Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zarząd Janturu latami tworzył fałszywy obraz spółki

Jadwiga Aleksandrowicz
Poszkodowani rolnicy ze swoimi pełnomocnikami prawnymi w przerwie jednej z pierwszych rozpraw przed dwoma laty
Poszkodowani rolnicy ze swoimi pełnomocnikami prawnymi w przerwie jednej z pierwszych rozpraw przed dwoma laty Fot. Jadwiga Aleksandrowicz
Według Barbary Lewandowskiej, biegłej z listy Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, nieszawski Jantur powinien być zgłoszony do upadłości w kwietniu 2007 roku, bo jej zdaniem sytuacja finansowa spółki "była krucha" - jak mówiła - od 2002 roku. Jantur do końca 2009 roku brał zboże od rolników i nie płacił za nie. Spółka upadła dopiero w 2010 roku.

Kombinacje finansowe

Proces kierownictwa spółki Jantur, do której należały gorzelnia w Nieszawie, młyn w Wagańcu, dwa magazyny zbożowe w Chromowoli (gm. Koneck) i w Kikole oraz zabytkowy dworek w Chromowoli zmierza ku końcowi. Na większości posiedzeń Sądu Okręgowego we Włocławku, gdzie toczy się sprawa oskarżonych prezesów: Braci Romana Ch. i Krzysztofa Ch. nie było. Na ostatnim pojawiła się tylko Jolanta O., główna księgowa.

Tego dnia sąd przez kilka godzin słuchał biegłej Barbary Lewandowskiej, która analizowała działalność spółki. Przygotowała obszerną ocenę w dwóch częściach z wieloma tabelami.

Wytknęła nierzetelności w prowadzeniu rachunkowości, co już wcześniej (w 2010 roku przed upadkiem spółki) wykazały audytorki z Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego w dokumencie z roku.

Przeczytaj też: Prawie 400 hektarów spłonęło w Kujawsko-Pomorskiem. Rolnicy wypalali trawy

W sprawozdaniach Janturu kreślono obraz dobrze prosperujacej firmy, czym wprowadzano kontrahentów w błąd. Biegła podkreśliła, że 80-procentowe zadłużenie Janturu w stosunku do aktywów nakazywało ogłosić upadłość już w kwietniu 2007 roku. Spółka miała duże zadłużenia w postaci kredytów zaciaganych w Kredyt Banku już we wcześniejszych latach. Zrestrurukturyzowano je, zaciągając kolejne kredyty w PKO BP. Mimo to od 2005 roku wzrastało zadłużenie, a jednoczesnie - jak stwierdziła biegła - zafałszowywano obraz spółki w sprawozdaniach finansowaych i innych dokumentach. Pakowano też milionowe kredyty w gorzelnię, która od chwili zakupu była zadłużona.

Biegła wykazała też, że poza licznymi zadłużeniami, brakowało pieniędzy w kasie, gdzie były dwa obroty: oficjalny i nieoficjalny. Analizując dokumenty, znalazła poza oficjalnymi dokumentami karteczki z kwotami, jakie wybierano z kasy.

- Prowadzono gospodarkę rozrzutną, o czym świadczą liczne samochody osobowe, nabywane w leasingu - mówiła biegła.

Opowiedziała, jak między Janturem, firmą z Radziejowa, powiązaną z nią firmą faktoringową oraz spółka Mjkro, inną rodzinną spółką rodziny Ch., wędrowały faktury na sprzedaż zboża, choć w rzeczywistości obrotu zbożem nie było.

Opowiedziała też, w jaki sposób został oszukany przez kombinacje spółek Jantur i Majkro właściciel młyna w Dobrem.

Spięcia na sali rozpraw

Sprawa toczy się od kwietnia 2013 roku. Do Sądu Okręgowego we Włocławku wpłynęła w styczniu 2013. Liczy wiele tomów akt. Prokurator zgłosił 842 świadków. Sąd przesłuchał ponad 800, w tym ponad 600 pokrzywdzonych rolników, którzy odstawili zboże do Janturu. Zdecydowana większość nie dostała złotówki. Postanowiono świadków, którzy do tej pory n ie stawili się w sądzie już nie wzywać.

Jedni rolnicy czekali na kilka tysięcy złotych, inni na setki tysięcy, a nawet ponad milion. Nielicznym udało się odzyskać część pieniędzy.

Nowoczesną Wieś znajdziesz także na Facebooku - dołącz do nas!

Na pytanie Andrzeja Sobocińskiego, oskarżyciela posiłkowego, rolnika z Niestuszewa w gm. Raciążek, czy wypłacono któremuś z rolników należności za zboże, wtedy, gdy już rolnicy prostestowali, biegła odparła, że trafiła na jeden taki udokumentowany przypadek. Rolnik Janusz S. dostarczył zboże, dostał dwie faktury i pod koniec IV kwartału 2009 roku otrzymał pełne należności.

Swoje należności za zboże otrzymali także członkowie rodziny CH., którzy byli dostawcami.

Biegła kilkakrotnie podkreślała, że "krucha sytuacja finansowa" Janturu trwała od roku 2002 (!). Mówiła też, że za podejmowane decyzje odpowiada zarząd.

Na sprawie doszło do lekkiego spięcia. Obrońcy braci Ch. domagali się od sądu, by zabierającemu głos Andrzejowi Sobocińskiemu (oskarżycielowi posiłkowemu) inni oskarżyciele posiłkowi nie podawali karteczek z pytaniami. - Mamy prawo pytać - zareagował Krzysztof Pieczkowski ze stowarzyszenia poszkodowanych przez Jantur.

Przeczytaj też: Dopłaty do materiału siewnego od 22 kwietnia będą niższe [wniosek - nowy formularz]

Drugi raz do spięcia doszło, gdy obrońca Romana Ch. pytał biegła, czy zarząd do końca otrzymywał wynagrodzenie. Biegła twierdziła, że tak. Obrońca twierdził, że nie i złożył wniosek o wysłuchanie syndyka masy upadłości. Oskarżyciel wyraził na to zgodę, poszkodowani rolnicy zaprotestowali. Odebrali to jako upominanie się o "wynagrodzenie dla oszustów", jak mówili. Emocje wzięły górę, nie przebierano w słowach, aż sędzia zagroził, że wyprosi krewkich oskarżycieli posiłkowych z sali.

Sędzia uznał, że oskażonym nie można ograniczać prawa do obrony i postanowił wysłuchać syndyka, zwłaszcza że i tak nie mógł zamknąć postępowania, bo wciąż czeka na informację z PKO BP, o jaką wcześniej wnosili obrońcy oskarżonych.

- Myślę, że pod koniec maja lub na początku czerwca uda się sprawę zakończyć - powiedział nam sędzia Jankowski.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska