Zdaniem biegłego kredyt indeksowany to nie prosty kredyt – lecz kredyt, w odniesieniu do którego strony postanowiły, że dokonywane pomiędzy nimi przepływy pieniężne nie będą prostą spłatą kapitału kredytu i odsetek od niego. Będą spłatą określonej kwoty wynikającej z indeksacji kapitału i odsetek od niego do bieżącej ceny waluty obcej. Biegły zdefiniował ten instrument jako swap walutowo-procentowy ze zamortyzowanym kapitałem, wbudowany w klasyczną umowę kredytu w PLN.
Kolejne opinie w tym temacie zostały już przez niektóre sądy zlecone. Jeśli sądy pójdą w tym kierunku, to abuzywność okaże się jedynie marginalną wadliwością tych umów.
Już cztery lata temu podnosiłam, że umowy kredytu indeksowanego mają wbudowany instrument finansowy. Ten instrument finansowy ma swoją legalną definicję w ustawie o obrocie instrumentami finansowymi i dyrektywie MIFID. Dwa lata później, Sąd Okręgowy w Warszawie (SSO Grzegorz Chmiel) stwierdzając nieważność umowy kredytu indeksowanego napisał w uzasadnieniu, że nie jest prawdą, że umowa kredytu indeksowanego posiada w sobie „zaszyty”, „ukryty” czy „wbudowany” instrument finansowy w postaci swapu CIRS. W tamtej sprawie sąd jednak nie zasięgnął wiadomości specjalnych biegłego. Utożsamił natomiast indeksację z cywilistyczną nowacją, bo do kodeksu cywilnego było mu bliżej niż do ustawy o obrocie instrumentami finansowymi.
Wówczas sądy dysponowały nikłą wiedzą w zakresie instrumentów finansowych. Dziś możemy przedstawiać poglądowo opinie biegłych, które już posiadamy i wnosić o przeprowadzenie kolejnych wskazując, że konstrukcja kredytu indeksowanego dlatego właśnie nie przystaje do kodeksu cywilnego czy prawa bankowego, gdyż zawiera w sobie instrument finansowy regulowany zupełnie innymi przepisami prawa. Błędem sądów jest więc uporczywe poszukiwanie podstawy prawnej dla tych umów w prawie bankowym.