https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zieloność liści

Rozmawiali Alicja Polewska i Marek K. Jankowiak
Krystyna Kałużna
Krystyna Kałużna Fot. Wojciech Wieszok
Rozmowa z dr Krystyną Kałużną znawczynią bydgoskich ogrodów botanicznych.

Krystyna Kałużna

Krystyna Kałużna

Znak Zodiaku - Lew
Ulubiony smak - porzeczki prosto z krzaczka
Zapach - róży
Kolor - od fioletu przez lila do różu
Kwiat - róża
Alkohol - campari z sokiem pomarańczowym
Auto - pozwalam się wozić

- Czy ogród leczy duszę?

- Nie tylko duszę, także ciało. Podobnie jak joga, dwa razy w tygodniu bywam na ćwiczeniach.

- W ogrodzie jednak chyba częściej?

- Codziennie, często do nocy. Ogród cudownie koi nerwy, poprawia samopoczucie. I nigdy nie traktuję go - ojej, znowu trzeba iść i coś tam zrobić.

- Skąd ta miłość do ogrodu, a potem ogrodnictwa, które pani studiowała?

- Wyniosłam to z domu. Mieliśmy spory ogród. Poza tym - to chyba też kwestia cech osobowych. Wiedziałam, że mogę być w życiu ogrodnikiem, historykiem sztuki czy konserwatorem zabytków. Za to nigdy - prawnikiem. Zanim jednak to ogrodnictwo się spełniło, wyszłam za mąż, urodziłam trzech synów, bo rodzina zawsze była w moim życiu najważniejsza. Nie wyobrażam sobie życia bez codziennego obiadu w domu.

- Ale musiała pani dzielnie stawiać czoła czterem facetom w tym domu!

- Potem te proporcje się zmieniły. Przybyły trzy synowe, cztery wnuczki i teraz to my, kobiety, jesteśmy w przewadze. Ta zmiana nie była wcale taka łatwa. Musiałam się nauczyć być teściową, babcią.

- ... no i w którymś momencie powiedziała pani wprost: teraz pora na mnie!

- Tak to dokładnie było. Napisałam pracę doktorską o ogrodach botanicznych w Bydgoszczy. Tak, tak - o ogrodach. Bo mało kto wie, że poza tym starym, który wszyscy bydgoszczanie znają, przy placu Weyssenhoffa, jest jeszcze piękny ogród w Myślęcinku oraz częściowo otwarty dla mieszkańców ogród przy Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin UTP.

- Nie korciło pani nigdy, żeby skrzyknąć zainteresowanych i powalczyć o przywrócenie dawnej świetności temu najładniejszemu, przy Weyssenhoffa?

- Korciło bardzo, 4 czy 5 lat temu. Ale mnie mąż trochę zniechęcił. To nie jest łatwe - mówił. Będą pisać, że nic się nie dzieje. Ale gdyby znalazła się grupa pasjonatów, to ja w każdej chwili się w to włączę. Trzeba by przywrócić ogrodowi rzeźby Bronisława Kłobuckiego, albo zrobić ich kopie. Jest do odnowienia piękny, ale bardzo zaniedbany relief z planem Bydgoszczy. Można by w ogrodzie zbudować stylową kawiarenkę czy herbaciarnię, otworzyć sklep z rzadkimi roślinami dla hobbystów.

- Często patrzy pani krytycznie na przydomowe ogródki?

- Ogród, to takie miejsce, w którym każdy ma się czuć dobrze. Niech więc każdy sobie go urządza według własnych pomysłów. Np. inaczej traktujemy dziś tuje. Kiedyś miały niemal wyłącznie cmentarny charakter, dziś - chętnie wykorzystywane są na żywopłoty. Pojawiają się rośliny nietypowe, na przykład bambusy. Pięknie kwitną magnolie, glicynia. Warto przypomnieć, że większość z tych roślin źle znosi znaczne spadki temperatur. Poniżej minus 10 stopni C. rzadko które przeżywają.

- A w Bydgoszczy mamy jakieś pomniki przyrody, warte nadzwyczajnej uwagi?

- Na starych zakładach mięsnych, przy ul. Jagiellońskiej pięknie kwitnie glicynia. Ma na pewno 60, a może i 70 lat. Trzeba zadbać o to, by podczas modernizacji tego fragmentu miasta nie ucierpiała. Na pewno warto zwrócić też uwagę na katalpę przy Pałacu Młodzieży, stare cisy na zapleczu kamienic przy ul. Gdańskiej, miłorzęby przy Jagiellońskiej.

- A co panią w tym mieście drażni?

- Choć przyjechałam tu z Poznania, Bydgoszcz polubiłam i już czuję się bydgoszczanką. Lubię po niej spacerować. Może dlatego najbardziej mnie drażni stan chodników?

