Daleccy żyją głównie w województwach na Pomorzu, w tym roku na zjeździe była jednak niespodzianka, bo przyjechali krewni z Wrocławia i Legnicy wywodzący się od pradziadka Juliusza. Po raz pierwszy byli na zjeździe i to w sile pięćdziesięciu osób.
Zaczął Józek
Rodzina trzyma się mocno, bo to już trzeci zjazd. Na pierwszym - w Rychnowach - przed trzema laty - było 220 uczestników, na kolejnym - w Budach koło Zapcenia - już 320, teraz prawie 400 osób. Nie byłoby tego pospolitego ruszenia, gdyby nie wysiłek zapaleńców, którzy pieczołowicie zbierali informacje o rodzinie, córkach, wnukach, ciotkach i dziadkach.
- Zaczął Józek Dalecki z Bydgoszczy - wspomina Jadwiga Kaźmierska z Chojnic, która historię Daleckich ma w małym palcu. - Na jednej kartce wyrysował drzewo, które z czasem, już z udziałem innych dopełniliśmy o podstawowe informacje i zdjęcia.
Teraz drzewo jest pokaźne, ale pracy nie ma końca, bo ciągle pojawiają się nowe wątki, rodzą się kolejni potomkowie i jest co robić. Młodsi radzą, żeby założyć stronę w internecie, łatwiej będzie szukać tych, co przepadli gdzieś w świecie.
Czy zgłosi się ktoś od Franciszka
Potomkowie Kazimierza, Augustyna i Juliusza nadal mają nadzieję, że odezwie się ktoś z linii Franciszka, który w młodym wieku wyjechał do Niemiec i słuch po nim zaginął. Niestety, do Sworów nie przyjechał nikt z jego rodu. Pozostali bawili się świetnie. Najpierw tradycyjnie była msza i odwiedziny przy grobie Augustyna, potem poczęstunek i biesiadowanie na świeżym powietrzu oraz rozmowy i tańce do białego rana.
Co ciekawe, Daleccy potrafią organizować zjazdy po minimalnych kosztach, więc nawet jeśli w rodzinie się nie przelewa, to na rodzinne spotkanie starczy na pewno.