Resort zdrowia postanowił wydać rozporządzenie, które uniemożliwi "prywatne" leczenie tych samych pacjentów w szpitalach i w fundacjach medycznych.
Nieprawidłowości w umowach między lecznicami a stowarzyszeniami ujawnił najnowszy raport NIK.
Tak jest na przykład w Instytucie Kardiologicznym w Aninie pod Warszawą. Chory musi miesiącami czekać na koronorografię, a w fundacji przy szpitalu za 1700 złotych zrobią mu badanie od ręki. Mechanizm jest prosty. Zawiązuje się fundacja. Lekarze dzierżawią gabinety w szpitalach. Do południa, jako pracownicy szpitala przyjmują pacjentów za darmo. Po południu, już jako działacze fundacji, kasują od chorych pieniądze. Co ciekawe, używają sprzętu należącego do szpitala, a darowanego mu przez tę fundację.
W naszym regionie organizacje medyczne działają w kilku szpitalach. Większość z nich prowadzi typową działalność charytatywną. - Nasz szpital otrzymywał darowizny od kilku organizacji - mówi Czesław Kamrowski, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala im. Biziela w Bydgoszczy. - Jednak z żadną nie mamy umowy i nie dzierżawimy im pomieszczeń.
W innych szpitalach zerwano umowy z fundacjami, które zarabiały na pacjentach. Tak było we Włocławku. Z lecznicy wyprowadzono organizację zajmująca się opieką hospicyjną. Natomiast w Regionalnym Centrum Onkologii w Bydgoszczy, jeszcze dwa lata temu działała Bydgoska Fundacja Onkologiczna, która zatrudniała lekarzy. Medycy przyjmowali pacjentów odpłatnie. Teraz z RCO współpracuje z Fundacją na Rzecz Onkologii, która wspomaga szpital, organizując na przykład badania profilaktyczne - za darmo.
Ewenementem jest Szpital Dziecięcy w Toruniu. Działają tam dwie fundacje. Jedna legalnie, druga nie. - Mamy jak najlepsze doświadczenia ze stowarzyszeniem "O Uśmiech Dziecka" - mówi Bogumił Kurowski, dyrektor placówki. - Bardzo nam pomagają m.in. doposażą oddziały, szukają sponsorów.
Drugą organizacją jest Fundacja Rozwoju Chirurgii Dziecięcej. - Nie wyraziłem zgody na podanie adresu szpitala jako siedziby fundacji - twierdzi dyrektor Kurowski.
Organizację powołali chirurdzy z toruńskiej placówki. Zakupili sprzęt do badań urodynamicznych i zainstalowali go w jednej z prywatnych przychodni. Taki sam aparat znajduje się w szpitalu. Ci sami lekarze nie wykorzystywali w pełni maszyny. Jednak kupili swoją i w "fundacyjnej" poradni jest w pełni obłożona pacjentami.
Minister zamierza walczyć z fundacjami, które dla dobra pacjenta, zarabiają na nim. To dobrze. Życzyć sobie jednak należy, by w ferworze walki z nieuczciwością lekarzy, minister nie zaszkodził również tym, którzy działają charytatywnie, nie licząc na żadne pieniądze za pomoc.
