Poruszyła mnie informacja o pani Elżbiecie Rogali, pensjonariuszce Domu Pomocy w Chełmnie, która obchodzi właśnie 108 urodziny. Chętnie uścisnąłbym z serdecznością te ręce, które bawiły się maskotkami jeszcze w czasach cesarza Wilhelma, zanim na Europę spadła pierwsza z okrutnych wojen. Ręce, na które mąż nałożył ślubną obrączkę 82 lata temu i które kilka lat później opadły w rozpaczy po jego śmierci. Piękny wiek. Życzę pani Elżbiecie spokoju. I pokoju.
Jakże małe z jej perspektywy są nasze polityczne przepychanki, po których z czasem nie pozostanie ślad w podręcznikach. Przed Zaduszkami przejrzałem listę nazwisk, które w mijającym roku powiększyły cmentarne rejestry. Nazwiska zacnych naukowców, dla których nekrologu nie znalazło się miejsce pomiędzy plotkarskimi newsami, byłych ministrów, których nazwisk prawie nikt już nie potrafi skojarzyć, i artystów, których twarze giną gdzieś we mgle. Aż chciałoby się zanucić: „Wielka sława to żart, książę błazna jest wart”. Jest jednak dalszy ciąg tej arii z „Barona cygańskiego”: „złoto toczy się w krąg, z rąk do rąk, z rąk do rąk”. Pani Elżbieta widziała zapewne wiele razy ten sam spektakl wyciągania rąk po złoto. Polityczny spektakl odpłacania akolitom w rodzaju Stanisława Piotrowicza.
Sentymenty polityczne straciłem dawno i coraz częściej łapię się ze zgrozą na tym, że miejsce gniewu zajmuje ironia. Ten gniew rozpala się jednak na nowo, gdy widzę, że władza przeszkadza zwykłym ludziom w dobrych sprawach. Wczoraj dowiedziałem się, że mój stary znajomy historyk zdecydował się rzucić pracę w szkole. Raptem kilka lat przed emeryturą. A nauczycielem historii był wytrawnym. Nie tylko belfrem, ale instytucją - autorem kilku świetnych podręczników i mentorem dla wielu utalentowanych następców. I co? Koniec. Bo wszystko ma swoje granice - o jedną głupią reformę, o kilka durnych biurokratycznych wymogów za dużo.
Wytworny książę, zabawny błaźnie, tego wam nie zapomnę nigdy!
