Ale czy zgoda w tym przypadku jest potrzebna? Z jednej strony burmistrz to przecież kierownik urzędu, z drugiej zaś budżet na funkcjonowanie ratusza ustala Rada Miejska. Tegoroczny, o czym pisaliśmy wczoraj, będzie dopiero zatwierdzany 14 lutego. Zatem kwota na podwyżki została już
niejako "zaklepana"
wcześniej. Niektórych radnych to zbulwersowało.
- Rzeczywiście, może nie powinienem obiecywać tej regulacji płac - bo tak to nazywam - przed uchwaleniem budżetu, za co wielokrotnie przeprosiłem radnych. Jednak będę upierał się, żeby jednak pracownicy ją dostali - twierdzi włodarz Golubia-Dobrzynia.
Z wyrównaniem od 1 stycznia większe pensje miałoby otrzymywać dziewięciu szeregowych pracowników urzędu zatrudnionych podczas kadencji Romana Tasarza. Wszyscy skończyli studia lub są w ich trakcie.
Większe podwyżki dostały też dwie kolejne osoby, którym w istotny sposób burmistrz zmienił zakres obowiązków na większy (np. poprzez awans z referenta na kierownika).
Roman Tasarz uważa, że konieczne jest zwiększenie pensji młodych urzędników, ponieważ
dysproporcje w wynagrodzeniach
między nimi, a ich starszymi kolegami zatrudnionymi wcześniej są zbyt duże. Zatrudnieni podczas tej kadencji zarabiają (średnio) brutto 1131 zł, a pracownicy z pięcioletnim stażem wzwyż - 1973 zł.
Dlatego burmistrz proponuje swoim pracowitym, choć młodym urzędnikom od 100 do 300 (brutto) zł więcej. Teraz mieliby dostawać na rękę średnio 923 zł (dotychczas było to 758 zł).
- To są sami ambitni ludzie. Wyselekcjonowani, bo sprawdzeni. Zostali zatrudnieni za małe pieniądze. Po pewnym czasie albo się z ludźmi żegna, albo daje im bodziec do pracy. Za chwilę ktoś powie, że mamy niekompetentnych urzędników, bo najlepsi uciekną tam, gdzie zaoferuje się im lepsze warunki płacy. A ja chce zatrzymać ich na miejscu - wyjaśnia burmistrz.
Dowiedzieliśmy się, że pretensje wobec proponowanym podwyżkom zgłosili
radni związani z oświatą.
Burmistrz Roman Tasarz: - Nauczyciel kontraktowy, gdy zdobędzie awans na mianowanego ustawowo otrzymuje większą pensję. I nikt nikogo nie pyta, czy są na to zagwarantowane pieniądze. Wobec urzędników nie ma takich przepisów. Czy to oznacza, że najlepsi, także kończący studia i doszkalający się mają pracować za mniejsze i wciąż takie same pieniądze?
Biznes
