Dramatycznego odkrycia dokonał jeden z sąsiadów 47-latka, wychowującego samotnie trzech synów, najmłodszy nie jest jeszcze pełnoletni.
Przypomnijmy. O godz. 3.10 w nocy z piątku na sobotę powiadomił on policję, że na trawniku przy bloku 69B leży nieprzytomny człowiek. Na miejsce wezwano pogotowie, lekarz stwierdził, ze mężczyzna nie żyje.
Już ze wstępnych oględzin prokuratora wynikało, że udział w tej śmierci mogą mieć osoby trzecie. Potwierdza to kierunek śledztwa. - Pobicie ze skutkiem śmiertelnym - informuje Jolanta Cieślewicz, prokurator rejonowy w Świeciu.
Zarówno policja, jak i prokuratura nabrały w tej sprawie wody w usta. Nieoficjalnie wiadomo, że funkcjonariusze zatrzymali dwóch podejrzanych, mogących mieć związek ze śmiercią 47-latka. Nie chcą jednak zdradzić, czy byli to jego znajomi. - Dla dobra śledztwa - tłumaczy Marek Rydzewski, rzecznik prasowy policji w Świeciu. Ujawnia jedynie, że policjanci byli częstymi gośćmi w mieszkaniu denata. - Wzywano nas do interwencji - wyjaśnia Rydzewski.
Teraz wszyscy boją się masakry
Tymczasem na temat okoliczności zgonu 47-latka narosło mnóstwo plotek. - Że pan T. miał podcięte gardło, a nawet, że zbrodniarz odciął mu całą głowę - donosi przerażona sąsiadka. - O niczym innym się u nas nie mówi. Teraz wszyscy żyją w panice, że padną ofiarą jakiejś bestii, która żeruje w pobliżu.
Bo w opinii sąsiadów zmarły nie mógł mieć równie bezwzględnych znajomych w swoim towarzystwie. - Owszem, lubił sobie wypić. Ale wszyscy mu wybaczali, bo przecież chłop stracił żonę, miał na głowie rodzinę. Poza tym, był zawsze grzeczny do sąsiadów, cichutki - zapewniają mieszkańcy tej klatki schodowej, w której mieszkał 47-latek.
Policja informuje, że ciało denata nie było zmasakrowane. - Te plotki dotarły też do nas. Żadna z nich nie jest prawdą - podkreśla Rydzewski.
Wyniki sekcji zwłok będą znane jutro rano.
Do sprawy wrócimy.