Mogliśmy ich zobaczyć i usłyszeć podczas Dni Inowrocławia. Rozmawialiśmy z wokalistą i liderem zespołu Michałem Gęsikowskim.
- Kto by pomyślał, że zespół Nocny Stróż jeszcze kiedyś zagra. Zatęskniliście za wspólnym graniem?
- Mieliśmy długą przerwę, ponieważ nasz kolega Krzysiek, który grał u nas na bębnach wyjechał do Anglii. Wtedy zawiesiliśmy działalność Stróża, a że już trzeci rok gram z Coolersami i z racji tego, że jest to muzyka disco polo i polski dance, to koncertujemy bardzo dużo, więc, co by, tak brzydko mówiąc „odchamić się” chciałem pograć sobie też muzykę pop - rockową, taką właśnie jaką graliśmy z Nocnym Stróżem i dlatego właśnie z Michałem Witkowski, z którym gram w tym zespole od początku, postanowiliśmy zrobić reaktywację. Do współpracy zaprosiliśmy Macieja Wróblewskiego -perkusistę i Waldemara Jackowskiego - basistę. I właśnie w niedzielę była premiera przed inowrocławską publicznością, po kilku latach nieobecności.
- Wracacie na dobre?
- Chcemy grać dalej, tworzyć piosenki, choć poważniej pomyślimy o tym dopiero po wakacjach, teraz skupiamy się na tym, żeby trochę pokoncertować.
- Warto przypomnieć, że zespół Nocny Stróż to nie był nigdy tylko coverband, wy graliście swoje autorskie kawałki, które podobały się publiczności, prawda?
- No i właśnie zagraliśmy głównie swoje piosenki, coverów wiele nie było. Wszystko to będą utwory, które żeśmy grali wtedy, tyle, że wówczas nie graliśmy z loopami, czyli z elektroniką, bo nie było takich możliwości. Dzisiaj są, więc odświeżyliśmy wszystkie piosenki.
- Stres się pojawił?
- Na koncert przyszło sporo naszych znajomych, którzy kiedyś nas słuchali, przychodzili na nasze występy.
- Czy nadal mieszkasz w Inowrocławiu?
- Od siedmiu lat mieszkam w Toruniu. Mam żonę i dwuletniego synka Mateusza.