Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zjechać poniżej kwintala

Hanka Sowińska [email protected]
Piotr Żabiński: - Sprzedałem samochód i kupiłem rower. Też pomaga mi schudnąć...
Piotr Żabiński: - Sprzedałem samochód i kupiłem rower. Też pomaga mi schudnąć... Jarosław Pruss
- Ile i co pan dotąd jadł? - pytam. - Już zapomniałem - żartuje. - Ulubione potrawy? - Wszystko co z mięsa. Golonka, karkówka, schabowy - wylicza. - A słodycze? Nie znam nikogo, kto by odmówiły sobie kawałka ciasta czy porcji lodów. - To właśnie pani poznała!

Był koniec marca. W świetlicy, na piątym piętrze bydgoskiego szpitala MSW, kończyło się pierwsze spotkanie w sprawie darmowego programu odchudzania. Chętnych było tylu, że stali w korytarzu.
- Pan też chce zgubić parę kilo? - zagadnęłam młodego mężczyznę.
- Po to tu jestem. Już kiedyś straciłem 20 kilogramów, ale nadrobiłem z nawiązką.
- Ile pan teraz waży?
- Przeszło 140 kilogramów.
Przedstawił się z imienia.
- Piotr jestem.

Lżejsi o ćwierć tony

Minęły trzy miesiące. - Dwunastotygodniowy program redukcji masy ciała ukończyło 47 osób. Pięć, z różnych powodów, wykruszyło się - dowiaduję się od Mirosławy Cieślak, zastępcy dyrektora ds. ekonomiczno-administracyjnych w lecznicy przy ul. ks. Markwarta.

Kiedy zaczynali terapię, razem ważyli o prawie ćwierć tony więcej. - Rekordzista schudł 23 kilogramy. Miejsce drugie zajął pan Piotr z wagą niższą o 18 kg, trzecie pani Agnieszka - zrzuciła 15 kilo - dyrektor Cieślak wylicza sukcesy liderów programu.

Drugi wynik w odchudzaniu należy do Piotra Żabińskiego. To ten mężczyzna, z którym rozmawiałam na szpitalnym korytarzu. - Wstyd się przyznać, ale na początku kwietnia ważyłem 148 kg. Dziś jestem lżejszy o 21 kilogramów - tydzień temu mówił trzydziestoletni bydgoszczanin.

Przeczytaj również: Ta operacja odmieniła jej życie. Chorowała na patologiczną otyłość [zdjęcia]

Dużo za dużo

Urodził się jako wcześniak. - Ważyłem tylko dwa kilogramy. Powoli nadrabiałem zaległości. Zawsze lubiłem jeść - wspomina.

Już w podstawówce miał nadwagę. Gdy był w technikum, przekroczył setkę. - Nie chciałem ćwiczyć na wuefie. Męczyłem się, więc jak mogłem, starałem się wymigać z zajęć.

Poszedł na studia. Ważył wtedy 115 kg. Gdy je kończył, dobił do 130 kg. - Zacząłem się leczyć w szpitalu wojskowym. Dostałem skierowanie do sanatorium w Ciechocinku. W ciągu kilku tygodni schudłem dwadzieścia kilo. To był pierwszy raz, gdy udało mi się zrzucić tyle kilogramów w tak krótkim czasie. Sanatorium dla odchudzających się okazało się skuteczne. Pomogła dieta plus dużo ćwiczeń.
Niestety, stracone kilogramy szybko wróciły.

- Ożeniłem się, zostałem ojcem. Zajmowałem się synkiem, bo mam taką pracę, że mogę poświęcić mu czas przed południem. Nie gardziłem jedzeniem. Zjadałem swoje i jego śniadanko, swój i jego obiadek. I tak bardzo mi przybyło przez dwa lata. Z ruchu to tylko spacerek z dzieckiem na plac zabaw.

Źle się czuł, dźwigając tyle kilogramów. Szukał pomocy psychologa, ale nie trafił na takiego, który zajmowałby się pacjentami cierpiącymi na otyłość. Myślał o dietetyku i prywatnym trenerze, który zmusiłby go do ćwiczeń. I wtedy przeczytał w internecie, że szpital organizuje trzymiesięczny kurs dla otyłych. - Miałem szczęście, bo chętnych było dużo więcej niż miejsc. Oprócz ustalonych kryteriów (wiek, wartość BMI, brak chorób przewlekłych) najważniejsza była obecność na spotkaniach poprzedzających rozpoczęcie programu. Kto nie opuścił żadnego zebrania, załapał się - opowiada Piotr Żabiński.

Odchudzony talerz

Program obejmował porady dietetyka, psychologa i zajęcia fizyczne pod okiem doświadczonych rehabilitantów. - Zostałem zakwalifikowany do grupy, która ćwiczyła dwa razy w tygodniu, po dwie godziny. Najpierw godzina ćwiczeń rozciągających, podobnych do fitnessu dla tych z większą masą ciała i godzina chodzenia z kijkami po parku Witosa lub Kazimierza Wielkiego. Po jakimś czasie do ćwiczeń wprowadzono piłki i taśmy rozciągające.

Po pierwszych zajęciach w sali przy ul. Krasińskiego ledwo wrócił do domu. - Potem było już coraz lepiej - zapewnia.

Ale sam ruch to za mało, by ciała ubyło. - Na początku mieliśmy kilka spotkań z dietetyczką. Każdy musiał napisać na kartce, co dotychczas jadł. Pani dietetyczka wykreślała to, co szkodliwe. Oceniała też, czy styl żywienia był dobry, czy trzeba go zmienić. W moim przypadku podstawowa uwaga dotyczyła ilości. Usłyszałem, że porcje były za duże. Jak się dostosowałem do zaleceń, to waga zaczęła spadać.

Z listy dozwolonych produktów wypadły mięsa smażone. Musiał też ograniczyć ilość zjadanych jajek. - Jadłem 8-10 jajek na poranną jajecznicę. Teraz robię jajeczniczkę z jednego i też jest dobrze.
To, ile może zjeść, ma dokładnie wyliczone. Co do gramów i mililitrów. - Sześć porcji produktów mącznych, pięć porcji warzyw i produktów z nich zrobionych, cztery produkty owocowe, trzy mleczne, jedno mięsne - wymienia.

Co znaczy "porcja"? - dopytuję. - Trzydzieści gramów. Natomiast kromka, np. chleba razowego to 70 g. W ciągu dnia mogę zjeść 70 g ziemniaków, nabiału 150 mililitrów, 300 g warzyw. Tych akurat zjadam więcej, bo na przykład świeży ogórek ma zaledwie 20 kalorii.

Z mięs dozwolone tylko chude. - I małe ilości. Już się przyzwyczaiłem - zapewnia. - Dzięki radom dietetyczki inaczej przygotowujemy w domu mięsne potrawy. Przede wszystkim gotujemy na parze. To łatwe i wcale nie jest pracochłonne. Wystarczy produkty włożyć do garnka.

Przerwa na jogurt

Cztery kromki chleba na śniadanie w domu i kanapki do pracy. W pracy jeszcze coś słodkiego, np. drożdżówka. O piętnastej obiad - talerz lub dwa zupy, z pół kilograma mięsa, dużo ziemniaków i trochę warzyw. Kolacja - znowu kanapki.

Tak było do początku kwietnia. A teraz? Liczba posiłków ta sama, ale zamiast pięciu ziemniaków na talerzu jest jeden. Zamiast dwóch kotletów pół i trzy surówki. Do tego różnego rodzaju sałatki.

- W pracy mamy stałą porę na kawę i coś do kawy. To godzina 10.22. Gdy udało mi dostać do programu, zmieniło się menu. Kilku kolegów też jest na diecie. Ci, którzy mogą, dalej jedzą drożdżówki, odchudzający się mają jogurt z płatkami. I też jest dobrze. Koledzy również gubią kilogramy. Po jednym to widać szczególnie. To dodatkowo motywuje.

Przyjaciółka waga

Codziennie wchodzi na wagę. - Ogólnie tendencja jest spadkowa. Przez trzy miesiące zrzuciłem 18 kg. I nadal chudnę. Chociaż zdarzają się słabsze weekendy i dni. Szczególnie, gdy jest rodzinne spotkanie, to kawałka ciasta sobie nie odmówię. Wiem jednak, że następnego dnia muszę mniej zjeść. Albo pójść na kijki.

Przed programem miał podwyższone trójglicerydy, teraz są w normie, podobnie jak cholesterol. - Ten program i dieta bardzo pomogły mojej żonie. Wykryto u niej cukrzycę ciążową. Gdy przeszła na redukcyjną dietę cukrzycową, nie musiała brać insuliny przez całą ciążę. Zyskała dodatkowo, bo również schudła.

Marzenia o dwóch cyfrach

Dieta redukcyjna nie oznacza wyrzeczeń. Trzeba jednak kontrolować wielkość porcji. I odpowiednio zestawiać posiłki.

Piotr Żabiński: - Śniadanie to głównie potrawy mączno-mleczne, drugi posiłek jest mączno-mleczno-owocowy. Na obiad porcja mięsa lub jakiejś ryby, warzywa, kasza, ryż bądź ziemniaki. Podwieczorki - płatki owsiane, kromka chleba pełnoziarnistego. Kolacje to sałatki.

Oprócz diety musi być ruch. - Przy mojej tuszy większy wysiłek nie jest wskazany. Próbuję biegać, ale stawy za dużo jeszcze dźwigają. Kijki są bardzo dobre. Ręce bolą po marszu, nogi nie - zapewnia.
Codziennie jeździ na rowerze. Do pracy i na spacery z dzieckiem.

Marzenie? - Zejść z wagą do dwóch cyfr. Chociaż do 99 kilogramów.

Widzi różnicę w swoim wyglądzie. I to go bardzo cieszy. - Garderobę muszę już zmieniać. To dodatkowy wydatek, ale jaki przyjemny! Wchodzę w ubrania o trzy rozmiary mniejsze. Żona mnie chwili. Sam też się tym chwalę.

Od początku miał wsparcie najbliższych. - Teraz jeszcze urosło, bo żona widzi efekty. Na początku nie wierzyła.

Przyznaje, że kiedyś próbował farmakologicznie się odchudzać. Myślał też, by poddać się operacji bariatrycznej (chirurgiczna metoda zmniejszenia żołądka). Sporo na ten temat czytał. - Nie ma sensu uciekać się do takich sposobów. Okazuje się, że wystarczy dieta. I ruch - podkreśla.

I dodaje: - Na spotkaniu kończącym program niektórzy mówili, że to trzeba pociągnąć. Skrzyknęliśmy się na Facebooku. Od września chcemy prywatnie kontynuować zajęcia gimnastyczne.

***

Instytut Żywności i Żywienia zapowiedział kolejną edycję 12-tygodniowego darmowego programu odchudzania. Pojawia się więc szansa dla kolejnej gruby otyłych bydgoszczan.

- Chcemy się zgłosić. Mamy już doświadczenie. Jednak organizatorzy zamierzają zaprosić inne miasta do udział w tym projekcie. Wszystko zależy od tego, ile placówek się zgłosi - dodaje Mirosława Cieślak.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska