Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszawica atakuje w Toruniu

Magdalena Janowska
Wszy osiągają rozmiary od 0,35 do 6 milimetrów. Żywią się krwią.
Wszy osiągają rozmiary od 0,35 do 6 milimetrów. Żywią się krwią. fot. archiwum
Powiatowy Inspektor Sanitarny w Toruniu alarmuje. Wszawica ma najlepsze warunki do rozwoju wówczas, gdy się o niej nie mówi.

Obowiązku nie ma

Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny rozesłał w minionym tygodniu komunikat o nasilonym występowaniu wszawicy w toruńskich placówkach oświatowych. Wszystkie szkoły i przedszkola w naszym mieście zostały wyposażone w ostrzeżenie, jak również instrukcję dotyczącą profilaktyki i leczenia choroby.

Czy rzeczywiście mamy powody do niepokoju?- Komunikat jest reakcją na sygnały spływające do nas od rodziców - mówi Joanna Biowska, rzecznik prasowy Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Toruniu. - Informację o panującej wszawicy otrzymaliśmy również od jednej z pielęgniarek szkolnych i od dyrektora kolejnej placówki.

Problem w tym, że sanepid nie musi wiedzieć o wszystkich przypadkach wszawicy, ponieważ zgodnie z nowymi wytycznymi, nie ma obowiązku informowania go o tym zjawisku. - Wszawica nie jest ujęta w załączniku do ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi - wyjaśnia Joanna Biowska. - Od ubiegłego roku nie ma obowiązku zgłaszania występowania tej choroby.

Ponieważ jednak jednym z naszych zadań jest działalność oświatowo-zdrowotna, postanowiliśmy uczulić społeczeństwo, że problem istnieje, tym bardziej że lada dzień rozpoczną się ferie zimowe. Uczniowie będą wyjeżdżać na kolonie, zimowiska, obozy. Chcieliśmy więc uczulić rodziców, aby odpowiednio przygotowali dzieci, poinformowali o czyhających zagrożeniach i oczywiście sprawdzili czystość głowy po powrocie dziecka z wypoczynku.

Trzeba rozmawiać

O tym, że wszawica wciąż jest groźna, przekonali się niedawno uczniowie i nauczyciele Szkoły Podstawowej nr 1 w Toruniu. Tu na przełomie roku choroba zaatakowała około 10 proc. dzieci. Jak zapewnia Renata Adamczyk-Nowak, wicedyrektor placówki, dzięki szybkiej interwencji i dobrej współpracy z rodzicami, zagrożenie szybko zostało zażegnane.

- Problem udało nam się rozwiązać poprzez jego nagłośnienie w całej szkole - podkreśla Adamczyk-Nowak. - Wszystkie dzieci wiedziały o wszawicy. Na godzinach wychowawczych przeprowadzane były specjalne pogadanki na temat zdwojonej potrzeby higieny. W szkole wywieszone zostały informacje, jak radzić sobie z problemem, bądź co bądź bardzo wstydliwym. Na szczęście rodzice zarażonych dzieci otwarcie o tym mówili, bo przecież każdego to może spotkać.

Nie bez znaczenia jest również fakt, że wszyscy rodzice uczniów SP 1 wyrazili zgodę na regularną kontrolę czystości ich dzieci przeprowadzaną przez pielęgniarkę szkolną. Czasy higienistek już dawno odeszły do lamusa. Zgodnie ze stanowiskiem Instytutu Matki i Dziecka, aby nie naruszyć godności i intymności ucznia, nie można przeprowadzać kontroli jego czystości w obecności innych.

Do badania może dojść w gabinecie pielęgniarki szkolnej i to tylko wówczas, gdy rodzice złożą pisemne oświadczenie, w którym wyrażają na to zgodę. - Rozumiem względy, które zadecydowały o wydaniu takich zaleceń, ale muszę przyznać, że powodują one pewną niezręczność, gdyż nie pozwalają na przepływ informacji - komentuje Joanna Biowska.

Sygnałów o występowaniu wszawicy nadal nie ma w wielu toruńskich placówkach, inne nie przyznają się do niewygodnego kłopotu. Z nieoficjalnych źródeł dowiedzieliśmy się, że choroba jesienią zaatakowała Zespół Szkół nr 7 w Toruniu. Tam zaraziło się 10 na 800 uczniów, a problem udało się rozwiązać w kilka tygodni.

Również w Zespole Szkół nr 31 pojedyncze przypadki wszawicy pojawiły się na początku roku szkolnego. - Teraz nie mamy żadnych sygnałów, ale jesteśmy czujni - zapewnia Wanda Antonowicz, dyrektor placówki.

Wstydliwy problem

Od choroby - przynajmniej oficjalnie - wolne są natomiast toruńskie przedszkola. W części z nich przypadków wszawicy nie odnotowano od kilku lat. - To fikcja - twierdzi Rafał (nazwisko do wiadomości redakcji), ojciec 7-letniej Patrycji. - Moja córka przed rokiem, będąc w "sześciolatkach", zaraziła się wszawicą.

Oczywiście w przedszkolu, do którego chodziła, cały problem został przemilczany, bo wciąż dziecko dotknięte wszawicą napiętnowane jest przez innych. A przecież trudno, aby choroba nie rozprzestrzeniła się w miejscu, gdzie grupa dzieci ma ze sobą stały kontakt. Mając dziecko w przedszkolu czy szkole trzeba, niestety, liczyć się z tym, że jest narażone na rozmaite choroby zakaźne, może to być zarówno wszawica, jak i różyczka.

Córka Rafała zaraziła się pasożytami w Przedszkolu Miejskim nr 11 w Toruniu. Tymczasem dyrektor placówki Jadwiga Urbaniak z dumą stwierdza: - Już nawet nie pamiętam ostatniego przypadku wszawicy w naszym przedszkolu. To mogło być nawet 10 lat temu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska