Nie dla "dzkich kart"! Leszek Tillinger przegrał w Warszawie głosowanie nad pomysłem rozszerzenia ekstraligi, a to oznacza że Polonia wystartuje w I lidze.
To był sądny dzień dla bydgoskiego klubu. Po przegranych barażach z ZKŻ, jedyną możliwością szybkiego powrotu do grona ekstraligowców była zgoda wspólników z EŻ na rozszerzenie tego grona o dwa kolejne zespoły.
Tylko Toruń
We wczorajszym głosowaniu wniosek o powiększenie ekstraligi przepadł z kretesem. Za wprowadzeniem "dzikich kart" byli tylko prezes Polonii Leszek Tillinger i Wojciech Stępniewski z Unibaksu Toruń. Pomorzan nie wsparł żaden z prezesów klubowych, którzy zaledwie kilka tygodni wcześniej optowali za takim rozwiązaniem i ustalili nawet kwotę (400 tys. zł.), jaką trzeba będzie zapłacić za wykupienie miejsca w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Jestem rozczarowany, smutny i zły - przyznał tuż po głosowaniu Tillinger. - Okazało się, że koledzy nie zagrali fair. Kiedy nie było wiadomo, kto przegra rywalizację na torze, wszyscy zagrożeni: z Tarnowa, Zielonej Góry, Rzeszowa czy Częstochowy, byli gorącymi zwolennikami dziesięciozespołowej ekstraligi. Kiedy im się udało, natychmiast się wycofali. Każdy patrzy na czubek własnego nosa.
Udziałowcy uznali, że rozszerzenie ekstraligi jest możliwe najprędzej od 2009 roku. Ale to wcale jeszcze nie jest przesądzone. - Na razie to tylko opcja, spółka będzie się jeszcze nad tym zastanawiać - mówi Stępniewski.
Szanse na to, że Polonia pojedzie w przyszłym roku w ekstralidze jeszcze są, ale iluzoryczne. Może tak się stać, jeśli któryś z zespołów nie otrzyma licencji, a wtedy ktoś będzie musiał zająć wolne miejsce. Wczoraj nie przeszedł jednak kolejny, ważny wniosek dla Polonii. Chodziło o stategię działania spółki w takim właśnie przypadku. Tillinger chciał, by miejsce wykluczonego z rozgrywek przechodziło na spadkowicza. Większość przedstawicieli klubów była jednak innego zdania, a ostatecznie decyzji żadnej nie podjęto (spółka zajmie się tym w przypadku takiej potrzeby lub zostawi kwestię do rozstrzygnięcia PZMot). Taki wariant jest jednak mało prawdopodobny, bo nawet kluby przeżywające kłopoty finansowe, raczej się z nimi uporają.
Jeszcze tu wrócimy
Polonia i jej sternicy muszą teraz obrać kurs na I ligę. Trzeba zbudować zespół, który po roku wróci do grona najlepszych. - Od dawna działam w dwóch kierunkach, prowadząc negocjacje z zawodnikami dla dwóch wariantów: ekstra i I ligowego - przekonuje Tillinger. - Wrócimy i pokażemy, że nasze miejsce jest w ekstralidze.
A skład Polonii zapowiada się na całkiem solidny. W drużynie zostaje jej kapitan Andreas Jonsson i utalentowani młodzieżowcy Emil Sajfutdinow i Marcin Jędrzejewski. Deklarację startów w I lidze złożył też Krzysztof Buczkowski. - Z nim spotkam się po 20 października i porozmawiamy o konkretach. Krzysztof chce, po prostu, przejść na kontrakt zawodowy - zdradza prezes Polonii. - Jesteśmy w stałym kontakcie z Jonasem Davidssonem, który 24 października przyjedzie do Bydgoszczy rozmawiać o przedłużeniu umowy. W weekend będę w Gelsenkirchen, gdzie spotkam się z Jonssonem. Tam też będę kontynuował rozmowy z jednym z z pełnoprawnych uczestników cyklu Grand Prix, zainteresowanym startami w Bydgoszczy.
Prezes polonii nie chce na razie zdradzać nazwiska żużlowca. Od dawna jednak w kuluarach przewija się kilka nazwisk zawodników, przymierzanych do Polonii. Jednym z nich jest jej wychowanek Tomasz Gollob.
* Chciałem, aby po spadku Polonia powiedziała: dziękujemy za dziką kartę, poradzimy sobie. Ale rozumiejąc argumenty klubu czekałem, czy inne w tak ważnym momencie Polonii pomogą, zresztą same wcześniej wobec zagrożenia, wyciągając rękę po pomoc. Bo za rok, czy dwa dzikie karty będą i żaden argument przeciw wprowadzeniu ich tu i teraz do mnie nie przemawia. Nie pomogły, a między wierszami czytam: trzeba utrzeć nosa Tillingerowi i tej zadufanej Polonii. Pięścią w nos to taka nasza prymitywna radocha. Tyle, że - choć będzie trudniej - żużel w Bydgoszczy nie upadnie. Wróci i wam dokopie. Na żużlowym torze, a nie przy zielonym stole. A na razie - po ludzku i z ręką na sercu: Toruń, dziękujemy!
Tomasz Froehlke