To nietypowa poprzez swoją atrakcyjność oferta miasta, które chce przyciągnąć określony biznes i znaleźć receptę na bezrobocie o dużych rozmiarach, dotykające około trzech tysięcy mieszkańców.
- Liczba osób pozostających bez zatrudnienia niepokoi, ale jestem zdania, że nic nie zmieni się widocznie dopóki w państwie jest tak, jak teraz. Produkt Krajowy Brutto rośnie, nie przekłada się to jednak w żaden sposób na nasze portfele - mówi burmistrz Krzysztof Maciejewski. - U siebie stawiam na produkcję i usługi. Byli u mnie przedstawiciele koncernów handlowych: Niemcy, Francuzi. Miasto może im zaoferować jedynie tereny na obrzeżach, kilkuhektarowe. W centrum, gdzie dysponujemy atrakcyjną działką przy linii kolejowej, z miejscami pod parkingi. Chcemy mieć przedsiębiorców, którzy Rypin wspomogą poprzez płacenie podatków do miejskiej kasy oraz zatrudnienie, na przykład, stu czy stu pięćdziesięciu ludzi. Jesteśmy w trakcie opracowywania dla tego obszaru planu zagospodarowania przestrzennego.
_Na stronie internetowej Urzędu Miasta jest informacja o poszukiwaniu kontrahentów do inwestowania i współpracy w zakresie mleczarstwa (kooperacja ze Spółdzielnią Mleczarską ROTR) oraz produkcji metalowej (współpraca z Damixem, producentem akcesoriów meblowych i wyrobów z drutu). Inwestorów zachęcić mają ulgi podatkowe, wykwalifikowana kadra i możliwość zatrudnienia pracowników w ramach prac interwencyjnych.
Zakupy wyjazdowe
Część rypinian nie podziela z pewnością poglądów swojego włodarza, który chce chronić miejscowych handlowców przed konkurencją. Na zakupy, w oferujących niższe ceny marketach, wybierają się chociażby do brodnickiego Kauflanda czy golubsko-dobrzyńskiego Leader Price`a. - _Tam jest dużo taniej i większy wybór - przekonuje pani Anna, która co sobotę jeździ z mężem do Golubia-Dobrzynia. - Za sto złotych zrobię zakupy dla mojej rodziny, które starczą na tydzień. Gdybym poszła do sklepu pod domem, wyszłabym pewnie z dwiema małymi siatkami. Nie pracuję i nie mogę sobie pozwolić na marnowanie pieniędzy.
_Często mieszkańcy nie zdają sobie jednak sprawy, że sklepy w ich mieście - należące do Rypińskiego Zrzeszenia Przedsiębiorców i Pracodawców - mają produkty nieco droższe, ale za to oddają podatki, zatrudniają ponad tysiąc osób, hojnie wspomagają akcje charytatywne.
Handlowcy dzieciom
- _To, że w marketach niektóre towary są tańsze, wcale nie oznacza, że dobrze oddziałują one na miasto - zauważa szefujący Zrzeszeniu Krzysztof Lewicki. - Zbierają jedynie pieniądze, wyprowadzają je z miasta do swoich centrali, nie uczestniczą w życiu społecznym. My w ubiegłym roku wydaliśmy 150 tys. zł na cele charytatywne, zorganizowaliśmy m.in. wypoczynek dla 800 dzieci z terenu powiatu rypińskiego. Poza tym co jakiś czas dokładamy swoją cegiełkę do zakupu szkolnego komputera czy wycieczki.
Zrzeszenie współpracuje również z miejscowymi zakładami nie zajmującymi się handlem. Ich pracownicy z różnych okazji: czy to świąt branżowych, czy Bożego Narodzenia, otrzymują bony towarowe, realizowane w sklepach, których właściciele należą do Zrzeszenia.
