Z docentem Orkiszewskim trudno umówić się na spotkanie. Z sali operacyjnej biegnie na konsultacje, po konsultacjach dogląda chorych w gabinecie zabiegowym. Gdy wreszcie znajduje wolną chwilę, wyciąga materiały ze Światowego Zjazdu Chirurgów Dziecięcych w Zagrzebiu. Do omówienia zakwalifikowano tam 5 prac naukowych z toruńskiej kliniki i 9 z wszystkich pozostałych ośrodków w Polsce. - Podstawa to standardy, których staramy się na oddziale rygorystycznie przestrzegać. Dla mnie największym szczęściem jest to, że podczas mojej pracy w Toruniu nie mieliśmy na oddziale ani jednego zgonu dziecka - mówi Orkiszewski.
To sukces. Jest też porażka: kliniki docenta Orkiszewskiego już nie ma.
Fotografia z Millerem
Perypetie chirurga z władzą rozpoczęły się przed paroma laty, kiedy dyrektorem WSzD został doktor Edward Skowroński, który wcześniej po konfliktach z lekarzami, odejść musiał ze szpitala w Wąbrzeźnie. Orkiszewski zetknął się wcześniej ze Skowrońskim jako członek komisji egzaminacyjnej (na pierwszy stopień specjalizacji). Umiejętności Skowrońskiego ocenił wówczas nisko. Problem w tym, że toruńscy działacze SLD wysoko cenili sobie postawę polityczną Skowrońskiego.
Oliwy do ognia dolała wizyta w szpitalu Leszka Millera. Skowroński, wprowadził przyszłego premiera na oddział chirurgii w towarzystwie politycznej świty i fotoreporterów. Orkiszewski zaoponował: - Wsparcie ze strony polityków zawsze się przyda, ale jedynie ordynator może decydować, gdzie wpuszczać gości. A zgodę na fotografowanie się polityków z dziećmi muszą najpierw wyrazić rodzice.
Doktor Kłopot
Od tamtego momentu dorobiono Orkiszewskiemu gębę prawicowego radykała, a lewicowego marszałka województwa (któremu podlega szpital) zaczęła uwierać klinika. Hak na Orkiszewskiego znalazł się w lipcu ubiegłego roku. Zarzucono mu, że na firmowym szpitalnym druku zwrócił się do Kasy Chorych o zwiększenie limitów na operacje. Dyrektor uznał to za działalność na szkodę szpitala. Sąd jednak odrzucił taką argumentację uznając, że docent działał w trosce o dobro swoich pacjentów i przywrócił go do pracy. Za Orkiszewskim murem stanęli pacjenci organizując demonstracje poparcia.
Również nagana, którą dyrekcja ukarała ordynatora chirurgii za domniemane przewinienie została podważona przez sąd.
- Próbowano skłócić mnie z innymi oddziałami wyliczając, ile kosztuje utrzymanie kliniki. Najboleśniejszym ciosem było uderzenie w zespół. Osoby, które rokowały nadzieję na rozwój, były zastraszane. Ostrzegano je, że praca ze mną może pokrzyżować ich kariery. Z drugiej strony podsyłano mi osoby, które nie były w stanie zaakceptować wysokich obrotów, na jakich pracuje się na moim oddziale - mówi Orkiszewski.
Kilku lekarzy, których poprosiłem o wypowiedź na temat sytuacji w Szpitalu Dziecięcym odmówiło. Jedni od razu ucinali rozmowę, inni zastrzegali, żeby nie łączyć ich nazwisk z docentem Orkiszewskim: - Każdy, kto wystąpił z otwartym poparciem dla docenta, miał później duże kłopoty - mówi chirurg z Bydgoszczy.
- Marek Orkiszewski na pewno nie ma łatwego charakteru, jest uparty, bardzo wymagający. Sam jest całkowicie oddany swojej pracy i tego kategorycznie wymaga od innych, co nie wszystkim może się podobać. Na pewno nie pasuje do partyjnych układów i urzędniczych szufladek - uważa inny lekarz ze Szpitala Dziecięcego.
Emisariusze ze śrubokrętem
31 marca decyzją rektora Akademii Medycznej w Bydgoszczy działalność kliniki została zawieszona (o powodach za chwilę). Zawieszenie kliniki w rozumieniu dyrektora Kurowskiego było jednoznaczne z wygaśnięciem umowy o pracę Orkiszewskiego w szpitalu.
- Klinikę prowadziłem z ramienia Akademii Medycznej - mówi Orkiszewski. - Ale od 1999 roku jestem zatrudniony w szpitalu jako pracownik pełniący funkcję ordynatora. Funkcję tę miałem pełnić trzy lata (choć sąd stwierdził, że kontrakt powinien być podpisany na 6 lat), kiedy to odbyć się miał kolejny konkurs. Ale dyrekcja szpitala takiego nie zorganizowała.
Na początku maja Orkiszewskiego odwiedzili emisariusze dyrektora Kurowskiego w osobach ślusarzy, którzy wręczyli lekarzowi pismo o zakazie pełnienia czynności lekarskich na terenie szpitala i zażądali kluczy od wszystkich pomieszczeń. - Dziś już to wszystko mnie bawi. Tylko, że dyrektor usilując uderzyć we mnie igra ze zdrowiem pacjentów. Jeśli nie ja jestem ordynatorem, to proszę powiedzieć kto przejął ode mnie te obowiązki?
Samozwaniec
Bogumił Kurowski od wielu tygodni zapowiada konkurs na nowego ordynatora. Jak dotąd nie ustalono żadnych terminów. Poślizg w czasie, jak twierdzi, spowodowała Izba Lekarska, która nazbyt długo wybierała kandydatów do komisji. Obecnie trwa przygotowanie regulaminu. Problem dyrektora Kurowskiego polega na tym że, jak się wydaje, docent Orkiszewski będzie najpoważniejszym kandydatem w konkursie. Bogumił Kurowski uważa, że nawet jeśli Orkiszewski wygra konkurs, nie zdoła skompletować zespołu. Ale procedura konkursowa i tak zakończy się najwcześniej jesienią. A co do tej pory?
- Ten oddział nie ma aktualnie ordynatora - wyznaje z rozbrajająca szczerością marszałek Waldemar Achramowicz.
- Jakie obowiązki wykonuje w szpitalu docent Orkiszewski?
- Proszę spytać dyrektora szpitala.
- Nie ma takiego pracownika w szpitalu - _twierdzi dyrektor Kurowski.
- Kto zatem ponosi odpowiedzialność za to, co dzieje się na oddziale?
- Teoretycznie za wszystko odpowiedzialność ponosi dyrektor. Ale jeśli docent bierze na siebie operowanie, to musi również ponosić odpowiedzialność za zabiegi.
- A więc jednak docent wykonuje operacje dla szpitala.
- Nie. Jest samozwańczym ordynatorem. Zabiegi są nielegalne.
- Ilu lekarzy zatrudnionych jest na oddziale chirurgii dziecięcej?
- Jeden lekarz. To nie moja wina, że nikt nie chciał pracować z panem Orkiszewskim.
Dla porównania: na oddziale chirurgii dziecięcej w bydgoskim Szpitalu im. Biziela pracuje 11 lekarzy.
Andrzej Purzycki, dyrektor do spraw medycznych w bydgoskim oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia nie ma wątpliwości: - Jeśli dyrektor finansuje koszty zabiegów, to nie można powiedzieć, że są one nielegalne. Trudno mi natomiast wyobrazić sobie oddział funkcjonujący bez ordynatora lub osoby pełniącej taką funkcję.
Dyrektor Purzycki podkreśla, że jakość usług świadczonych przez toruński oddział chirurgii nie budziła nigdy zastrzeżeń.
Klinice dziękujemy
Marszałek Waldemar Achramowicz twierdzi że "sprawa kliniki idzie w dobrym kierunku" i - po wyborze nowego kierownika - nic nie będzie stało na przeszkodzie. Zdumiona taką deklaracja jest rektor Akademii Medycznej w Bydgoszczy Danuta Miścicka-Śliwka.
- Ale gdzie mielibyśmy powołać klinikę? W czerwcu ubiegłego roku dyrektor szpitala wypowiedział nam umowę. Okres wypowiedzenia minął 30 września. Później próbowaliśmy jeszcze kilka miesięcy negocjować, ale nie mogliśmy dojść do porozumienia.
- Dyrektor Kurowski twierdzi, że powodem zawieszenia kliniki było wygaśnięcie umowy doktora Orkiszewskiego.
- To jakieś nieporozumienie.
- Czy klinika w Toruniu zostanie reaktywowana?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Ze strony dyrekcji szpitala pojawiła się taka propozycja, ale pod warunkiem, że szpital będzie miał wpływ na obsadzenie stanowiska ordynatora. A według przepisów stanowisko kierownika i ordynatora powinna pełnić ta sama osoba. My nie będziemy łamać przepisów.
- A może klinika była dla szpitala zbyt droga?
- Za prowadzenie działalności naukowej w klinice nie płaci szpital, ale uczelnia. To my dodatkowo płacimy szpitalowi za koszty zajęć ze studentami. W dodatku, za sprawą kliniki szpital może starać się o kontraktowanie bardziej zaawansowanych zabiegów._
Na zdrowie
Według profesor Miścickiej-Śliwki niepewność związana z przyszłością kliniki sprawiła, że wykładowcy nie wysłali do niej studentów. Dlatego wiedza docenta Orkiszewskiego spożytkowana będzie musiała zostać nie w kształceniu adeptów chirurgii, ale w dziedzinie wiedzy o zdrowiu publicznym.
Może i dobrze, bo w dziedzinie "zdrowia publicznego" docent Orkiszewski miał okazję w ostatnich latach nabrać dużej wiedzy.
Tylko w ostatnim czasie do prokuratury trafiły dwa nowe doniesienia o przestępstwie. Jedną złożył docent Orkiszewski (pozostawienie pacjentów bez opieki przez dyrekcję szpitala), drugą - dyrektor Kurowski (udzielanie świadczeń zdrowotnych bez uprawnień). Ta druga została w ostatnich dniach umorzona ze względu na brak znamion przestępstwa.