- Co jest w stanie wyprowadzić panią z równowagi?

- Zaczynam być niespokojna, gdy zbyt długo słyszę płaczące wnuczki. Wymyślam wtedy różne powody tego płaczu. Trochę mnie czasem denerwuje to, że mąż tak dużo pracuje. Od roku jestem na emeryturze i chciałabym, żeby i on więcej czasu spędzał już w domu.

- Do której z wad jest pani gotowa się przyznać?

- Czasem reaguję zbyt emocjonalnie.

- A które z zalet rzucają się w oczy?

- Myślę, że najbardziej widoczna jest ta moja rodzinność. Ale jestem też odpowiedzialna. No i chyba ambitna.

- Spróbujmy głębiej zaglądnąć do pani wnętrza. Nie cierpię...

- ... staram się nie używać tego słowa...

- No to łagodniej - nie lubię...

- ... smutnych, deszczowych dni.

- A dla odmiany - bardzo lubię...

- ... spędzać czas z przyjaciółmi. I to nie tylko w domu czy w ogrodzie. Także w jakiejś miłej restauracji.

- Boję się...

- ... chyba, jak każdy - boję się trochę starości. Poza tym - o wnuczki, o wszystkich moich najbliższych.

- Zarobione pieniądze najchętniej na...

- ... rośliny do ogrodu i ciekawe ubrania.

- Zakupy, to pomysł na lepsze samopoczucie?

- Zdecydowanie. Gdy mnie dopada listopadowa chandra, to po prostu coś sobie kupuję. Działa.

- Z mężem też pani chętnie na takie zakupy się umawia?

- Razem chętnie zwiedzamy galerie i muzea. Mamy wspólne zainteresowania - lubimy malarstwo XVIII i XIX wieku. Tyle, że ja szukam głównie portretów i kwiatów, a mąż - ciekawych bitew, no i oczywiście dzieł z elementami optycznymi.

- Gdzie jest pani ulubione muzeum?

- Takie, do którego zawsze mogę wracać, to Muzeum d'Orsey, w Paryżu. I drugie, też paryskie - Marmottan, z przepiękną kolekcją dzieł Claude' a Moneta. Tam są jego przepiękne "Nenufary". Stamtąd mogę nie wychodzić przez kilka godzin.

- A kto namalował pani najbardziej ulubiony obraz?

- Leon Wyczółkowski. "Róże w szklanym wazonie". Chociaż od razu powiem, że Wyczółkowski to w ogóle mój ulubiony malarz. Uwielbiam jego rośliny polne, słynne cisy z Wierzchlasu.

- Czym można sprawić pani przyjemność?

- Obrazem Wyczółkowskiego.

- A gdyby to był bukiet prawdziwych róż?

- Może wolałabym kaczeńce? Wyczółkowski też tak pięknie je namalował. Nigdy nie myślałam, że tak można.

- A co może sprawić pani przykrość?

- Trudno mi wskazać ten najważniejszy powód. Chyba jednak w sumie dość łatwo jest mnie urazić. Ale taki stan raczej staram się potem ukryć w sobie.

- Dokąd chciałaby pani pojechać?

- Na pewno jeszcze raz do Kazimierza nad Wisłą. Ale i do Łańcuta, Zamościa. To wstyd, ale nigdy tam jeszcze nie byłam. Podjęliśmy zresztą z mężem decyzję, że zaczniemy trochę zwiedzać Polskę. Ma wiele urokliwych zakątków. Chciałabym też pojechać do muzeum w Płocku. Tam są eksponaty, które mogłyby mi się przydać do mojej kolejnej książki. To będzie coś o kwiatach w secesji. Ale nic więcej na razie nie powiem...

- Gdyby musiała pani wybierać między kinem, teatrem, muzyką a dobrymi zawodami sportowymi...

- ... to bym wybrała kino. W najbliższym czasie na pewno wybiorę się na film poświęcony Edith Piaf. Bardzo lubię jej piosenki. Podobnie, jak zespół ABBA. Dobra książka, też zresztą może być biograficzna. Na przykład, o Catherine Deneuve. Czytanie najlepiej mnie chyba relaksuje.

- Które cechy u mężczyzny ceni pani najbardziej?

- Na pewno powinien być mądry. Mądrzejszy ode mnie. Opiekuńczy, dawać wsparcie...

- Kobieta - bluszcz?

- Nie, to za dużo. Bluszcz się wpija, czepia. Taki mężczyzna byłby trudnym partnerem.

- A gdyby tylko oczy miały wybierać?

- Szukałabym inteligencji. No i wysoki powinien być.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska