Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zjazd w cieniu Teodory i Izydora

TEKST I FOT. MARIETTA CHOJNACKA [email protected]
W tym roku najstarsze muzeum na wolnym powietrzu - kaszubski skansen we Wdzydzach Kiszewskich - świętuje stulecie. Nie byłoby go, gdyby nie miłość i mezalians. Dlatego familia Gulgowskich z Iwiczna właśnie tu spotkała się na zjeździe.

- Założyciele muzeum we Wdzydzach nie mieli dzieci - mówi organizatorka zjazdu rodzinnego Barbara Gulgowska ze Starogardu Gdańskiego. - Na zjazd przyjechali potomkowie brata Izydora, Tomasza z kociewskiego Iwiczna.
Dlaczego Wdzydze, a nie Iwiczno? - To piękny sposób uczczenia stulecia założenia skansenu przez przodka - odpowiadają Gulgowscy. - Niech rodzina pozna, czego dokonał.

Namaluję ci miłość

A było tak. Teodora Fethke z nauczycielskiej rodziny w Wielkich Chełmach koło Brus przyjechała ze studiów artystycznych w Berlinie na wakacje do brata - proboszcza we Wielu. Izydor Gulgowski po ukończeniu seminarium w Tucholi uczył na Kaszubach. Pewnego letniego dnia 1898 r. płynął czółnem po Jeziorze Wdzydzkim na odpust do Wiela. I nagle ujrzał na granitowym głazie piękną kobietę w bieli, malującą krajobraz. Gdy się zbliżył, usłyszał: "chcesz, namaluję ci miłość".
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Izydor natychmiast przeniósł się ze szkoły w Konarzynach do czteroklasówki we Wdzydzach, aby być blisko ukochanej. Teodora również nie myślała o powrocie do Berlina na studia. Została u brata we Wielu.

To musiała być silna miłość, skoro Teodora głodówką i zamknięciem wymogła błogosławieństwo brata. Ślub z biednym nauczycielem z odludzia się odbył. Przez następne 26 lat byli razem. Wszyscy mieli zapomnieć o skandalu i to nie tylko ze względu na mezalians, ale i różnicę wieku - panna młoda miała 39 lat, a jej ukochany 25.

Wdzydzka spółdzielnia

Młodzi zamieszkali we Wdzydzach i tu mogli dać upust swoim zainteresowaniom. Zafascynowani skandynawskim modelem zachowania kultury wiejskiej kupili chałupę we Wdzydzach i w 1906 r. założyli muzeum. Chcieli, aby tu odrodziło się dawne rękodzieło. W najlepszym okresie w ich "kaszubskiej spółdzielni" pracowało dwieście osób. Gulgowska wyszkoliła całe zastępy hafciarek, plecionkarzy i stolarzy, którzy swoim kunsztem, dzięki modzie na "swojszczyznę", rozsławili Wdzydze. Izydor zmarł w 1925 r., Teodora przeżyła go 26 lat, cały czas walcząc o zachowanie skansenu. Nie zmogły jej bieda, pożar, II wojna światowa. Zmarła w 1951 r. przekazawszy muzeum skarbowi państwa.

Sto lat później wnuk Tomasza z Iwiczna, brata Izydora i jego żona Barbara właśnie we Wdzydzach postanowili zorganizować pierwszy zjazd rodzinny. Nie w Iwicznie, choć rodzinne gospodarstwo nadal prowadzi Bonifacy Gulgowski. - Uważałam, że warto zaprosić tu Gulgowskich - mówi Teresa Lasowa, dyrektorka Muzeum-Kaszubskiego Parku Etnograficznego im. Teodory i Izydora Gulgowskich we Wdzydzach. - To kolejne jubileuszowe wydarzenie.

Zjazd zaczął się mszą w zabytkowym kościele ze Swornychgaci. Potem prawie sto osób, które zjechały nie tylko z Kaszub i Kociewia, ale i Katowic, Poznania, a nawet z Francji, Stanów Zjednoczonych i Niemiec, przeszło na grób Gulgowskich. Bo Teodora znowu postawiła na swoim. Choć to niezgodne z tradycją katolicką, wymogła na bracie księdzu pozwolenie pochowania męża na wzgórzu w muzeum z widokiem na jezioro. Sama też spoczęła przy mężu.

Granitowy głaz pamięta?

Na ich grobie jest granitowy głaz. Może pamięta ich pierwsze spotkanie? - To ważne miejsce - mówi Lasowa. - Jak mamy problem w skansenie, to właśnie tu musimy go przegadać. Zawsze znajdzie się rozwiązanie, bo tu czuć ducha założycieli.

Gulgowscy rozpierzchli się po świecie, ale pamiętają, że ich gniazdem jest Iwiczno. Od tygodnia wiedzą, że mają drugie "swoje" miejsce - Wdzydze. Zwiedzili skansen. Teresa Lasowa objaśniała, czego dokonali założyciele. Zdjęcia, dokumenty, hafty zachwyciły tych, którzy byli tu pierwszy raz. Poczuli, ile wyrzeczeń kosztowało Izydora i Teodorę muzeum. - Z ich chaty nic nie zostało - przypomniała. - Nie zachowała się także pralnia, w której po pożarze żyła Teodora.

Wprost trudno sobie wyobrazić, że ta 70-letnia, schorowana i samotna kobieta sama odbudowała muzeum i zgromadziła na nowo zbiory po pożarze. Zostawiła skansen na 12 hektarach, teraz jest ich 22 i wciąż przybywa obiektów z Kaszub i Kociewia. Nic dziwnego, że po takim wstępie sługo trwały rozmowy w karczmie "Wygoda". Na chwilę wpadł potomek Teodory, Andrzej Fethke z Warszawy, który dowiedział się o zjeździe, będąc tu na wczasach. Gulgowscy mają niezłe korzenie. Choć nie wszyscy noszą to nazwisko, bo na zjeździe zjawili się Żurawscy, Jurkowscy i Kowalscy, dziedzictwo Izydora imponuje.
Zjazdowa księga pamiątkowa spuchła od wpisów, adresów i postulatów zorganizowania następnego spotkania. Może znowu we Wdzydzach?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska