https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wróbel w garści

Michał Żurowski

     Minister Kaczmarek wciąż nie rozumie, co się go czepiają o tego Wróbla - nowego prezesa PKN "Orlen". Fachowiec jak się patrzy! A że przy okazji kolega ministra, to co? Trędowaty?!
     Trudno byłoby polemizować z tak prostolinijną i logiczną argumentacją, gdyby to wszystko działo się... na przykład w Danii. Albo w jakimś innym państwie, nie kojarzonym z plagą korupcji i prywaty. W takim kraju minister skarbu - mający podobnego asa w rękawie (albo i Wróbla w garści) nadającego się do kierowania największą spółką skarbu państwu - sam byłby jak ten skarb. Dostałby brawa za to, że się skutecznie zabrał za firmę, która powinna podlegać identycznym (ekonomicznym!) regułom, jak wszystkie inne firmy, a nie być tylko jednym wielkim słojem konfitur dla kolejnych partyjnych ekip. Nadzór właścicielski powinien być świętym prawem ministra; także do wywalania i powoływania szefów firm. Bo kto ma ich oceniać i - ewentualnie wymieniać? Nikt? No, ale u nas - nim jeszcze dotarły do opinii publicznej argumenty strat Orlenu czy coraz niższej rentowności Orlenu - polityczną gębę dorobił sprawie sam premier. Ci, którzy wygrywają wybory - wyjaśnił Miller - mają prawo wycinać przegranych. I już!
     A problem Wróbla jest dodatkowo taki, że on wcale nie trędowaty, ale ma po prostu pecha. Jego pech polega właśnie na znajomości z ministrem. Żal mi Wróbla (to chyba jedyny facet w Polsce z taką pensją, którego mi żal), bo być może nic tu nie zawinił i naprawdę się nadaje, ale i tak będzie prezesem z układu. Kaczmarek też mógł mieć jak najlepsze intencje. Możemy się nawet umówić, że on - "biały kruk" w polskim pejzażu politycznym - kieruje się wyłącznie dobrem państwa, że liczą się dlań wyłącznie kompetencje, a brzydzi się każdą partyjno-towarzyską rekomendacją. Ale nawet jeśli Kaczmarek jest cacy, to jego koledzy i poprzednicy bardzo ciężko tu pracowali, byśmy i jemu nie wierzyli. Cały układ jest po prostu niewiarygodny, chory, podejrzany. Pech ministra, że rządzi skarbem akurat takiego państwa i pech fachowca, że zostawał prezesem będąc kumplem ministra. Przynajmniej jeden z nich powinien mieć tego świadomość.
     Podobna sytuacja zdarzyła się kiedyś w Rosji Radzieckiej. Po przeciwnych stronach barykady - najpierw w październikowej rewolucji, potem na wojnie domowej - bili się rodzeni bracia. Wania i Sasza. Wania w Armii Czerwonej, Sasza w Białej Gwardii. I obaj - już po wojnie - trafili do pracy w tym samym kołchozie. No, ale Sasza (białogwardzista) szybko odstawił widły i łopatę. Awansował. Na sekretarza partii. Brat - ten, który na wojnie był po słusznej stronie - nie mógł się nadziwić: o co chodzi, dlaczego ten Sasza, wróg rewolucji idzie w górę? Tymczasem Sasza został wkrótce sekretarzem komitetu rejonowego, potem nawet obwodowego. Wania tymczasem wciąż z łopatą przy gnoju... W końcu nie wytrzymał. Postanowił jechać osobiście do "obkomu" i zapytać brata, co jest grane. - Jak to, zaczął ostro, ty tu, a ja zasłużony dla słusznej - i zwycięskiej! - sprawy wciąż przy gnoju?! Na to brat, sekretarz, ze śmiechem: Ot brat, durak! To nie wiesz, jak u ciebie w papierach przechlapane? Przecież ty masz brata białogwardzistę!...
     Tak jak ten dowcip ilustrujący bolszewicką filozofię nie wziął się znikąd, tak i atmosfera wokół Kaczmarka i Wróbla też nie wzięła się znikąd. Wróbel wiedział, że znając ministra może mieć po tej nominacji przechlapane. A minister powinien wiedzieć, w jakim kraju żyje: w takim, gdzie wszędzie cuchnie prywatą i każda taka decyzja będzie podejrzana. A jednak ją podjął. A niech śmierdzi! Mówią, że od smrodu nikt jeszcze nie umarł. Ciekawe, jak długo wytrzyma gospodarka.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska