https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wojenne losy zesłały go aż do Kanady. Zmarł mając 98 lat

Małgorzata Wąsacz
Pan Kazimierz i Stefan w miejscowości Wilno w Kanadzie przy tablicy z informacją o pierwszych polskich rodzinach, które się tu osiedliły. To zdjęcie wykonano w 1984 roku.
Pan Kazimierz i Stefan w miejscowości Wilno w Kanadzie przy tablicy z informacją o pierwszych polskich rodzinach, które się tu osiedliły. To zdjęcie wykonano w 1984 roku. ze zbiorów Stefana Przesławskiego
Kazimierz Przesławski był zawodowym podoficerem w pułku artylerii konnej w Bydgoszczy. Dziś wspomina go jego bratanek Stefan.

Kazimierz Przesławski urodził się w 1912 roku w powiecie wągrowieckim w Wielkopolsce. Pochodził z biednej rodziny. - Stryja poznałem, gdy miałem sześć lat. Przyjechał do nas w odwiedziny do Białośliwia w powiecie Wyrzyskim. Tutaj rodzice mieli gospodarstwo rolne. Stryj był już wówczas zawodowym podoficerem w pułku artylerii konnej w Bydgoszczy. Odpowiadał za zdrowie i wygląd koni w baterii. Pamiętam, że stryj przyjechał ubrany w elegancki mundur, a u boku miał szabelkę. Mnie i mojemu bratu przywiózł zabawki, które w owym czasie były dla nas cudowne. Dostaliśmy: szabelkę, karabinek, warcaby, mały bilard i okarynę - wspomina pan Stefan.

Jak dodaje, stryj przyjechał do Wyrzyska, bo tutaj miała się odbyć defilada wojskowa z udziałem Edwarda Rydza-Śmigłego, Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych. Panu Stefanowi sama defilada nie zapisała się w pamięci. Przypomina sobie jednak olbrzymie trybuny i tłumy ludzi.

Trafił do niemieckiej niewoli

Co wiemy o wojskowej działalności Kazimierza Przesławskiego? Otóż bateria, w której służył, brała udział w zajęciu przez Polskę Zaolzia Cieszyńskiego. Gdy wybuchła wojna, bateria cofając się walczyła pod Kutnem. - Tutaj stryj dostał się do niemieckiej niewoli. Trafił do obozu jenieckiego koło Kassel, skąd przesłał nam zdjęcie. Serce się krajało, gdy zobaczyliśmy, jak bardzo był wychudzony. Sama skóra i kości. Ojciec wysyłał mu paczki. Był w nich chleb, a w środku kiełbasa. Stryj po latach mi powiedział, że ani jedna przesyłka do niego nie dotarła - opowiada pan Stefan.

Po jakimś czasie Kazimierz Przesławski trafił do gospodarstwa, które prowadziła banerka. Jej mąż był na froncie. Pan Kazimierz oprzątał inwentarz, doił krowy, ale co najważniejsze, miał co jeść. Jego wiedza weterynaryjna przydała się, gdy w gospodarstwie nie mogła ocielić się krowa, a wezwany weterynarz nie mógł sobie poradzić. Kazimierz Przesławski poprawił źle ułożony płód i krowa urodziła zdrowe cielę. Od tej pory był często wzywany do podobnych przypadków.

Pracę na roli zamienił na ogrodnictwo

Wojna się kończyła, armia amerykańska zajęła te tereny i pan Kazimierz został przyjęty do armii amerykańskiej. Podwyższono mu stopień wojskowy i powierzono nadzór nad magazynami wojskowymi.

Po demobilizacji mógł wybrać: wraca do kraju albo wyjeżdża do Ameryki lub Kanady. Wybrał Kanadę. Tam dostał pracę na farmie. Ręcznie musiał doić kilkanaście krów dziennie. Wykonywał też inne prace fizyczne. - Prawda jest taka, że farmer strasznie wyzyskiwał pracowników. Stryj powiadomił o tym fakcie urząd pracy. W odpowiedzi usłyszał, że nie ma co narzekać, bo przecież ma pracę. Dopiero, gdy sam ją porzucił i zgłosił urzędnikom, że jest bez pracy, dostał skierowanie do innego farmera. Ten z kolei okazał się ludzki i przyjaźnie nastawiony do osób, które zatrudniał. Widząc, że ma ze stryja pożytek, zaproponował, by wszedł z nim w spółkę. Mieli razem prowadzić farmę. Jednak stryjowi nie odpowiadała praca na roli. Zatrudnił się w dużych zakładach produkujących meble. Pewnego dnia do zakładu miał przyjechać sam szef. Majster zlecił stryjowi, żeby zrobił porządek wokół budynku. Stryj nie tylko uporządkował dziedziniec, ale również obciął klomby i posadził kwiaty. Szefowi tak się to spodobało, że od razu mianował stryja zakładowym ogrodnikiem - opowiada Stefan Przesławski.

Po jakimś czasie pan Kazimierz zmienił pracę. Został ogrodnikiem-administratorem w dzielnicy mieszkaniowej w Ottawie. Ożenił się z nauczycielką z rodziny irlandzkiej. Kupili dom z małym ogródkiem w Aylmer, kilkanaście kilometrów od stolicy. Tutaj na świat przyszła ich jedyna córka - Ann.

Z wizytą u stryja w Kandzie

Pan Stefan opowiada, że stryj często pisał listy do rodziny w Polsce. Przesłał też mu zaproszenie. Był wówczas studentem. Podczas rozmowy o wizę w Ambasadzie Kanady konsul zapytał: "Co Pan by zrobił, gdyby padła propozycja zostania w Kanadzie?"

Pan Stefan odpowiedział, że by został. W odpowiedzi usłyszał: "Sorry, ale wizy Panu nie damy". Wiele lat później, już pracując i mając rodzinę, odwiedził stryja dwa razy. - Stryj zawiózł mnie do miejscowości Wilno, gdzie w 1864 roku osiedliły się pierwsze polskie rodziny. Informacja o tym fakcie znalazła się na dużej tablicy z brązu. Innym razem stryj zabrał mnie na wyprawę do wodospadu Niagara. Byliśmy też na weselu kogoś ze znajomych. Zdziwiłem się, że przed wyjściem z domu mieliśmy zjeść solidny obiad. Jak się później okazało, na weselu za jedzenie i napoje trzeba było płacić. Po miesięcznym pobycie stryjostwo zaprosiło do siebie liczną rodzinę ze strony ciotki Hildegardy. Wpisali się do książki gości, którą dostałem na pamiątkę - słyszymy.

"Był znany, szanowany i podziwiany"

Pan Stefan dodaje, że podczas jego pobytu w Kanadzie w miejscowej gazecie ukazał się artykuł o nowym życiu w British Columbia Magdaleny i Mariusza Łabentowiczów. Pan Mariusz, działacz rolniczej "Solidarności", był pobity razem z Janem Rulewskim przez milicję w gmachu Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy. - Mój niezapomniany stryj Kazimierz zmarł w 2010 roku, przeżywszy 98 lat. Gazeta w Ottawie zamieściła o Nim wspomnienie. Napisano, że był "człowiekiem kwiatów", który był znany w swej dzielnicy, podziwiany i szanowany - podsumowuje Stefan Przesławski.

Czytaj e-wydanie »
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska