląsku w taki sposób, że pomyślałam, że chyba tylko Polak potrafi tak kochać coś, co do kochania słabo się nadaje.
- Kiedyś kochałem Śląsk rozpaczliwą miłością do domu dzieciństwa, mimo brudu i smrodu. Dzieląc się biografią z młodym bohaterem książki, przywołałem to dawne zauroczenie dźwiękami i zapachami miasta-maszyny.

- Nadal potrzebuje Pan takiego swojskiego miejsca?
- Na pewno potrzebuję miejsca, które nazywam moim. Dawny Śląsk noszę w sobie, ale przez lata się zmienił. Teraz jesteśmy aglomeracją, która stawia na kulturę, mamy też świetne drogi, biedni warszawiacy dziwią się, jak szybko można u nas dojechać trasą średnicową z miasta do miasta. To czas fascynujących przemian w kulturalnie zagospodarowaną przestrzeń postindustrialną. Dobrze mi się mieszka na Śląsku, a do tego mam jeszcze blisko góry, w których spędzam większość wolnych chwil, i tak już od 30 lat.

- Dwa lata temu powiedział mi Pan, że musi pisać o mrocznych sprawach, bo każda rzecz i człowiek ma swoją dramaturgię. Teraz napisał Pan książkę inną, lżejszą, baśniową miejscami i ze szczęśliwym zakończeniem. Przeszło Panu z tą mrocznością?
- Zawsze staram się napisać książkę jak najbardziej odmienną od poprzedniej, choć wciąż dość uparcie próbuję eksplorować temat gwar. Tę książkę napisałem w tonie pewnego realizmu halucynacyjnego. Tak samo trudno mi się ją pisało, jak wszystkie inne - prawie dwa i pół roku. "Spiski" to była książka, która miała mi zapewnić atrakcje podczas rocznego pobytu na stypendium w Berlinie.

- Jak to możliwe? Nudził się Pan w Berlinie?
- Nie, chodziłem do muzeów, do filharmonii, i to było wspaniałe, ale tęskniłem do natury, do dzikich terenów, a to dla mnie największe atrakcje.

- Nic Pana w Berlinie nie zainspirowało, aby napisać o Niemcach?
- Potraktowałem to stypendium jako odpoczynek od "Polski Prawdziwych Polaków", świetnie się tam czułem. Moja wyobraźnia się tam rozhulała, bo pisałem książkę o Tatrach w terenie nizinnym, w mieszkaniu z widokiem na autostradę, może dlatego książka stała się tak fantasmagoryczna. Rozsmakowałem się w samotności, w pustelniczym życiu, myślę że już zawsze będę tęsknił do podobnych stanów, choć nie chciałbym tak żyć cały czas.

- Ale języka niemieckiego się Pan nie nauczył.
- Mój lektor niemieckiego okazał się znanym krytykiem muzycznym, więc rychło przeszliśmy na angielski i skupiliśmy się na chodzeniu do filharmonii. Uznałem, że nigdy nie nauczę się niemieckiego w takim stopniu, żebym był w stanie wyławiać interesujące mnie niuanse językowe. Co innego język góralski (śmiech).

- Co takiego jest w języku, że w każdej Pana książce widać fascynację nim?
- Bo w języku tkwi energia, żywotność, dynamika, która sprawia, że poddając się frazie, mogę też lepiej poznać samego siebie jako człowieka.

- A jeśli ten człowiek nie przebiera w słowach?
- Znaczy to, że potrafi być bezlitośnie szczery? Najbardziej cenię pisarzy, którzy potrafią pięknie przeklinać i nie krępują się rygorami obyczajności.

- Pilnowanie się przeszkadza być szczerym w literaturze?
- Pilnować należy wyłącznie spontaniczności, mieć się na baczności przed nutami fałszywie brzmiącymi.

- Czego pan potrzebuje, aby móc pisać?
- Dyscypliny. Muszę pisać codziennie, przynajmniej stronę, bo jeśli są długie przerwy, trudno się później rozpisać. Kiedyś mogłem pisać w akademiku, gdy był ruch i gwar, teraz potrzebuję ciszy do pisania, muszę mieć spokojne miejsce, aby być sam na sam ze swoimi myślami, nie włączam nawet muzyki. Nie lubię też, kiedy mi ktoś przeszkadza. Walczę o prawo do ciszy podczas pisania.

- Przy rodzinie trudno o taki komfort.
- Dlatego wymykam się do starego domu rodziców, bo mają tam wiele zakamarków. Jeden z nich zawsze był moją pracownią.

- I nad czym Pan teraz pracuje w jednym z zakamarków rodzinnego domu?
- Piszę opowiadanie i kilka scenariuszy.

- I cieszy się Pan z tego, że "Senność" będzie wkrótce wydana w Rosji, gdzie Janusz Leon Wiśniewski, autor "Samotności w sieci" sprzedał dwa miliony egzemplarzy swoich książek?
- O, tak! Na każdym rosyjskim egzemplarzu, na okładce mojej książki będzie specjalna rekomendacja Janusza Leona Wiśniewskiego: "Każda minuta spędzona z powieścią Kuczoka, jest bezcenna".

- Czy to nie jest paradoks, że Wiśniewski promuje laureata nagrody Nike?
- Widać Rosjanie wsłuchali się w polskich recenzentów. Wszakże "Senność" jest telenowelą. Jeśli co dziesiąty fan Wiśniewskiego w Rosji da się nabrać na tę rekomendację, kupię sobie daczę pod Petersburgiem (śmiech).
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska