- Jest pani usatysfakcjonowana, że podczas dorocznego balu charytatywnego stowarzyszenia udalo się zebrać trzydzieści tysięcy złotych?
- Oczywiście, że tak. Niedawno pytano mnie, czy udało się nam w tym roku zebrać tyle pieniędzy, ile zakładaliśmy. Ja nigdy nie stawiam sobie takich celów. Bal jest przede wszystkim okazją do spotkania naszych sponsorów i przyjaciół, jest także szansą, aby pokazać im, czym przez rok zajmowało się stowarzyszenie. Ale jeśli z aukcji, loterii i sprzedaży, towarzyszących balowi charytatywnemu udaje się uzyskać wcale pokaźną sumę, to naprawdę cieszy. Tym bardziej, że i ten, i ubiegłoroczny dochód przeznaczamy na ten sam cel.
- Tym celem jest hipodrom przy Zespole Szkół Integracyjnych. Ile ma kosztować?
- Kosztorys opiewa na dwieście siedemdziesiąt tysięcy złotych. To dużo, ale jesteśmy dobrej myśli. O ile ubiegłorocznego dochodu z balu bałam się "wrzucić w fundamenty" i pieniądze przeczekały na lokacie, o tyle w połączeniu z pieniędzmi, które dziś mamy, jest już łatwiej podjąć decyzję o rozpoczęciu budowy. Będziemy starać się też o wsparcie unijne, w czym pomogą stowarzyszeniu, mam takie zapewnienie, władze miasta.
- Dlaczego hipodorom? To dośćdroga forma terapii.
- Ale mająca wyższość nad innymi terapiami, o czym już się przekonaliśmy. W Zespole Szkół hipoterapia jest prowadzona od kilku lat. Mamy tam cztery koniki. Dzieci je uwielbiają. Niedawno opowiadano mi o chłopcu, który mając poważne przykurcze, po raz pierwszy otworzył dłoń po to, aby dać "Iskierce" kostkę cukru. Niepełnosprawna dziewczynka z balkonikiem, którą spotkałam w szkole przy ulicy Wienieckiej powiedziała mi, że dla niej jest to miejsce wspaniałe, a konie są jedyną rzeczą, której zazdroszczą jej zdrowe dzieci...