- GUS podał, że wzrost gospodarczy Polski wyniósł w drugim kwartale 4,3 proc. w porównaniu z tym samym okresem poprzedniego roku. Co to oznacza? - To znak, że nasza gospodarka jeszcze nie zwolniła. Większość analityków przewidywała, że rozwija się wolniej niż w pierwszym kwartale. Tymczasem PKB wzrósł o 1,1 proc. w porównaniu z poprzednim kwartałem i był wyższy niż przed rokiem o 4,5 proc. Większa była sprzedaż krajowa i eksport.
Czytaj też: Wzrost gospdarczy. Gonimy Niemców. Za blisko pół wieku będziemy bogaci, jak oni
- Co z tego ma zwykły zjadacz chleba? - Na pewno poczucie stabilizacji i większy spokój, bo w tej sytuacji ustawa budżetowa nie będzie od nas wymagała poświęcenia. Mam na myśli to, że rząd nie zechce sięgnąć głębiej do naszych kieszeni, czyli nie podniesie podatków i nie zmniejszy wydatków, na przykład na służbę zdrowia.
- Długo będzie tak spokojnie? Pytam, bo są sygnały, również z BCC, że to ostatni kwartał ze wzrostem PKB...
- Niestety, prawdopodobnie to ostatni taki kwartał. Skutki obserwowanego od kilku tygodni spowolnienia gospodarczego na świecie odczuje również nasza gospodarka. Według danych Eurostatu, w drugim kwartale wzrost zwolnił w strefie euro i całej Unii. PKB wzrósł tylko o 0,2 proc. kwartalnie i o 1,7 proc. w skali roku. Jednak ten rok będzie jeszcze dla nas bezpieczny.
- A przyszły? - Realna jest perspektywa, że wzrost PKB w Unii będzie oscylował w granicach od zera do minus 2 proc., zaś wzrost naszego PKB znajdzie się w przedziale między 3 a 4 proc., przy czym będzie to raczej bliżej tego dolnego poziomu. Jeśli gospodarka w krajach Unii bardziej osłabi się i Polska na tym ucierpi. Nasze firmy mogą narzekać na brak zamówień zagranicznych i mniej będzie pieniędzy na inwestycje. Wiążą się z tym oczywiście oszczędności, jeśli chodzi o miejsca pracy i wynagrodzenia.
