Reporter wcielił się w zamożnego przedsiębiorcę, którego żona nie może urodzić dziecka. W internecie znalazł adres instytucji, podającej się za centrum adopcyjne.
Tam, tam dowiedział się, że jest parę możliwości... Może kupić nasienie, komórki jajowe, a w końcu może wynająć surogatkę (kobietę, która da się zapłodnić męskim nasieniem, zajdzie w ciążę i urodzone dziecko przekaże innym rodzicom). Legalnie, po przejściu procedury adopcyjnej. Dziecko od surogatki kosztuje od 50 tysięcy złotych wzwyż.
Mniej kosztuje komórka jajowa. Dawczynie, które ogłaszały się w internecie, chcą od 5 do 8 tysięcy. W agencji pośrednictwa trzeba doliczyć 4,5 tysiąca.
Dziennikarz dowiedział się od pośrednika o jeszcze jednej możliwości. Jeśli chce, może mieć dziecko dużo wcześniej. Zaproponował pomysłowy plan.
- Kobieta do mnie zadzwoniła, jest w ciąży, będzie rodzić na przełomie grudnia i stycznia. Chciała 150 tysięcy, ale zbiłem cenę do 85 - pochwalił się mężczyzna. Pytany, czy często mu się takie transakcje trafiają, odparł, że trzy w ciągu ostatnich trzech miesięcy.
Jak to działa? Według pośrednika wystarczy wpisać zleceniodawcę w akt urodzenia jako ojca dziecka. - Szpital się nie dowie. (...) Kobieta nie będzie robić problemów ("bardziej potrzebuje pieniędzy niż dziecka").