Wspomnienia festiwalowego weterana

Piotr "Fala" Skuczyński pierwszy raz pojechał na festiwal w wieku 17 lat, równo dwadzieścia lat temu. Był to Festiwal Muzyków Rockowych w Jarocinie, legendarna i kultowa dziś impreza.

Rodzice nie bali się puścić tam nastolatka? - Mama strasznie przeżywała ten pierwszy raz. Na szczęście się zgodzili - wspomina z uśmiechem Fala, który w młodości sam grał w lokalnych zespołach na gitarze basowej.

Ibisz w Jarocinie

- Chciałem tam jechać, bo miał być blok Roberta Brylewskiego, jednego z ojców polskiego punk rocka, współtwórcę takich zespołów jak Armia, Brygada Kryzys, Izrael. Oni wszyscy tam wtedy grali. Mam nawet fotkę z Brylewskim. Dzwoniłem do niego ostatnio. Pozdrawia wszystkich "załogantów" ze Świecia.

Edycja z 1991 roku była pod kilkoma względami wyjątkowa: po raz pierwszy liczba uczestników przekroczyła 20 00, koncerty były emitowane w TVP, a transmisję prowadził bliżej wtedy nieznany, młody prezenter Krzysztof Ibisz.

Dobre radio

Nie było wtedy internetu, skąd brało się informacje o imprezach? - Do dziś uważam, że nic nie zastąpi dobrego radia. Była np. audycja "Brum" Owsiaka w Trójce i istniejąca do dziś "Strefa rock and rolla wolna od angola" w tej samej stacji. Tam zawsze były informacje o imprezach, koncertach, festiwalach - mówi Fala.

- W piątek wracałem z pracy, brałem plecak i w Polskę - śmieje się. - Na festiwalach ludzie wymieniali się kontaktami, wysyłali do siebie fanziny (gazetki fanów). Było wiadomo, co, kiedy, gdzie się będzie działo. Zresztą w każdy weekend byłem w Bydgoszczy, u znajomych. Wiadomo, we większych miastach ta informacja krążyła lepiej. Trzymaliśmy się też w okolicy. Na wiele imprez jeździliśmy np. z ekipą z Chełmna. Zupełnie nie były dla nas istotne antagonizmy istniejące między oboma miastami. Dzisiaj nieco te kontakty osłabły. Wielu z naszej wiary ma już rodziny, dzieci, mają inne priorytety.

Czym różniły się ówczesne imprezy od dzisiejszych? - Jak się szło w młyn, to ludzie tam buty tracili. Były też bójki między punkami, a skinami. Raz kompletnie zdemolowano amfiteatr w Żninie jak metalowcy razem z punkami ruszyli na skinów. Dziś jednak jest dużo spokojniej - cieszy się Fala.

Inny rodzaj muzyki

- Nie ma też już ostrego grania. Media promują dziś inny rodzaj muzyki, która mniej mi odpowiada. Stąd nie było mnie np. w tym roku na Woodstocku, a byłem na pierwszym, w 1995 roku w Czymanowie nad Jeziorem Żarnowieckim. Jednak ostatnia dobra impreza to nie tak odległa przeszłość - świetnie się bawiłem na Festiwalu Mocnych Brzmień na świeckim zamku. Klimatem przypomina to dawne "Metalmanie" z katowickiego Spodka. Życzę organizatorom, żeby dalej się tak pozytywnie rozwijali .

- Woodstock też jest dziś inny, w tym sensie, że kiedyś najważniejsza była muzyka, koncerty. W zasadzie tylko po to się tam jechało. Dziś jest Akademia Sztuk Przepięknych. Są tam zapraszani goście, artyści, politycy, na te spotkania też przecież przychodzi masa osób. Kto wie, może to klucz do sporej frekwencji, w tym roku przekroczyła przecież 700 000 osób - rozmyśla Fala.

Prohibicja

Czy gdyby miał dzieci, to puściłby je np. na Woodstock? - Czystą hipokryzją, byłoby nie puścić. A alkohol i narkotyki?

- Wtedy też się zdarzały, ale od "dragów" trzymałem się z daleka, zresztą było to marginalne zjawisko. Pamiętam też, że na niektórych Jarocinach w obrębie trzydziestu kilometrów wprowadzano prohibicję, ale jakoś sobie z tym radziliśmy - wspomina z szelmowskim uśmiechem Piotr Skuczyński. Brakuje mu starych czasów? - Pewnie. Nie ma już dziś tego klimatu, tamtych ludzi, dni, muzyki. Po prostu to była młodość, człowiek czuł, że żyje. Wszystko, co smakowało się po raz pierwszy, było niezrównane - przyznaje Piotr "Fala" Skuczyński.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport