20 listopada na teren jednej z posesji na terenie Skrwilna zjechały policyjne samochody. Jednym z nich przywieziono psa, wyspecjalizowanego w poszukiwaniu zwłok. Dokładnie przeszukiwano wszystkie zakamarki. Wypompowano nawet szambo. Gospodyni obserwowała wszystko spokojnie, bez cienia emocji. Dopiero, gdy podczas uderzeń w posadzkę garażu, usłyszano głuche odgłosy, gdy spod cienkiej warstwy betonu wyłoniły się ludzkie zwłoki, na twarzy Mirosławy Romanowskiej pojawił się strach. Zaraz potem jej ręce zakuto w kajdanki.
Wyszedł, nie powróci
Miły mężczyzna, obsługujący klientów w jednym ze sklepów w Skrwilnie, z niedowierzaniem kręci głową. - Znałem Staszka jeszcze z czasów szkolnych, to był naprawdę porządny chłop. I taka śmierć go spotkała...
Stanisław Romanowski zaginął w grudniu ubiegłego roku. Z zeznań złożonych przez jego żonę wynikało, że wyszedł z domu 13 grudnia, nie mówiąc, dokąd się udaje. Pojawił się tuż przed świętami, 20 grudnia, w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Oddał żonie rachunki za wodę, po czym wsiadł z tym mężczyzną do ciężarowego samochodu i odjechał.
Brat Stanisława, Zdzisław i jego żona Iwona, od początku nie bardzo w to wierzyli. - Takie zachowanie zupełnie do Staszka nie pasowało. Fakt, płacił za wodę, ale wszystkie rachunki trzymał w swoim pokoju. Dlaczego tym razem oddał je żonie? Po co, zaraz po jego zaginięciu, ona kupowała w Rypinie cement, skoro nie robiła żadnego remontu?
W dwa tygodnie po zaginięciu Stanisława żona zgłosiła ten fakt policji. W lokalnej prasie ukazały się policyjne komunikaty opatrzone jego zdjęciem, rodzina podjęła poszukiwania na własną rękę.
- Nie zliczę ile godzin, dni, tygodni, poświęciliśmy na to, by go odnaleźć - mówi Zdzisław Romanowski. - Nieraz skrzykiwaliśmy się w dwadzieścia i więcej osób, by przeczesać kolejny kawałek lasu, jakiś staw czy studnię. Sam kawałek po kawałku sprawdzałem całe Jezioro Skrwileńskie. Szukałem ciała, bo od początku wiedziałem, że brat nie żyje.
Jego żona przyznaje, że nie mieli ze szwagrostwem bliższych kontaktów. - Od czasu, gdy ożenił się z Mirką... Mimo że nasze dzieci są w podobnym wieku, prawie się nie znają. Bratowa nie lubiła teściowej, nie życzyła sobie, by rodzeństwo Staszka za często gościło w jej domu. A on? Zgadzał się na wszystko, czego chciała.
- Nawet nie wiedzieliśmy, że od trzech lat byli po rozwodzie, nie mieliśmy pojęcia, że ich starsza córka, Karolina, wyszła za mąż - Zdzisław nie kryje goryczy. Najczęściej spotykał się z bratem w sklepie, który prowadzi w Skrwilnie. - Staszek wpadał czasem na piwo, wtedy trochę pogadaliśmy. Ale o swoich domowych sprawach nic nie mówił. Kiedyś wspomniał, że zakłady mięsne, do których odstawiał świnie, są mu winne sporo pieniędzy. Widziałem, że był ostatnio jakiś smutny, przygaszony. Myślałem, że tym się gryzie...
Urodziny
13 listopada Stanisław miałby urodziny i imieniny. - Szukaliśmy go już blisko rok, bez skutku - mówi Zdzisław. - Nikt nie chciał nam wierzyć, że z tym zaginięciem to podejrzana sprawa. I właśnie tamtego dnia, 13 listopada, raz jeszcze pojechaliśmy z żoną do Rypina, do Komendy Powiatowej. Ponad dwie godziny czekaliśmy na komendanta, ale wreszcie nas przyjął. Podczas rozmowy wezwał protokolantkę, która zaczęła spisywać nasze zeznania. Siedzieliśmy w komendzie do późnego wieczora. Rano znów tam pojechaliśmy. - Dajcie mi tydzień - powiedział do nas komendant, gdy już skończyliśmy składać zeznania.
- To była moja pierwsza osobista rozmowa z Romanowskimi - mówi podinspektor Józef Detmer, komendant rypińskiej policji. - Nie wiem, co zadziałało, czy doświadczenie w służbie kryminalnej, czy intuicja. Czułem jednak, że ich podejrzenia w stosunku do bratowej mogą nie być bezpodstawne.
Przeszukanie
Komendant dotrzymał słowa. Dokładnie w tydzień po rozmowie w komendzie Zdzisław Romanowski został powiadomiony, że rano posesja należąca do zaginionego brata zostanie ponownie przeszukana. Przyjechało wiele policyjnych samochodów, był Detmer, funkcjonariusze służby kryminalnej, pracownik Komendy Wojewódzkiej w Bydgoszczy z psem, szkolonym do poszukiwania zwłok. Zorganizowano wóz asenizacyjny, który wywiózł nieczystości z opróżnionego szamba, krok po kroku sprawdzano każdy fragment posesji, aż do chwili, gdy w garażu dla samochodów ciężarowych zauważono betonową posadzkę, wyraźnie różniącą się od tej, która była w pozostałej części obiektu.
- Sam kułem ten beton, wydający głuche odgłosy, co znaczyło, że pod spodem jest pustka - opowiada Zdzisław. A potem, w wyrwie pod betonem, zobaczył ludzkie nogi.
- Co czułem? Ulgę! Od dawna wiedziałem, że brat nie żyje. Czułem więc ulgę, że wreszcie będzie go można normalnie, po ludzku pochować.
Mirosława Romanowska natychmiast została zatrzymana. Decyzją sądu tymczasowo aresztowano także jej córkę, 20-letnią Monikę. Matka przyznała się do zamordowania byłego męża, córka - do pomocy w ukryciu zwłok i zacieraniu śladów zbrodni.
- To kobieta o silnym charakterze - _mówi o Romanowskiej komendant Józef Detmer. - Do końca zapewniała o swojej niewinności. Nieczęsto zdarzyło mi się spotkać sprawców przestępstw, nie mających wcześniej konfliktów z prawem, którzy z równą konsekwencją trzymaliby się przyjętej na początku wersji.
Fałszywe tory
Monika szukała różnych sposobów, by uprawdopodobnić wersję matki. Pisała anonimy do krewnych, do policji, starając się skierować podejrzenia na innych - na przykład swojego byłego chłopaka. Przysłała list do naszej redakcji: "... miesiąc temu zaginął mój ojciec, Stanisław Romanowski. Było już nawet publikowane ogłoszenie w waszej gazecie, niestety, bez odzewu. Piszę dlatego, ponieważ my, czyli moja mama, siostra i ja, najbardziej na tym cierpimy, nie mamy już życia w naszej osadzie. A to za sprawą rodziny ze strony mojego ojca. Obwiniają nas o wszystko, co mu się stało...".
To właśnie Monika skontaktowała się z autorami popularnego telewizyjnego programu "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie", ale gdy przyszło do realizacji reportażu, wycofała się.
Czy druga z sióstr nie wiedziała o zbrodni? Policja twierdzi, że teraz, blisko rok po fakcie, trudno będzie to udowodnić. Matka na siebie bierze cała winę, Monika przyznaje się jedynie do umycia zakrwawionej siekiery, szorowania podłóg, spalenia spryskanej krwią odzieży.
Trwające właśnie śledztwo umożliwi z pewnością odpowiedź na pytanie: jak i dlaczego zginął Stanisław Romanowski. Od kilku lat mieszkał razem z żoną, lecz osobno, w jednym tylko pokoju. Podczas składania pierwszych wyjaśnień Mirosława przyznała, że weszła do pokoju byłego męża, by z nim spokojnie porozmawiać. Po co więc wzięła z sobą metalową rurkę? Dlaczego mężczyzna miał podcięte gardło. I kto naciągnął mu jakiś worek na głowę?
Lech, drugi brat Stanisława mówi o bratowej: to nie może być człowiek. Tę opinię podziela większość mieszkańców Skrwilna. Dom, w którym popełniono zabójstwo, stoi pusty. Karolina uczy się w innym mieście, jej matka i siostra zostały aresztowane.
- _Przez cały czas, każdego dnia, siadając przy kuchennym stole, one patrzyły prosto na ten garaż, w którym ukryły ciało. Jak mogły cokolwiek przełknąć? - dziwi się Zdzisław. I dodaje, że na wiele pytań nie zna jeszcze odpowiedzi...
Zbrodnia to niesłychana
Barbara Szmejter
Gdyby nie upór rodziny zagadka tajemniczej śmierci Stanisława Romanowskiego pewnie do dziś nie byłaby rozwiązana.
Podaj powód zgłoszenia
A
Zbrodnia to działa się za drzwiami domu tej kobiety przez 20 lat. Kiedy przez własnego męża było gwałcona nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. A najgorszy jest fakt, że wszystkie kłótnie i awantury znosiły biedne córki. A ona wbrew wszystkiemu była dla dzieci matką i ojcem i dbała o nie jak tylko mogła. Łącząc koniec z końcem, będąc zaradną kobietą, bo na męża nie mogła co liczyć. Polecam książkę K. Bondy "Polskie Morderczynie". W końcu można zestawić te artykuły z prawdą i podjąć własnej analizy, a nie tylko przeczytać artykuł i na tej podstawie oceniać sytuację.
T
Historia wyglada troche inaczej a ludzie z poza tego domu jej nie chca poznac. Kobieta maltretowana I gwalcona przez 20 lat wreszcie nie wytrzymala. Ciekawe czy ktos z was by wytrzymal... polecam ksiazke k.bondy polskie morderczynie